[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Buczenie i wycie tychmaszyn brzmiało na cichej ulicy dziwacznie i obco.Harry i Zahra spojrzeli na mnie, gdy wstałam.Powodowana wyłącznie odru-chem, podniosłam moją poszewkę.Na co mi teraz te rzeczy? Przemknęło mi przezgłowę, że jednak mimo wszystko powinnam wrócić do swego garażu, nim zado-mowi się w nim ktoś inny.To nie było jasne rozumowanie nie byłam do tegozdolna raczej mglista myśl, że teraz tam jest mój dom i w tej chwili pragnęłamjedynie znalezć się w domu.135Harry też się podniósł, lecz zaraz omal nie upadł.Na siedząco zgiął się wpółi zwymiotował do rynsztoka.Nie przygotowana na ten widok, ledwo zdążyłamuciec wzrokiem, by nie pójść w jego ślady.Na koniec splunął i kaszląc, odwróciłtwarz do mnie i Zahry.- Parszywie się czuję wyznał. Uderzyli go w głowę wyjaśniła Zahra. Wyrwał mnie temu facetowi,który.no wiesz.Uratował mnie, ale sam oberwał. Wczoraj nocowałam w takim spalonym garażu powiedziałam. Dośćdaleko stąd, ale tam mógłby porządnie odpocząć.Zmieścilibyście się.Zahra wzięła ode mnie poszewkę i niosła ją.Może przyda się jej coś ze środka.Wzięłyśmy Harry ego w środek, pilnując, by nie ustawał, i podtrzymując go, gdyza bardzo zbaczał z drogi albo się zataczał.W końcu jakoś doholowałyśmy go dogarażu.XV%7łyczliwość czyni Zmiany lżejszymi. Nasiona Ziemi: Księgi %7ływychNIEDZIELA, 1 SIERPNIA 2027Harry przespał większą część dnia.Zahra i ja czuwałyśmy przy nim na zmia-nę.Ma co najmniej wstrząśnienie mózgu i trzeba czasu, żeby wydobrzał.Niezastanawiałyśmy się jeszcze, co zrobimy, jeśli zacznie mu się pogarszać.Zahranie opuści go, bo stoczył walkę, aby ją uratować.Ja też nie chcę go zostawić,ponieważ znam go od urodzenia.To dobry chłopak.Cały czas łamię sobie gło-wę, jak by tu skontaktować się z Garfieldami.Na pewno przyjęliby go do domu,a przynajmniej załatwili jakiegoś lekarza.Na szczęście na razie nie wygląda na to, by mu się pogarszało.Starcza mu sił,aby na chwiejnych nogach chodzić na ogrodzone siatką podwórko, by załatwiaćpotrzeby fizjologiczne.Zjada i popija wodą wszystko, co mu daję.Nie wdającsię w dyskusje, wszyscy troje oszczędnie przejadamy moje zapasy.Nic więcejnie mamy.Niedługo przyjdzie nam zaryzykować i wyjść, żeby dokupić żywności.Tymczasem jest niedziela, dzień odpoczynku i każdy z nas próbuje wrócić dozdrowia.Już prawie oswoiłam się z bólem głowy i dolegliwościami posiniaczonego,obitego ciała Harry ego.Jego cierpienie daje mi się we znaki.Wypełnia, zaprzątamój umysł, tak samo jak gadanina Zahry i jej lamenty nad utraconą córką.W jakiś sposób nieszczęścia tych dwojga zagłuszają moje własne.Dziękiwspółczuciu chwilami zapominam i nie myślę o własnej rodzinie.Straciłam ichwszystkich.Jak to możliwe? Wszystkich?Zahra ma delikatny głosik małej dziewczynki, który zawsze uważałam zasztuczny.Okazuje się, że jest jak najbardziej prawdziwy, a gdy jest podenerwowa-na lub zmartwiona, staje się szorstki niczym papier ścierny, mówi tak, jak gdybycoś drapało ją w gardło.Patrzyła, jak umiera jej córeczka; widziała niebieską twarz137tego, który zastrzelił Bibi, gdy ona uciekała, niosąc ją na rękach.Według relacjiZahry: grzejąc do wszystkiego, co się ruszało, niebieski był w siódmym niebie,a jego gęba miała taki wyraz, jak twarz mężczyzny uprawiającego seks. Przewróciłam się opowiadała szeptem. Myślałam, że już po mnie,że to mnie trafił.Lała się krew.Wtedy zobaczyłam, jak główka Bibi opada nabok.Drugi, z czerwoną gębą, wyrwał mi ją.Nawet nie zauważyłam, skąd sięwziął.Złapał ją i wrzucił do domu Hsu, który stał w płomieniach.Po prostu ci-snął w ogień.Dostałam szału.Nie wiem, co robiłam.Ktoś mnie schwycił, alesię oswobodziłam; a potem, popchnięta, upadłam na ziemię, a on przygniótł mnietak, że nie mogłam oddychać i darł moje ubranie.Nic mogłam nic zrobić.Właśniewtedy widziałam twoją mamę, braci.Pózniej zjawił się Harry i ściągnął ze mnietamto bydlę.Już po wszystkim powiedział mi, że cały czas krzyczałam.Sama niepamiętam.Kiedy sprawiał manto temu, co mnie gwałcił, skoczył na niego dru-gi.Walnęłam go kamieniem, a Harry położył tamtego.Potem oboje uciekliśmy.Po prostu biegliśmy przed siebie.Ani przez moment nie zmrużyliśmy oka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]