[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedz, co wiecie o Razim.Gera chodziła po pokoju, jakby zapomniała usiąść.Czuła się rześka i zdrowa, co nie zdarzało się jej od dawna, więc pragnęła zmian, które zburzą jej ciemną norę.- Twój Razi uciekł i dobrał się do broni.A wiesz, jak Glizda się tego domyślił? Tuż przy komisariacie kwartałowym znalezio­no zwłoki naszego agenta, który został zabity nie nożem i nie ka­mieniem.Został zabity pociskiem z pistoletu wojskowego.Wtedy Glizda zrozumiał, że twoi przyjaciele dobrali się do broni.- Może i nie - powiedział Kroni.- Przecież dałem pistolet Raziemu.Ten sam, od którego był tamten zapasowy magazynek.- Nie, to był inny pistolet - powiedział Spel.- Glizda też z początku na to liczył.Ale to był inny pistolet.- A co dalej?Glizda urządził wielką obławę w mieście.Postawił na nogi całą policję i wszystkich kwartałowych.- No i jak się ta obława skończyła?- Nijak.Nie wytrzeszczaj ślepi, bo robisz się podobny do Gliz­dy, kiedy mu o tym zameldowali.Sam mu zresztą meldowałem.Jedna grupa powinna mieć akurat Biesiadę.Otoczyliśmy dom i niby wszystko przebiegało zgodnie z planem.Pułapka się za­trzasnęła.Ale była pusta.Ani żywej duszy.Ktoś ich ostrzegł.Spel był w dziwnej sytuacji, chociaż sam sobie z tego nie zda­wał sprawy.Walka z bandytami, biesiadnikami i spiskowcami była jego zdaniem słuszna i wcale buntowników nie żałował.A tego, który kierował tą walką, śmiertelnie nienawidził.Opowia­dał zaś o tym wszystkim Kroniemu, który był wrogiem nie tylko Glizdy, ale i Obyczaju, a więc również wrogiem jego, Spela.- Dalej! - powiedział Kroni tonem człowieka, który ma pra­wo rozkazywać.- Glizda domyślił się, że zdążyłeś przekazać inżynierowi Raziemu plan miasta Przodków, i że inżynier ze swoimi ludźmi tam właśnie się ukrył.- Dalej.- Dziś tam idziemy.Razi nam już nie umknie.- Powiedz, Spel.Możesz zdobyć mundur policjanta?- Po co?- Żebym mógł wziąć udział w obławie.Przecież spędzą na nią wszystkich policjantów, a nie wszyscy znają się nawet z widzenia.- Zapomnij o tym - powiedział Spel.- Mundury są prze­chowywane w dobrze strzeżonym magazynie.- Nie myślałem o magazynie - mruknął Kroni.- Jesteśmy mniej więcej tego samego wzrostu.- Myślisz, że mam pięć mundurów? - zdziwił się szczerze Spel.- A zresztą jak się teraz dostanę do koszar i wyniosę go stamtąd? Za piętnaście minut wyruszamy, a ja mam biegać z mun­durem pod pachą, żeby mnie od razu przejrzeli?!- Dobra - zgodził się Kroni.- Nie warto było z tobą zaczy­nać.- Chcesz - powiedziała Gera, stojąc przed bratem i patrząc mu prosto w oczy - nadal być chłopcem na posyłki u Glizdy.Tak długo, dopóki cię nie wykończy?- Nie będzie tak źle - burknął Spel.- Glizda mnie nie ruszy.- Którędy pójdzie obława? - zapytał Kroni.- Z dwóch stron.Jeden oddział schodzi przez tunele technicz­ne twojego dawnego rewiru.Drugi idzie od strony kopalń.Nad elektrownią będzie zasadzka, w którą wpadną, kiedy będą uciekać.Więcej nic nie wiem.- To już jest coś - powiedział Kroni.- Muszę iść - powiedział Spel.- Przecież nie chcecie chyba, żeby Glizda zaczął coś podejrzewać? A tobie, Kroni, nie radzę iść na dół.Tamtych nie uratujesz, za to sam wpadniesz w pułapkę.- Kiedy zaczyna się obława?- Za trzy godziny.Teraz już mniej.- Szczęśliwej drogi, Spel.Nie pchaj się pod kule.- Jakie znów kule?- Zapomniałeś, że w mieście Przodków jest broń?