[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopływ, wzdłuż którego poszli, łagodnie zakręcał na północny zachód.Góry przed nimi schodziły się razem; grań, łącząca długim łukiem pokryte lodem wierzchołki północnego łańcucha, zbliżała się do zwietrzałej południowej wyżyny, która stawała się ostrzejsza, wyższa i bardziej oblodzona, aż rozdzielał je tylko ciasny wąwóz.Góry zamykały kiedyś głębokie morze śródlądowe, całkowicie otaczając je wyniosłymi szczytami.Na przestrzeni niezliczonych tysiącleci nadmiar wody, który przelewał się rokrocznie przez niewielkie ujście, zaczął zmywać wapień, piaskowiec i łupek gór.Poziom śródlądowego morza powoli obniżał się do poziomu korytarza wyrzynanego w skale, aż w końcu morze zostało wydrenowane, zostawiając po sobie płaskie dno, które z czasem stało się morzem trawy.Ciasny wąwóz osaczał Wielką Matkę Rzekę poszarpanymi, urwistymi ścianami z krystalicznego granitu.Wulkaniczna skała, która kiedyś wtargnęła między miększe, bardziej podatne na erozję skały, wznosiła się po obu stronach.To był długi przełom przez góry do południowych równin i do Morza Czarnego.Jondalar wiedział, że w tym wąwozie nie można iść obok rzeki.Nie było innego wyboru jak pójść dookoła.ROZDZIAŁ 14Zawrócili i ruszyli wzdłuż małego dopływu.Teren był taki sam: suche, trawiaste stepy z karłowatymi zaroślami przy wodzie, ale Ayla miała wrażenie, że coś utraciła.Szeroka przestrzeń Wielkiej Matki Rzeki towarzyszyła im tak długo, że niepokoił brak jej uspokajającej obecności, która wskazywała im drogę.W miarę marszu w kierunku podgórza i nabierania wysokości zarośla rozrastały się, stawały się wyższe i miały więcej liści oraz rozprzestrzeniały się dalej na równinę.Oddalenie się od wielkiej rzeki wpłynęło także na Jondalara.Podczas podróży obok jej bogatych wód w letnim upale jeden dzień zlewał się z drugim w pełną bezpieczeństwa monotonię.Pewność, że mogą korzystać z jej rozrzutnej obfitości uśpiła jego niepokoje o bezpieczny powrót do domu z Aylą.Po odejściu od hojnej matki rzek jego zmartwienia wróciły, a zmieniający się teren nasuwał myśli o tym, co ich jeszcze czeka.Zaczął zastanawiać się nad zapasami i martwić, czy mają ich ze sobą dosyć.Nie był pewien równie łatwych połowów w mniejszych rzeczkach i strumieniach, a jeszcze mniej możliwości zdobycia pożywienia w pokrytych lasami górach.Nie znał aż tak dobrze zwierząt leśnych.Zwierzęta równin miały tendencje do zbierania się w stada i można je było wypatrzyć na odległość, ale te, które mieszkały w lasach, wiodły bardziej samotniczy żywot i łatwo im było chować się za drzewa i krzaki.Kiedy mieszkał z Sharamudoi, zawsze polował z kimś, kto znał krainę.Połowa tego ludu, zwana Shamudoi, polowała na wysokich skałach na kozice.Znali się także na niedźwiedziach, dzikach, leśnych żubrach i innej płochliwej zwierzynie leśnej.Jondalar pamiętał, że Thonolan polubił te górskie polowania.Połowa zwana Ramudoi żyła z rzeki, polując na mieszkające w niej stworzenia, szczególnie na olbrzymie jesiotry.Jondalara bardziej interesowały łodzie i nauczenie się sposobów poruszania po rzece.Mimo że kilka razy wspinał się po górach wraz z łowcami kozic, niespecjalnie lubił wysokości.Dojrzał nieduże stado jeleni i uznał, że to dobra okazja do zdobycia zapasów mięsa na kilka następnych dni, aż dojdą do Sharamudoi.Może nawet uda się przynieść im trochę mięsa w darze.Ayla chętnie przyjęła tę propozycję.Lubiła polować, a ostatnio nie mieli do tego zbyt wiele okazji, poza strąceniem kilku przepiórek i złowieniem innej małej zwierzyny, do czego na ogół używała procy.Wielka Matka Rzeka dawała im tyle, że nie było potrzeby polować.Znaleźli miejsce na obóz niedaleko małej rzeki, zostawili tam kosze nośne i włók i ruszyli w kierunku stada z miotaczami i oszczepami.Wilk był podniecony; zmienili ustalony porządek dnia, a oszczepy i miotacze poinformowały go, co zamierzają zrobić.Whinney i Zawodnik również wydawały się bardziej ożywione, nawet jeśli było to tylko dlatego, że nie niosły pakunków i nie ciągnęły drągów.Stado jeleni składało się z samców; ich poroże pokryte było grubym scypułem.Jesienią, przed okresem godowym, kiedy rozgałęzione rogi osiągną swoje pełne rozmiary, ta miękka pokrywa ze skóry i dostarczających pożywienia naczyń krwionośnych wyschnie i złuszczy się - na skutek ocierania rogów o drzewa i kamienie.Ayla i Jondalar zatrzymali się, żeby ocenić sytuację.Wilk był pełen oczekiwania, skomlał i wyrywał się do przodu.Ayla musiała mu rozkazać, żeby stał spokojnie, bo bała się, że popędzi za stadem i je spłoszy.Jondalar, zadowolony, że Wilk się uspokoił, pomyślał z podziwem o tresurze Ayli, a potem znowu skierował uwagę na jelenie.Fakt, że siedział na koniu, dawał mu lepszą widoczność, mógł również dzięki temu poruszać się szybciej.Wiele jeleni przestało skubać trawę, świadomych obecności obcych, ale konie nie stanowiły zagrożenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]