[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy osiadli murami grodów odgra-niczaj¹ siê od Swiata, d¹¿ymy, waganty, zawsze w Swiaty nieznane: Chronosowi chyba samemunaprzeciw.Mo¿e nas grzechy zas³u¿enie kiedyS w piek³o str¹c¹, ale to pewna, ¿e têsknotom i d¹-¿eniom osiad³ych têdy droga, i po naszych grobach, kêdy my je targniemy za ¿ycia!.Tu ju¿ sza³ porwa³ ¿aki. Doctor admirabilis! - hukn¹ z m³odych piersi.I rzuc¹ siê ku temu nauczycielowi, porw¹ na ramiona.KtóryS z nich puchar czym prêdzejnape³ni³ i wetkn¹³ mu go w rêkê. Waganty! w³okity! wszêdyby³y! - bryzga winem na te g³owy m³ode - tyle w nas ordinis, tylesekty, co w, tym kluczu ¿urawi, pod¹¿aj¹cym na wyraj ku wioSnie.JeSli z³e wichry zmiotn¹nas w morze, na te fale czasów, bij¹ce wci¹¿ i wci¹¿ o brzegi ¿ycia - to i wonczas jeszcze,i w tym tonieniu, okrzykniemy siê Sosnom zawo³aniem naszym: Bacche!!.Dudni piwnica od wiwatów m³odzie¿y; obalaj¹ siê wszêdy sto³ki i ³awy pod nat³okiem zapa³Ã³w.76Zwyciê¿y³ lekarz w dysputacji.Nad pstrym t³umem wagantów ko³ysa³a siê siwa broda i czar-ny ko³pak uczonego.A gdy go talk po izbie obnosz¹, stagn¹³ siê w tym zamêcie p³aszcz z je-go ramion.Linochód ujrzy z przera¿eniem, ¿e lekarz ma na grzbiecie szaty - w znamiê karykoScielnej i ku przestrodze przed piêtnowaniem - ¿Ã³³t¹ ³atê kacerstwa.* * *Jeszcze ¿aki obnosz¹ lekarza po izbie, gdy psy kuglców, zadrzemane gdzieS po k¹tach, zerw¹siê nagle spod ³aw i Smign¹ na schody piwnicy, by tam dopiero wszcz¹æ wielce brzechotliwygwa³t sfory ca³ej.Po chwili Scichn¹ tak nagle i g³ucho, ¿e a¿ dziwnym wyda³o siê to w go-spodzie.Oto znów s¹ u progu, ale na ogonach przysiad³e.Ty³em czo³gaj¹ siê na brzuchachku panom swoim, aby - im na ostrze¿enie - zawyæ z ¿a³oSliwym wyci¹ganiem £bów.Kopaniem i przekleñstwem uSmierzaj¹ kuglce ten niepokój psów swoich jakby urzeczonychSwiat³em ksiê¿yca na dworze.Nad pochylonymi z nag³a kapkami wagantów wszystkich, w rdzawym blasku lampy oliwnej,wySwietla siê u proga przeogromna zbroica - wielkoluda chyba - wype³niaj¹c sob¹ rozwórwnijScia ca³y.Srogi ceber he³mu jego siêga nad ¿ebro powa³y, gdy one karwasze naramiennez litej miedzi ob³êkiem trzymaæ mu ka¿¹ ramiona, czyni¹c go jakby odêtym sierdziScie.Upiornego miecza jelce w krzy¿ dzier¿y prawica pancerna, gdy z lewa os³ania go niemal poszyjê pawê¿ czarna w srebrne æwieki.Goliardowi chyba po raz trzeci uderzy³o do g³owy wypite dziS wino, gdy¿ porwie siê oto z ³a-wy, kilka kroków post¹pi i zatoczy siê nagle w ty³, a¿ póki siê o stó³ w drugim koñcu izbynie opar³. Wszelki duch Pana Boga chwali!. - krzyknie z d³oni¹ przy oczach.Obskocz¹ go ¿onglerzy i poczn¹ rozpytywaæ gor¹czkowo, czy tego rycerza spotka³ ju¿ by³gdzie w grodzie: dziwne bo s³uchy kr¹¿y³y pod wieczór miêdzy ludxmi, jakoby b³¹kali siêdziS po mieScie przez nikogo «nie poznani. Na ulicy z³otników i p³atnerzy - odpowie im wreszcie g³ucho.- Przypomnijcie, panowie,jakem was zaklina³, bySmy tam poszli. Po co? Rwiat tam wykuwaj¹ wy¿szej piêknoSci i mocy. Wiêc co z tego? - ¿achnêli siê niecierpli-wie. Oczyma bodaj odnowiæ by nam w sobie on g³Ã³d.Bez tego czym¿e nasza dola waganc-ka - mówi³em.A skoroSmy nie poszli, przysz³o do nas sam o. Co? - zaszepcz¹ w pop³o-chu. A ono¿ to. Niby jakie: z³o?. Nie cz³ecze cia³o w tej zbroi siedzi. Ee! - przera¿¹siê ogromnie mimo nieufnoSci. Pojrzyjcie: jest¿e w ludziach dzisiejszych taka moc i si³a? Wy¿szego to Swiata nawiedza naswêdrownik.Zasapi¹ gromadnie. Pouczaj¹ m¹dre ¯ydy - przypomina jeden z nich z otrz¹sem zalêknienia - ¿e nie zgadniesznigdy, jakie s³owo nasze i kiedy ziSciæ siê mo¿e nagle w ¿yciu.Który¿ to prawi³ dziS w pie-karni o Parsifalu, Lancelocie? Pozdrowienie wolnym! - zadudni nagle jak ze studni spod zawartej przy³bicy onej zbroi uproga.77Nie przywykli waganty do tak szanownych pozdrowieñ.Pok³oni¹ siê po raz wtóry g³êboko. CzeSæ ci, panie! ¯aki poskocz¹ oporz¹dzaæ dla niego stó³ w wysokiej ny¿y pod oknem.Tenrêkawem, ten czap¹, czyszcz¹ ³awê, na której zasi¹Sæ mia³ goSæ tak znamietnity.On tymcza-sem ruszy³ by³o od proga z pochrzêstem zbroi i jakby przysiekiem pod dxwiganym jej ciê¿a-rem.Za t¹ kolumn¹ ze spi¿u teraz dopiero ukaza³ siê rycerz drugi.Ten, zda siê, jak to xrebiêprzy klaczy ciê¿kiej - a¿ poskoczny prawie w giêtkoSci swej kolczugi czarnej pod purpuro-wym p³aszczem. Lancelotowej zbroi barwy! - przypominaj¹ ¿onglerzy atrybuty bohate-rów swoich.Zatrzeszcza³a ³awa pod tamtym wielkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]