[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PróbowaÅ‚ uciec, gdyBoba Fett wyci¹gn¹Å‚ rêkê w rêkawicy, ale nie zdoÅ‚aÅ‚ palec wska-zuj¹cy rozgniótÅ‚ chitynowy pancerzyk, rozmazuj¹c owada po wil-gotnej Scianie.Fett patrzyÅ‚, jak chmara mniejszych insektów roz-pierzcha siê w popÅ‚ochu.Robactwo i chłód nie przeszkadzaÅ‚y mu.BywaÅ‚ w gorszych miejscach.Ten pokój miaÅ‚ jeden plus Å‚atwo byÅ‚o w nim znalexæ innepluskwy, takie, które przekazaÅ‚yby jego sÅ‚owa Cradosskowi i jegodoradcom.Fett nie musiaÅ‚ nawet badaæ pierwszego pomieszcze-nia, do którego wprowadziÅ‚ go Twi lekianin, ¿eby wiedzieæ, ¿e byÅ‚nafaszerowany miniaturowymi urz¹dzeniami przekazuj¹cymi gÅ‚osi obraz.Powitalny bankiet urz¹dzony przez Trandoszanina, za-koñczony pijañstwem, nie wywiódÅ‚ go w pole.Wiedz¹, ¿e coS siêSwiêci, pomySlaÅ‚ Fett.Gildia Aowców Nagród byÅ‚a niegdyS znacz-nie twardsz¹ organizacj¹; Cradossk nie zostaÅ‚by jej szefem, gdybybyÅ‚ gÅ‚upcem.Boba Fett zaS nie prze¿yÅ‚by samotnie, gdyby nim byÅ‚.Cra-dossk niew¹tpliwie spodziewaÅ‚ siê, ¿e odrzuci luksusowe aparta-menty i zawczasu przygotowaÅ‚ inne.Takie, które równie dobrzemogÅ‚y sÅ‚u¿yæ jego celom.Boba Fett wysun¹Å‚ anteny skanuj¹cewmontowane w heÅ‚m; w polu widzenia w¹skiego wizjera pojawiÅ‚asiê precyzyjnie skalibrowana siatka współrzêdnych.Co my tu mamy? DokÅ‚adnie to, czego mo¿na siê byÅ‚o spo-dziewaæ: obracaj¹c siê powoli dookoÅ‚a, Fett zauwa¿yÅ‚ pulsuj¹c¹czerwon¹ iskrê na siatce współrzêdnych, wskazuj¹c¹ na poÅ‚o¿enieminiaturowego moduÅ‚u szpiegowskiego.DokoñczyÅ‚ badania, znaj-duj¹c dwie kolejne na ró¿nych wysokoSciach przeciwlegÅ‚ej kamien-nej Sciany.Aatwo byÅ‚oby wydÅ‚ubaæ je z zagÅ‚êbieñ w Scianie i zgnieSæmiêdzy palcami, tak jak to zrobiÅ‚ z ¿ywymi pluskwami.Zamiast118tego wyj¹Å‚ z jednej z sakiewek przy pasie trzy maÅ‚e audiotrutnie,nastawione ju¿ wczeSniej na odtwarzanie niemal niesÅ‚yszalnychodgÅ‚osów jego oddechu i innych funkcji ¿yciowych.PrzylepiÅ‚ trut-nie na miejsce, dokÅ‚adnie na ka¿dej z pluskiew.Nie przepuszcz¹¿adnego innego dxwiêku; sygnaÅ‚ emitowany przez jego zbrojê wy-Å‚¹czy je, gdy opuSci pokój, pozostawiaj¹c tylko ciszê.Nie spodziewaÅ‚ siê spêdziæ tu zbyt wiele czasu; tak naprawdêchciaÅ‚ tylko daæ Cradosskowi szansê popisania siê goScinnoSci¹.I przebiegÅ‚oSci¹.Na sen i posiÅ‚ki przyjdzie czas, kiedy wróci napokÅ‚ad Niewolnika I , bezpiecznie przycumowanego i zaplombo-wanego na drugim koñcu zabudowañ Gildii.Tu mam zbyt wieluwrogów, uznaÅ‚.Nie ma sensu uÅ‚atwiaæ im