[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I na nowo zaczynamy płakać.Wypłakawszy się, wracamy do biura.Nasza urzędniczka już czeka, prowadzi nas do tej samej kabinki.Przypominają mi się czasy, kiedy kupowaliśmy z Vron pierwszy nowy samochód w Centrum Chevroleta w Los Angeles.Transakcje toczyły się w identycznych kabinkach.Czekam, kiedy zacznie się rozmowa o możliwości wliczenia w cenę starego wozu.Oświadczamy urzędniczce, że zdecydowaliśmy się na grób pod drzewem.Jest tym tak uradowana, jakby to ją miano tam pochować.Mówimy, że grobowiec ma być na dwie osoby.Pyta, czy życzymy sobie płytę.Decydujemy się na płytę za siedemdziesiąt pięć dolarów.Daliśmy się wciągnąć w klimat.Podajemy imiona i nazwisko rodziców.Tato będzie wymieniony jako pierwszy, z datą narodzin i śmierci.Podanie roku śmierci - a mamy dopiero początek kwietnia - ma w sobie coś nieodwracalnego.U Mamy podajemy tylko rok urodzenia.Urzędniczka pyta, czy chcielibyśmy mieć na stałe zainstalowane miejsce na kwiaty.Stanowczo odpowiadam, że tak.Joan patrzy na mnie jak na idiotę, ale nie protestuje.W sumie, zostawiamy na cmentarzu dalsze siedemset pięćdziesiąt dolarów.Wygląda na to, że cały pogrzeb będzie kosztował około dwóch tysięcy.Jednak bardziej opłaca się żyć.Już w samochodzie, Joan chce się koniecznie dowiedzieć, dlaczego zamówiłem stojak na kwiaty.- Cholera, Jack, wystarczyłoby przyjść z motyką, wydłubać dziurkę w ziemi i tam wsadzić kwiaty, skoro już się przy nich upierasz.Mama nigdy się tu nie wybierze; nie odwiedza ani grobu swojej matki, ani ojca, ani sióstr.Boi się cmentarzy.- Wiem o tym, Joan, ale dołek tak czy owak się przyda - może sam przyjdę tu kiedyś pograć w golfa?Po powrocie do domu relacjonujemy Mamie, co załatwiliśmy.Mama nie chce wiedzieć za wiele.- Umrze to umrze, i koniec.Można najwyżej dać na mszę i modlić się za niego.Podejrzewam, że jeszcze nie całkiem dotarło do niej, co się ma stać.Wie, że Tato ma umrzeć, ale nie rozumie, że będzie martwy.Pierwsze - to wydarzenie, drugie - inny stan istnienia.Wielka różnica.Do mnie samego z trudem to dociera.Taty już nigdy nie będzie.Powiedzieliśmy sobie ostatnie słowa.Już nigdy nie zobaczę, jak krząta się po ogrodzie i naprawia sprzęty w swoim warsztacie.Już nigdy nie posadzi kwiatów, nie roześmieje się.Zniknie.Billy jest cały czas przy rozmowie.Bogu dzięki, że nic nie mówi przy Mamie, dopiero kiedy wychodzimy na tyły, daje upust swoim emocjom.Siadam w bujanym fotelu, on wali się na łóżko.- Jezu, tato, przecież to barbarzyństwo.Dlaczego nie wynajmiemy łodzi w Santa Monica i nie rzucimy go w morze? Po co komu ten cały zasrany pogrzeb?- W Kalifornii obowiązują pewne przepisy, Billy.Samo uniknięcie balsamowania kosztowało sporo wysiłku.Jeszcze nie mówiliśmy Mamie, że balsamowania nie będzie.Wie, że nie będziemy wystawiać ciała; nie było powodu wdawać się w szczegóły.- Udało wam się wymigać od balsamowania?- No właśnie.Joan wyciągnęła jakiś zapomniany przepis o żydowskich obyczajach religijnych i Tato będzie miał pogrzeb żydowski, bez balsamowania.Billy zrywa się z łóżka i zaczyna chodzić po pokoju.- To fantastyczne, to naprawdę fantastyczne! Będzie jak na porządnym pogrzebie.Pamiętasz, jak umarła Mme.Mathilde i okładaliśmy ją w łóżku lodem, dopóki M.Didier nie załatwił trumny? A potem, jak ją przenieśliśmy do trumny i nieśliśmy pod górę do kościoła, a później na cmentarz? Grabarzami byli M.Perrichot, M.Boule, mer i Maurice.Pomagałem im, bo mieli zapasowy szpadel.W piętnaście minut grób był zasypany i uklepany.To się nazywa pogrzeb.- Masz rację, Bill, ale dla babci to za mało.Zachowała się wzorowo w tej trudnej sytuacji i musimy jej zadośćuczynić.- Ja, tato, w ogóle nie mam garnituru, nie mówiąc już o czarnym.Co myślisz?- Poszukaj w szafie dziadka, może któryś będzie nie ciebie pasował.Ja noszę jego garnitur.- Chcesz powiedzieć, że wybierasz się na pogrzeb w ubraniu swojego nieboszczyka ojca?Siada z wrażenia.Jestem już za bardzo zmęczony na wyjaśnianie historii pana Lazio.- Ja bym nie mógł.To jakieś niesamowite.Może by mi nie przeszkadzało, gdyby to był obcy człowiek, ale tak?Otrząsa się, zamyka oczy.Czasami zapominam, jaki on jest jeszcze młody.Chłopiec w jego wieku wygląda tak dojrzale, że łatwo o tym zapomnieć.- No to wybierz się do Armii Zbawienia, Bill.Na pewno znajdą ciemny garnitur, który będzie na ciebie pasował.Masz tu piętnaście dolarów.Może ci się uda trafić też jakieś buty za dolara.Włożysz je raz, na pogrzeb, a potem najwyżej wyrzucisz do śmietnika.I moje buty, i Taty, będą na ciebie za ciasne.Billy mówi, że zaczeka z zakupami, aż Tato umrze.Znowu przypomina mi się, że daliśmy wyryć na płycie nagrobnej rok zgonu.Nie znoszę być przesądny, ale wszyscy mamy to głęboko zaszczepione przez książki, filmy, telewizję i dziecięce zabawy.Proszę Billy'ego, żeby posiedział z Mamą.Chcę jak najwięcej być przy Tacie.Pielęgniarki są wyraźnie odmienione.Ktoś dał im cynk, że jestem specjalistą od rozróby.Ale przy tym są grzeczne.Czuję się jak księgowy w banku, do którego przyszedł na inspekcję.Nie przejmuję się: w końcu, nie startuję w konkursie na ulubieńca pielęgniarek.Tato bez zmian.Wchodzę, całuję go w czoło, mówię do niego, ale on jest cały czas pogrążony w głębokim śnie.Ciekawe, czym się różni koma od snu; może to tylko kwestia nasilenia i czasu.Ledwie skończyłem zmywać, do kuchni, kolebiąc się na boki, wchodzi Lizbet.W nocnej koszulce, z półprzymkniętymi oczami.Naciągam szelki na ramiona i podnoszę ją do góry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]