[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie poznaliście, panie? wykrzyknął strażnik. Toć to słynny Gines de Pasamonte,inaczej zwany Ginesillo Krzywe Oczko.Nie pierwszy raz na galery wędruje, ale widaćpolubił je za poprzednim razem, skoro znów na nie trafił. Wolnego, panie strażniku ponuro rzekł galernik co lubię, a czego nie lubię, powiemprzy lepszej okazji, a nazywam się faktycznie Gines de Pasamonte i kto myśli, że ma prawoinaczej mnie zwać lub przezywać, temu zwykłem te pomysły wpychać do gardła.Wy zaś,61mości rycerzu, jeżeli macie coś dla nas w zanadrzu, dawajcie żwawo i żegnajcie, a jeżeli niemacie, to też żegnajcie, bo nudne już się robią te wasze wypytywania. Bezczelnie gadasz, Ginesillo! zdenerwował się strażnik. Zaraz dostaniesz nauczkę ipodniósł w górę laskę.Nie zdążył jednak opuścić jej na zbója, ponieważ Don Kichotzagrodził mu drogę, prosząc, by wybaczył nieszczęsnemu swobodę języka, często przecieżwłaściwą temu, kto ręce i nogi ma skrępowane.Od tego jakże słusznego zdania rozpoczął nasz bohater jedno z bardzo ważnych swoichprzemówień ważnych, dodam, niezależnie od tego, jakie po chwili pociągnęło za sobąskutki i zasługujących może, by słowo w słowo powtórzyć je tutaj za Cervantesem skorocałą wszelako resztę nie słowo w słowo, lecz własnymi słowami, dbając, by z treścinajistotniejszej nic nie uronić, na inną przecież, nowszą nieco i zwięzlejszą modłęwysławiam, przyjdzie mi i tutaj od zasady mej nie odstąpić.Zwracając się tedy do galernikówi do ich eskorty, rzekł Don Kichot (moimi słowami, jego myśli starającymi się służyć powiekach) co następuje: Widzę, bracia, że będąc, być może, winnymi różnych przeciw bliznim występków, nie zanie bynajmniej pokutujecie, lecz za inne okoliczności, jak to: opieszałość w porzuceniurzeczy zbyt pożądanej, uległość języka, zachęcanego do rozwiązania się przez wzięte natortury ciało, brak pieniędzy na złagodzenie sędziów, fizjonomia nie budząca sympatii i tympodobne.Z okoliczności tych wynika, że nie wymierzono wam prawdziwej sprawiedliwości,lecz jedynie przemoc zatriumfowała nad wami, co z kolei mnie, jako błędnego rycerza,obliguje do wzięcia was w obronę.Panowie strażnicy! Proszę po dobroci: zdejmijcie z tychludzi kajdany i pozwólcie im iść dokąd wola.Jak przed chwilą dowiodłem, sprawiedliwość,która ich w wasze ręce oddała, daleką jest od doskonałości.Dodam, że nie godzi sięczłowiekowi brać w niewolę innych ludzi, jak on wolnymi stworzonych przez Boga i naturę.Jeszcze dodam, że wam, jak tuszę, ci ludzie nic złego nie uczynili.Jeśli tacy są lub owacy,Bóg na niebie nagrodzi ich za dobre, a za złe niechybnie ukarze i po cóż inni ludzie, nielepsi, być może, szczęśliwsi jeno od tamtych, mają, nic w tym nie mając, być ich katami?Poniechajcie ich proszę z wielką pokorą, i podziękuję wam, jeśli mą prośbę spełnicie.Jeślibyście jednak mieli nie wysłuchać mnie dobrowolnie, to, jakem Rycerz PosępnegoOblicza, uczynicie to przymuszeni! A to dobre! wykrzyknął starszy strażnik. Mamy wypuścić więzniów królewskich narozkaz jakiegoś błazna w misce na głowie! Dosyć zmitrężyliśmy czasu, słuchając