[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal nie jestem pewien, co myślę na temat ożywiania ich przyjacielskichkontaktów, ale Grace twierdzi, że nie pozwoli Ramonie zbliżyć się do siebie za bardzo i chyba muszęto po prostu zaakceptować.Poza tym po tej piątkowej akcji, która o mało co nie zakończyła się aferąna tle seksualnym, czuję o wiele więcej sympatii w stosunku do Ramony.Lepiej, żebym nieopowiadał, jak bardzo wzrósł poziom wściekłości w stosunku do drużyny Saint Anthony.Czy wspominałem, że stawiamy im czoła w meczu rozpoczynającym sezon? Trenerowi to się niespodoba, ale jestem pewien, że spędzę sporo czasu na ławce kar tego wieczoru.Wychodząc z hali, sprawdzam telefon.Jest wiadomość od Grace, że dojechała do taty.I wiadomość od Jeffa z prośbą, bym zadzwonił do niego NATYCHMIAST.Kurde.Jeff nie rzuca słowami takimi jak natychmiast bez naprawdę poważnego powodu, więc niemarnując ani chwili, odzwaniam do niego.Odbiera po pięciu sygnałach i słyszę jego wzburzony głos. Gdzieś ty był, do cholery, przez ostatnią godzinę? domaga się wyjaśnień. Miałem trening.Trener nie pozwala brać nam telefonów na lód.Co jest? Musisz przyjechać do domu i sprawdzić, co u ojca. Dlaczego? pytam niechętnie. Ponieważ ja jestem w szpitalu z Kylie i nie mogę, do cholery, zrobić tego sam. W szpitalu? Co się stało? Nic jej nie jest? Rozcięła sobie rękę podczas przygotowywania kolacji. W głosie Jeffa słyszę panikę. Lekarzna pogotowiu powiedział, że nie jest tak zle, jak to wygląda, skończy się na szwach.Boże, w życiunie widziałem tyle krwi, Johnny.Zabrali ją teraz, więc siedzę w poczekalni i chodzę w kółko jakjakiś szaleniec. Nic jej nie będzie zapewniam go. Zaufaj lekarzom, dobra? Ale wiem, że Jeff się nieuspokoi, dopóki nie zabierze Kylie z pogotowia do domu.Są w sobie szaleńczo zakochani, odkądskończyli piętnaście lat. A co tata ma z tym wspólnego? pytam. Byłem u Kylie, a on zadzwonił, gdy jechaliśmy na pogotowie.Bełkotał, mamrotał cośniewyraznie, nie wiem, może się przewrócił.Nie mogłem zrozumieć ani jednego kurewskiego słowai, kurde, John, nie rozdwoję się, mogę ogarnąć tylko jeden przypadek na pogotowiu.Więc proszę,podjedz do domu i sprawdz, czy z ojcem wszystko w porządku.W gardle czuję grudę.Chryste.Nie mam ochoty tego robić.Wcale.Tyle że nie ma opcji, bym zacząłteraz dyskutować z Jeffem, nie, gdy odchodzi od zmysłów, bo jego dziewczyna jest w szpitalu. Zajmę się tym odpowiadam szorstko. Dzięki. Jeff rozłącza się bez słowa pożegnania.Oddycham niespokojnie, piszę do Grace, że prawdopodobnie spóznię się trochę na kolację, i idę naparking.Przez całą drogę do Munsen uderzam palcami o kierownicę.Czuję, jak gromadzi się we mnie strach,wzbiera na sile i kotłuje się w żołądku, aż staje się zaciśniętym węzłem przyprawiającym mnie omdłości.Nie pamiętam, kiedy ostatni raz musiałem sprzątać burdel po ojcu.Chyba w liceum.Odkądzacząłem studia, obowiązki naczelnego sprzątacza przejął Jeff.Wyłączam silnik przed domem.Zbliżam się do werandy w stylu ekspertów od zjawiskparanormalnych w tamtym gównianym filmie, którzy wchodzili do nawiedzonego domu.Ostrożnie,powoli, z obawą. Proszę, żeby tylko nie umarł i nic mu nie było.Dokładnie tak, pomimo tych wszystkich egoistycznych modlitw o śmierć ojca nie mogę znieść myśli,że wejdę do domu i znajdę jego ciało.Przekręcam zamek w drzwiach swoim kluczem, potem wchodzę do ciemnego korytarza. Tato?! krzyczę.