zadania.A gdyby mieli ochotê na pogawêdkê twarz¹ w twarz ta wil-gotna nora byÅ‚a zupeÅ‚nie wystarczaj¹ca.DokÅ‚adnie tak, jak siê spodziewaÅ‚, nie musiaÅ‚ dÅ‚ugo czekaæ.RozlegÅ‚o siê stukanie w surowe deski, a potem skrzypienie zardze-wiaÅ‚ych zawiasów, gdy uzbrojona w pazury, okryta Å‚usk¹ rêkapchnêÅ‚a skrzydÅ‚a drzwi, otwieraj¹c je na oScie¿. A wiêc mamy byæ braæmi. W drzwiach staÅ‚ Bossk;w oczach o xrenicach przypominaj¹cych w¹skie szparki czaiÅ‚y siêniechêæ i prymitywna przebiegÅ‚oSæ. Có¿ to bêdzie za przyjem-noSæ dla nas obu.Boba Fett spojrzaÅ‚ przez ramiê na mÅ‚odszego Trandoszanina. To dla mnie nic nie znaczy.PrzyjemnoSæ znajdujê w pracy.I w inkasowaniu zapÅ‚aty. SÅ‚yniesz z tego. Bossk wszedÅ‚ do pokoju, rzucaj¹c za sob¹dÅ‚ugi cieñ w Swietle pochodni przymocowanych do Scian koryta-rza.Ciê¿ko usiadÅ‚ na jednej z Å‚aw wyciêtych w skalnej Scianie.Ja te¿ znajdowaÅ‚bym w tym przyjemnoSæ, gdyby nie ty. Mówisz o przeszÅ‚oSci. Fett staÅ‚ na Srodku wilgotnej pod-Å‚ogi z rêkami zaÅ‚o¿onymi na piersi. Czy¿byS zapomniaÅ‚, co po-wiedziaÅ‚ twój ojciec? Bankiet nadal trwaÅ‚, gdy twi lekiañski ka-merdyner prowadziÅ‚ Bobê Fetta do jego kwatery. NadeszÅ‚y dlanas nowe czasy.Dla wszystkich Å‚owców nagród. A, tak.mój ojciec. Bossk pokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹ z niesmakiem i oparÅ‚siê o Scianê. Mój ojciec przemawia szlachetnie i godnie.Zawsze takbyÅ‚o.To jeden z powodów, dla których go nienawidzê.Nadejdzie takidzieñ, kiedy bêdê ostrzyÅ‚ zêby na szcz¹tkach jego koSci. Rodzinne niesnaski mnie nie interesuj¹. Boba Fett wzru-szyÅ‚ ramionami.Od dawna byÅ‚o dla niego oczywiste, dlaczego119Trandoszanie nie nale¿¹ do najliczniejszych gatunków. Radx so-bie ze starym wedle uznania.Jestem pewien, ¿e dasz sobie radê.Z gÅ‚êbi gardÅ‚a Bosska wydobyÅ‚o siê niskie warkniêcie.Pochy-liÅ‚ siê do przodu, mru¿¹c oczy, jakby wpatrywaÅ‚ siê w wizjê prze-znaczon¹ tylko dla niego. Pewnego dnia. pokiwaÅ‚ gÅ‚ow¹. Kiedy Gildia bêdziemoja.GÅ‚upiec, pomySlaÅ‚ Boba Fett.Trandoszanin nie miaÅ‚ pojêcia,w jakie tryby siê dostaÅ‚; te tryby kruszyÅ‚y przyszÅ‚oSæ, nadaj¹c jejinny ksztaÅ‚t, ni¿ widziaÅ‚ to w marzeniach. Dlatego tu jesteS, co? Bossk spojrzaÅ‚ na niego. DlategoprzeleciaÅ‚eS niezÅ‚y kawaÅ‚ galaktyki, ¿eby tu dotrzeæ. Jednym zeszponów siêgn¹Å‚ do maÅ‚ego pojemnika, dyndaj¹cego na pasku najego piersi, otworzyÅ‚ pokrywkê i wydobyÅ‚ wij¹cego siê owada. Chcesz jednego? Bossk wyci¹gn¹Å‚ do niego pojemnik.Boba Fett potrz¹sn¹Å‚ gÅ‚ow¹.W