jegobanialuk, a teraz w drogę, a wy w swoją drogę, panie zwący się Kawaler Kwaśnej Gęby czyjak tam!I dał znak żelaznemu robakowi, że ma wić się dalej w szczęku swoim i poniżeniu, zanimjednak robak poruszył się znów na piasku, Don Kichot rzucił się gwałtownie na strażnika,zranił go wystawioną do przodu kopią i powalił na ziemię.Pozostali słudzy niedoskonałejsprawiedliwości królewskiej osłupieli na chwilę, szybko jednak opamiętali się i natarli na DonKichota, co mimo jego przewagi duchowej zle się mogło skończyć ze względu na ichprzewagę liczebną, ale tu równie szybko nowe jeszcze zaszły wypadki, galernicy mianowicie,widząc co się święci, rwać zaczęli swój długi łańcuch, na co strażnicy porzucili Don Kichota ipomknęli ku galernikom, by im przeszkodzić.Don Kichot za strażnikami, atakując bezpardonu, Sanczo Pansa na pomoc Ginesowi de Pasamonte, który dzięki niemu i własnejzręczności, choć przed chwilą najsrożej zakuty, teraz pierwszy zrzucił z siebie wszystkiełańcuchy, pręty żelazne i kłódki, i dopadłszy powalonego przez Don Kichota starszegostrażnika, rozbroił go z muszkietu i szpady.Widząc, że szala bitwy tak wyraznie przechyla sięna niekorzyść pożałowania godnej królewskiej sprawiedliwości, jeden za drugim słudzy jejpierzchać w pole poczęli, nie gonieni zresztą przez galerników, już co do jednegouwolnionych od łańcucha, tak niedawno czyniącego z nich człony bezwolne żelaznego62robaka, obecnie zaś nieruchomo leżącego w pyle jak umarła powłoka czegoś, czym już niejest ani nie będzie. Niech żyje nasz wyzwoliciel! dzwięcznym głosem zawołał ten, który był śpiewał nasądzie. Niech żyje! podchwycili inni, głosami rozmaitymi, lecz najczęściej zdartymi ichrapliwymi. Panowie powiedział Don Kichot miło mi słyszeć te wyrazy wdzięczności, ale tym,czego się po waszej wdzięczności spodziewam, jest dopełnienie wiadomego rycerskiegozwyczaju. To znaczy co ? nieufnie zapytał ten, któremu zabrakło dziesięciu dukatów, by ucieszyćtrybunał. Oto jaka jest moja wola oznajmił Don Kichot, obrzucając całą hałastrę dumnymspojrzeniem. Obciążeni łańcuchem, od którego was wyzwoliłem, udacie się natychmiast dosławnej miejscowości Toboso, gdzie staniecie przed słodkim obliczem damy mojego serca,najpiękniejszej, i najcnotliwszej pani Dulcynei z Toboso, i powiecie, że to ja was przysyłam.Powtórzycie jej, co zaszło na tej drodze, jak spotkałem was w opłakanym stanie, co następniepowiedziałem i co uczyniłem, by was skutecznie wyzwolić.Dopełniwszy tego obowiązku,pokłonicie się mojej pani i z czystym sumieniem udacie się, dokąd sobie życzycie.W gromadzie wyzwolonych galerników szmer się zrobił, uciszony zaraz przez Ginesa dePasamonte, który podniósł rękę i odpowiedział w imieniu wszystkich: Panie rycerzu, macie niewątpliwie słuszność, iż z wdzięczności za oswobodzeniepowinniśmy dopełnić rycerskiego zwyczaju i obowiązku, udając się z tym oto łańcuchem jakosymbolem minionego naszego opłakanego stanu do najpiękniejszej i najcnotliwszej paniDulcynei z Toboso celem pokłonienia jej się i opowiedzenia wszystkiego, co tutaj zaszło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]