%7ładnej odpowiedzi. Proszę, żeby tylko nie umarł.Posuwam się powoli w stronę salonu, moje serce wali jak szalone. Proszę, żeby tylko& Och, dzięki, Chryste.%7łyje.Ale nie jest z nim dobrze.Wcale.W klatce czuję taki ucisk, że to dziw, że nie pęka jedno czy dwa żebra.Tata leży bezładnie nadywanie, twarzą do ziemi, bez koszuli, jego policzek spoczywa w kałuży wymiocin.Jedna ręka leżywyciągnięta w bok, druga przywarła ciasno do ciała przytula pierdoloną butelkę bourbona, jakbyto było nowo narodzone dziecko.Chryste, czy on próbował osłonić swój ukochany alkohol podczaspijackiego upadku na ziemię?Nic nie czuję, gdy ogarniam ten żałosny obrazek przed moimi oczami.Dochodzi do mnie drażniącyzapach.Marszczę nos, omal nie wymiotuję, gdy uświadamiam sobie, że to mocz.Mocz i alkohol,zapach mojego dzieciństwa.Część mnie ma ochotę obrócić się na pięcie i wyjść.Wyjść i nie oglądać się za siebie.Zamiast tego ściągam kurtkę, rzucam ją na fotel, a potem ostrożnie podchodzę do omdlałego ojca. Tato.Porusza się, ale nie odpowiada. Tato.W odpowiedzi słyszę udręczony jęk.Chryste, jego spodnie są przemoczone sikami.A z butelkiwycieka bourbon, plamiąc beżowy dywan. Tato, muszę sprawdzić, czy niczego sobie nie złamałeś. Przesuwam dłońmi po jego ciele,zaczynam od stóp i posuwam się wyżej.Muszę mieć pewność, że nie połamał kości podczas upadku.To badanie wyrywa go z otumanienia.Jego powieki otwierają się, ukazując poszerzone zrenice ipełne rozpaczy spojrzenie, które łamie mi fragment obolałego serca, ten, który pamięta, jakidealizowałem go jako dziecko.Zaczyna panicznie jęczeć. Gdzie twoja matka? Nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie.Trzask.Odpada kolejny fragment serca.W takim tempie wyjdę stąd z pustą klatką piersiową. Nie ma jej w domu zapewniam go.A potem wsuwam dłonie pod jego pachy i podciągam go dopozycji siedzącej.Wygląda na skołowanego.Z ręką na sercu przyznaję, że nie sądzę, by wiedział, gdzie teraz jest albokim ja jestem. Poszła do sklepu? bełkocze. Tak kłamię. Wróci za kilka godzin.Wystarczy nam czasu, byśmy doprowadzili cię doporządku, dobra?Chwieje się jak szalony, a przecież nawet nie stoi.Mieszanka odoru wymiocin, alkoholu i sikówsprawia, że moje oczy zaczynają łzawić.A może łzawią nie z tego powodu.Może jestem na krawędziłez, ponieważ mam właśnie chwycić ojca niczym strażak, wyciągnąć z pokoju i doprowadzić podprysznic.A potem przebrać jak jakiegoś pieprzonego niemowlaka i wsadzić do łóżka.Może właśnie dlategopieką mnie oczy. Tylko nie mów jej o tym, Jeffy.Będzie na mnie wściekła.Nie chcę, żeby się na mnie wściekała.Nie chcę obudzić Johnny ego& zaczyna bełkotać.Trudno mi oddychać, gdy podnoszę ten śmierdzący i nieszczęsny zwał zwany moim ojcem.Chwytamgo mocno i zanoszę do łazienki na końcu korytarza.Przez głowę przebiega mi tylko jedna myśl.Mój brat to święty człowiek.Cholernie święty człowiek.Robi to dzień w dzień, odkąd zacząłem studia w Briar.Wyciera wymiociny ojca, prowadzi jegowarsztat, zajmuje się tym całym gównem, na nic się nie uskarżając.Kurde, co ze mną nie tak? Pierdolić NHL.Jeff zasługuje na szansę, by wyrwać się z tego gówna najakiś czas.By podróżować ze swoją dziewczyną i prowadzić normalne życie, w którym nie mamiejsca na rozbieranie ojca do naga i zaciąganie go pod prysznic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]