pudeÅ‚ku byÅ‚y owady identycz-ne jak ten, którego rozgniótÅ‚ o Scianê. Co masz na mySli? Nie oszukasz mnie. Bossk wyszczerzyÅ‚ zêby w uSmiechui przypi¹Å‚ pojemnik z powrotem do paska. Jak mówiÅ‚em, mo¿eszrobiæ gÅ‚upka ze zniedoÅ‚ê¿niaÅ‚ego gada w rodzaju mojego ojca, alenie ze mnie.Wiem dokÅ‚adnie, dlaczego tu przyleciaÅ‚eS. A wiêc dlaczego? To proste. Bossk rozkruszyÅ‚ owada przednimi kÅ‚ami i poÅ‚-kn¹Å‚ dwa ociekaj¹ce posok¹ kawaÅ‚ki. Wiesz, ile Cradossk ma lat.Musisz to wiedzieæ; spotykaÅ‚eS siê z nim nieraz w przeszÅ‚oSci, za-nim jeszcze zÅ‚o¿yÅ‚ jaja, z których siê urodziÅ‚em.Jego czas siê koñ-czy.A przywództwo Gildii przejdzie w moje rêce.To ju¿ postano-wione.W radzie nie ma nikogo mÅ‚odszego od mojego ojca; niektórzyz nich s¹ tak starzy, ¿e pazury zarosÅ‚y im pajêczyn¹.Bêd¹ siêcieszyæ, ¿e to ja przej¹Å‚em dowództwo. Mo¿liwe, ¿e masz racjê. Fett sÅ‚yszaÅ‚ o innych mo¿liwo-Sciach.W Gildii byÅ‚o wiêcej takich, równie mÅ‚odych i gÅ‚odnych jakBossk.Przywództwo Gildii nie zostanie przekazane bez walki. OczywiScie, ¿e mam racjê. Koñcem pazura Bossk wy-skrobaÅ‚ kawaÅ‚ek pancerzyka spomiêdzy kłów. A ty jesteS tegodowodem. Co ka¿e ci tak s¹dziæ? Daj spokój, b¹dxmy szczerzy.Nie od dzisiaj krêcimy siê pogalaktyce.Mo¿e nie mam tyle doSwiadczenia co ty, ale szybko siê120uczê. Bossk uSmiechn¹Å‚ siê do Fetta jak do starego znajomego.PowinieneS siê cieszyæ, ¿e spotykamy siê w takich okolicznoSciach,a nie wyszarpuj¹c sobie byle nagrodê.W tym fachu jest kupa kredy-tów do zarobienia, znacznie wiêcej, ni¿ kiedykolwiek SniÅ‚o siê moje-mu ojcu i tym wysuszonym staruchom.Wiesz o tym, nie?Fett nie zawracaÅ‚ sobie gÅ‚owy odpowiedzi¹. Zawsze rozgl¹dam siê za dochodowymi zamówieniami. I dlatego wÅ‚aSnie jesteS jednym z tych podÅ‚ych drani, któ-rych naprawdê lubiê. Bossk wyszczerzyÅ‚ zêby jeszcze szerzejw drapie¿nym uSmiechu. Mój ojciec miaÅ‚ racjê w jednym: ty i jajesteSmy faktycznie jak bracia.Na pewno bêdzie nam siê dobrzeukÅ‚adaæ, bior¹c pod uwagê zmiany, jakie tu zajd¹. OparÅ‚ siê o ka-mienn¹ Scianê. Jak powiedziaÅ‚em, czasy siê zmieniaj¹, a my ra-zem z nimi.Musimy siê tylko upewniæ, ¿e te zmiany potocz¹ siêpo naszej mySli, prawda?Pajêczarz wiedziaÅ‚, o czym mówi, pomySlaÅ‚ Boba Fett.Mu-siaÅ‚ przyznaæ Kud arowi Mub atowi, ¿e jego ocena stosunkówwewn¹trz Gildii byÅ‚a trafna.Fett nie przebywaÅ‚ tu nawet przezjedn¹ standardow¹ jednostkê czasu, a kawaÅ‚ki ukÅ‚adanki ju¿ wcho-dziÅ‚y na swoje miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]