- Broń.Przecież oni nawet nie umieją strzelać!Spel nie chciał pokazać po sobie, że się boi.Pogładził Gerę po ramieniu i powiedział: “nie choruj!”.Ten gest wzbudził w Kronim pewną sympatię do dziarskiego, choć nieco dziś nerwowego policjanta.- Co zrobisz? - zapytała Gera, kiedy drzwi zatrzasnęły się za Spelem.- Pójdziesz na dół? Nawet jeśli powiem ci, żebyś został?- Tak - odparł Kroni.- Wolałabym, żebyś tam nie szedł.Miała zwyczaj patrzeć ludziom prosto w oczy, jakby umiała od­czytać, co się w nich kryje.- Jak ta dziewczyna patrzy! - powiedziała Anita Sołomko, która odeszła na bok i nalewała do filiżanek kawę z termosu.- Chciałbym, żeby ktoś tak na mnie patrzył - powiedział Stanczo.- To tylko taka maniera - zmartwiła się Anita.- Gera praw­dopodobnie jest bardzo krótkowzroczna, ale nawet się tego nie do­myśla.Przecież oni nie mają okularów.- Nie chcesz, żebym odszedł? - zapytał Kroni.- Nie.Ludzie odchodzą ode mnie i nigdy już nie wracają.Po­chłania ich mrok.- Ja wrócę - zapewnił ją Kroni.Gera powstrzymała go gestem dłoni.- Masz przyjaciół - powiedziała.- Potężnych przyjaciół.Niech oni tam pójdą.- Co cię obchodzi jakiś tam rurarz? - Kroni nie był całkiem szczery.Pragnął, żeby Gera zaoponowała.- Nie chodzi o ciebie! - odpowiedziała poważnie dziewczyna.- Tylko o to, że jesteś żywy.A dokoła sami nieboszczycy.Lemeń też był żywy.Martwi zostają i krążą wokół, a żywi umierają i nie wracają.Kiedy cię nie było, przywykłam już do myśli, że i mnie wkrótce nie będzie.Ale ty wróciłeś i zmieniłeś moje życie.Nie chcę już umierać i nie chcę, żebyś zniknął w Otchłani.Pewnie nie chodzi tu o ciebie, tylko o mnie samą.- Wrócę - powtórzył Kroni.Wtedy usłyszeli kroki.Odgłos twardych, pewnych siebie kro­ków, które już zbliżały się do sypialni.Gera zamarła i zdrętwiała.Szepnęła: “Ojciec”.- Kryj się! Za kotarę! - prawie krzyknął Kruminsz.Kroni szybko cofnął się ku drzwiom, dał nura za zasłonę i przy­lgnął do ściany od strony przedpokoju.- Był ktoś u ciebie, Gero? - usłyszał niski, pewny siebie głos Prawdziwego Pana.- Dzień dobry, ojcze.Tak, brat mnie odwiedził.- Jak się czujesz? Lepiej ci?- Tak, ojcze.Dziękuję.- Dziwne, że brat tu przyszedł - powiedział pan Spel.- Nie powinien tu dziś przychodzić.- Zaprosiłam go.Ojciec Gery przechadzał się miarowo po dywanie, a Kroni liczył jego kroki.- Dobrze wyglądasz.Kroni nie bardzo mógł zrozumieć, czy on ją za to potępia, czy też cieszy się, że córka poczuła się lepiej.Najprawdopodobniej po prostu zarejestrował ten fakt tak samo, jak rejestrował w pamięci każdą przepaloną żarówkę lub zepsutą windę.Obojętnie, chociaż z pewną irytacją, której jednak nie pozwolił się uzewnętrznić.- Przecież umarłam dla ciebie, ojcze - powiedziała Gera.- Umarłam już wtedy.- Nie masz racji, Gero.Już ci to niejednokrotnie mówiłem.Jesteś moją córką i dlatego twój los nie może mi być obojętny.Miałem nadzieję, że urodzisz mi wnuka, gdyż człowiek trwa w swoich potomkach.A ród Spelów trwa od wieków!- Ojcze, po co tu przyszedłeś? Poczułam się gorzej i chciałabym się położyć.- Masz rację.Ja też nie mam zbyt wiele czasu.Ale pamiętaj, bez względu na dawne nieporozumienia, jesteś moją córką, a ja twoim ojcem.Mam nadzieję, że mogę ci zaufać.- Ja też ci ufałam, ale mnie zdradziłeś.- Nie uratowałbym go, za to siebie doprowadził do zguby.Kie­dy decydujemy się ukarać kogoś dla przykładu, wtedy już nie ma odwrotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl