[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeglowanie z wiatrem wychodziło jej nie najgorzej, ale przy wietrze bocznym lub kursie ostro na wiatr znosiło ją straszliwie, co zresztą każdy, kto był jako tako obeznany z morzem mógł przewidzieć.O całe mile zbaczała z właściwego kursu i w związku z tym posuwaliśmy się żałośnie powoli.Zamiast płynąć wprost na wyspę Anorok, odbiliśmy daleko w prawo.W końcu stało się oczywiste, że będziemy musieli przepłynąć między środkową, a skrajną prawą wyspą i później próbować przybić do Anorok od przeciwnej strony.W miarę zbliżania się do wysp, Perry był coraz bardziej zachwycony ich pięknem.Gdy znajdowaliśmy się dokładnie między nimi, wpadł niemal w upojenie.I nie mogłem go za to winić.Tropikalne bogactwo roślinności, prawie sięgającej brzegu morza i żywe kolory kwiatów, łamiące ścianę zieleni, składały się na rzeczywiście wspaniałe widowisko.Perry znajdował się właśnie w połowie kwiecistego panegiryku na temat spokojnego piękna, które rozciągało się przed naszymi oczyma, gdy od najbliższej wyspy odbiło czółno.Siedziało w nim dwunastu wojowników.W ślad za pierwszym pojawiło się drugie i trzecie.Nie znaliśmy oczywiście zamiarów płynących ku nam nieznajomych, jednak z łatwością mogliśmy je odgadnąć.Perry chciał, abyśmy dołożyli starań, by przed nimi uciec, ale szybko go przekonałem, że największa prędkość, do jakiej „Sari” jest zdolna; będzie niewystarczająca, by zostawić w tyle szybkie, mimo iż prymitywne, dłubanki Mezopów.Poczekałem, aż zbliżyli się na tyle, by mnie słyszeć i wezwałem ich do zatrzymania się.Powiedziałem, że jesteśmy przyjaciółmi Mezopów i że właśnie udajemy się z wizytą do Ja z wyspy Anorok.Odpowiedzieli na to, iż prowadzą wojnę z Ja i że za chwilę zdobędą naszą łódź, a nasze zwłoki rzucą na pożarcie żyjącym w głębinach potworom.Ostrzegłem ich, że jeżeli nie zostawią nas w spokoju, nie wyjdzie im to na dobre, ale tylko mnie wyśmiali i energicznie powiosłowali w naszym kierunku.Rozmiary i wygląd naszego statku najwyraźniej zrobiły na nich znaczne wrażenie, ale ponieważ ludzie ci nie znali strachu, więc wcale nie byli przerażeni.Widząc, że są zdecydowani rozpocząć bitwę, wychyliłem się znad burty i po raz pierwszy w historii świata posłałem do akcji przyboczną gwardię Imperatora Pellucidaru.Mówiąc prościej — wypaliłem do najbliższego czółna z rewolweru.Efekt był wprost magiczny.Jeden z wojowników wstał z klęczek, odrzucił wiosło daleko od siebie, na chwilę zamarł w bezruchu, a potem przewalił się przez burtę.Pozostali przerwali wiosłowanie i szeroko otwartymi oczyma spojrzeli najpierw na mnie, potem na mieszkańców morza, walczących o zwłoki ich towarzysza.Musiało im się wydawać cudem, że stojąc w odległości trzykrotnie przekraczającej możliwości najlepszego miotacza włóczni, zdołałem, z głośnym hukiem i smugą dymu, powalić niewidzialnym pociskiem jednego z nich.Jednak wywołany zdumieniem paraliż trwał tylko przez chwilę.Potem, wznosząc dzikie okrzyki, znów rzucili się do wioseł i gwałtownie ruszyli ku nam.Strzelałem raz za razem.Po każdym strzale jakiś wojownik zwalał się na dno czółna lub wypadał do morza.Gdy dziób pierwszej wrogiej łodzi dotknął burty „Sari” byli w niej tylko umarli lub umierający.Pozostałe dwie zbliżały się błyskawicznie, więc z kolei na nie przeniosłem swą uwagę.Myślę, że wreszcie w tych dzikich, półnagich, czerwonych wojownikach zaczęły się rodzic jakieś wątpliwości, gdyż chwilę po tym, jak padł pierwszy z następnej łodzi, pozostali przestali wiosłować i wdali się w ożywioną dyskusję.Trzecia łódź zatrzymała się burta w burtę z drugą i jej załoga przyłączyła się do narady.Wykorzystując chwilę ciszy w bitwie, krzyknąłem do ocalałych, aby wrócili na swój brzeg.— Nie żywię do was wrogości — powiedziałem, a potem wyjaśniłem kim jestem i dodałem, że jeżeli będą żyli w pokoju to prędzej czy później połączą swoje siły z moimi.— Wracajcie teraz do swych ziomków — poradziłem im — i powiedzcie, że widzieliście Dawida I, Imperatora Połączonych Monarchii Pellucidaru i że pokonał on was w pojedynkę, tak samo jak ma zamiar pokonać Mahary i Sagothów oraz wszystkich, którzy będą zagrażali spokojowi i pomyślności jego imperium.Powoli zwrócili nosy swych czółen w stronę lądu.Widać było, że zrobiłem na nich wrażenie.Jednak równie oczywiste było to, że z wielką niechęcią odnoszą się do uznania mojej przewagi bez dalszej walki.Niektórzy zdawali się nawoływać do podjęcia bitwy na nowo.Jednak w końcu oddalili się i „Sari”, która podczas potyczki posuwała się w żółwim tempie do przodu, mogła swobodnie kontynuować swą powolną podróż.Rozejrzałem się szukając Perry’ego.Zobaczyłem tylko jego głowę, trwożliwie wysuwającą się z luku.— Czy ci łajdacy już odpłynęli? — spytał.— Czy zabiłeś wszystkich?— Ci, których nie zdołałem zabić, odpłynęli — odpowiedziałem.Wyszedł na pokład i wychyliwszy się za burtę, przyjrzał się uważnie dryfującemu tuż za rufą samotnemu canoe, niosącemu ponury ładunek.Potem jego wzrok powędrował ku dwóm pozostałym, oddalającym się szybko łodziom.— Dawidzie — powiedział w końcu — to jest wielkie wydarzenie.Ten dzień zostanie odnotowany w kronikach Pellucidaru na poczesnym miejscu.Odnieśliśmy dziś wspaniałe zwycięstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]