[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasami zapominał, że ona w ogóle umie chodzić.Prawie nigdy nie wstawała z łóżka, a tylko przy wyjątkowych okazjach opuszczała swój pokój i wtedy towarzyszyła jej niewolnica czy dwie, na których mogła się wesprzeć.- Ciszej, Dolores.To ja, Cavil.- Co się stało, Cavilu? Co się tu dzieje?Przylgnęła do niego i nie mógł się ruszyć.- Nie sądzisz, że prędzej się dowiem, jeśli mnie puścisz i pójdę sprawdzić?Objęła go mocniej.- Nie chodź tam, Cavilu! Nie idź sam! Mogą cię zabić!- Dlaczego mieliby mnie zabić? Czy nie jestem ich prawowitym właścicielem? Czy Pan nasz mnie nie ochroni?Ale mimo to przebiegł go dreszcz przerażenia.Czyżby to był bunt niewolników, którego każdy właściciel się obawia, ale o którym nigdy nie wspomina? Uświadomił sobie, że ta myśl kryła się gdzieś w głębi umysłu, dręczyła go od chwili przebudzenia.Dopiero teraz Dolores ubrała ją w słowa.- Mam strzelbę - oświadczył.- Nie martw się o mnie.- Boję się - szepnęła Dolores.- A wiesz, czego ja się boję? Że potkniesz się w ciemności i zrobisz sobie krzywdę.Wracaj do łóżka, żebym nie musiał się o ciebie martwić, kiedy wyjdę.Ktoś zaczął dobijać się do drzwi.- Panie! Panie! - wołał.To niewolnik.- Jesteś potrzebny!- Widzisz? To Tłusty Lis - uspokoił żonę Cavil.- Gdyby wybuchł bunt, udusiliby go, zanim przyszliby po mnie.- Czy to miało mi dodać odwagi? - spytała.- Panie! Panie!- Do łóżka - rozkazał Cavil.Przez sekundę jej dłoń spoczęła na twardej, zimnej lufie strzelby.Potem Dolores odwróciła się i jak blade widmo zniknęła w mroku.Tłusty Lis aż podskakiwał z emocji.Cavil spojrzał na niego jak zawsze z obrzydzeniem.Polegał na nim, wiedział, że doniesie, co mówią niewolnicy za jego plecami, ale przecież nie musiał go lubić.W niebiosach nie ma nadziei na zbawienie duszy pełnokrwistego Czarnego.Oni wszyscy rodzili się w zepsuciu, jakby radośnie akceptowali grzech pierworodny, jakby ssali go z mlekiem matki.Aż dziw, że to mleko nie jest czarne od wszelkiego występku, bo z pewnością go zawiera.Gdybyż dało się przyspieszyć przemianę rasy czarnej na dostatecznie białą, aby warto się starać o zbawienie ich dusz!- To ta dziewczyna, Salamanda - oświadczył Tłusty Lis.- Czyżby już rodziła? - zdziwił się Cavil.- Nie.Nie, nie rodzi, nie, panie.Proszę, zejdź na dół, panie.Nie bierz strzelby, panie, weź ten wielki nóż.- Ja sam o tym zdecyduję - odpowiedział Cavil.Jeżeli Czarny mówi, że można odłożyć strzelbę, to właśnie strzelbę należy ściskać z całej siły.Ruszył w stronę baraków niewolnic.Szarzało już; widział ziemię pod nogami, widział przemykających tu i ówdzie Czarnych, obserwujących go z ciemności: szeroko otwarte białe oczy.To łaska pańska, że uczynił ich oczy białymi, inaczej w cieniu wcale by ich nie było widać.Grupka kobiet stała dookoła drzwi chaty, gdzie spała Salamanda.Niedługo miała rodzić, więc nie musiała pracować w polu i dostała łóżko z miękkim materacem.Nikt nie powie, że Cavil Planter nie dba o swój materiał hodowlany.Jedna z kobiet - w ciemności jej nie rozpoznał, ale sądząc po głosie Miedzianka, ochrzczona imieniem Agnes, choć wolała imię po miedzianogłowym grzechotniku.w każdym razie zapewne ona - krzyknęła:- Panie, my koniecznie zarżnąć dla niej kurczak!- Na mojej plantacji nie pozwolę na żadne pogańskie bezeceństwa - odparł surowo Cavil.Teraz już wiedział na pewno, że Salamanda nie żyje.Miesiąc do rozwiązania i nie żyje.Głęboko zabolała go ta śmierć.Jedno dziecko mniej.Jedna płodna owieczka stracona.O Panie, miej litość nade mną.Jakże mogę ci służyć, jeśli odbierasz mi najlepszą konkubinę?W izbie cuchnęło jak w stajni chorego konia, bo po śmierci opróżnił się jej żołądek.Powiesiła się na prześcieradle.Cavil wymyślał sobie od głupców za to, że dał jej coś takiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]