[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy runęła naprzód,huknęła jak fala przypływu, popędziła przed siebie i rzuciła się, wściekła, na krót-ką ścianę klifu.Młot wrócił do Thora, który nie czekając potężnym zamachem cisnął go z po-wrotem.Poleciał wprost na jedną ze skał, krzesząc z niej wielką, gniewną iskrę.Odskoczył dalej i wykrzesał kolejne iskry z następnej skały i jeszcze z następnej.Thor rzucił się na kolana i za każdym razem, gdy młot zbliżał się ku skale, waliłpięścią w ziemię sprawiając, że głaz wyskakiwał na spotkanie młota.Skały strze-lały iskrami.Młot uderzał w każdą kolejną z coraz to większą siłą, aż w końcujedna z iskier wywołała ostrzegawczy błysk pioruna wśród chmur.A potem poruszyło się niebo jak ogromne, rozzłoszczone zwierzę, podnoszącesię z legowiska.Wykrzesywane iskry coraz szybciej i mocniej wylatywały spodmłota, z nieba wybiegało im na spotkanie coraz więcej wygiętych łuków błyska-wic, a ziemia zaczęła drżeć jakby w przerażeniu.Thor uniósł ramiona ponad głowę i z całej siły opuścił je na dół, wyrzucającjednocześnie w niebo jeszcze jeden ogłuszający ryk. Oooodyyyyyn!!!Wydawało się, że niebo zaraz się rozpęknie. Toe Raaaaaag!!!Thor rzucił się na ziemię, odwalając na bok ze dwa kontenery kamienistejgleby.Trząsł się od narastającej wściekłości.Z głuchym stęknięciem cały klifzaczął chylić się z wolna ku morzu, kiedy Thor nań naparł, a po kilku sekundachrunął ciężko w kipiącą pod spodem udrękę.Thor zaś odczołgał się dalej, chwyciłskałę wielkości fortepianu i podniósł ją nad głowę.Przez chwilę wszystko zamarło bez ruchu.Thor cisnął skałę w morze.Odzyskał swój młot. Oooo.! ryknął..dyyyyyyn!!!Młot trzasnął o ziemię.Z ziemi wytrysnął strumień wody, a niebo eksplodowało.Błyskawica jak białaściana światła rozciągnęła się na mile wzdłuż całego wybrzeża.Grzmot zadudnił169jak zderzające się światy, a chmury rzygnęły deszczem.Thor stał, triumfujący,w strumieniach wody.Minęło zaledwie kilka minut, a cały ten gwałt wygasł i tylko jednolity, ulew-ny deszcz nadal padał.Chmury oczyszczały się, a przez przerzedzającą się ichwarstwę zaczęły przenikać pierwsze słabe promyki porannego światła.Thor poczłapał z powrotem, po drodze otrząsając i zmywając błoto z rąk.Zła-pał młot, kiedy ten nadleciał.Odnalazł Kate, która stała obserwując go i trzęsąc się ze zdumienia, strachui furii. A o co poszło tym razem?! wrzasnęła. Potrzebowałem w spokoju się pozłościć odparł.Kiedy zobaczył, że takaodpowiedz jej nie zadowala, dodał: Chyba wolno bogu od czasu do czasu siępopisać, nie?Wśród deszczu pędziła ku nim pospiesznie przygarbiona figurka Tsuliwaen-sis. Hałaśliwy z ciebie chłopiec, Thorze! napomniała go. Hałaśliwy chło-piec!Lecz Thora już z nimi nie było.Kiedy podniosły wzrok, domyśliły się, żejest tym maleńkim punkcikiem, który popędził na północ przez przejaśniające sięniebo.Rozdział trzydziestyCynthia Draycott pełna niesmaku spoglądała na rozgrywające się pod balko-nem sceny.Walhalla kręciła się na pełnych obrotach. Nie cierpię tego mówiła. Nie chcę, żeby coś takiego miało miejscew moim życiu. I nie będzie miało miejsca, kochanie odparł spokojnie Clive Draycott,który stał za nią, opierając dłonie na jej ramionach. Zaraz się wszystko załatwii będzie grało idealnie.Bardzo dobrze się stało.Dokładnie tak, jak chcieliśmy.Wiesz, że fantastycznie wyglądasz w tych okularach? Bardzo ci do twarzy, po-ważnie.Są wyjątkowo szykowne. Clive, to miało być załatwione na początku.Chodziło przecież głównieo to, żebyśmy nie mieli żadnych kłopotów, żebyśmy to zrobili, załatwili i moglio tym zapomnieć.O to właśnie szło.Dość gówna już w życiu zniosłam.Chciałam,żeby w końcu było dobrze, tak na sto procent.A tego wszystkiego nie chcę. No właśnie.I dlatego to dla nas idealna okazja.Teraz będziemy mieliwszystko, czegośmy chcieli, i na dodatek bez żadnych zobowiązań.Wyjdziemyna czysto i będzie nam w końcu na sto procent dobrze.Czyściutko.Dokładnietak, jak chciałaś.Naprawdę, nie mogło być lepiej.Zaufaj mi. A co będzie z tą nową.osobą? To kolejna sprawa, którą trzeba będziezałatwić. To będzie proste.Bardzo proste.Słuchaj, to naprawdę nic takiego.Zała-twimy to, zanim jeszcze stąd wyjdziemy.Coś mu kupimy.Nowy płaszcz.Możenawet trzeba będzie kupić mu nowy dom.Wiesz, ile nas to będzie kosztowało? Zaśmiał się czarująco. Tyle co nic.Wcale nie musisz się tym martwić.Niemusisz nawet martwić się tym, że będziesz musiała się o to martwić.To.ażtak.proste.OK? Mhm. OK.Zaraz wracam.Odwrócił się i ruszył wprost do przedsionka komnat Ojca Wszechrzeczy,uśmiechając się przez całą drogę. A więc, panie. Udał, że jeszcze raz spogląda na wizytówkę .Gently.Chce pan występować w imieniu tych ludzi, czy nie tak?171 Tych nieśmiertelnych bogów odparł Dirk. OK, bogów.W porządku.Może spisze się pan lepiej niż ten maniakalnymały szaławiła, z którym ostatnio miałem do czynienia.Wie pan, ten to dopieroma charakterek, ten nasz pan Rag.Wie pan, to naprawdę zadziwiający facet.Ro-bił, co mógł, próbował wszystkich najstarszych sztuczek, żeby mnie wyrolowaći zrobić ze mnie wariata.A wie pan, jak radzę sobie z takimi jak on? Ignoruję.Zwyczajnie: ignoruję.Jeśli ma ochotę dokazywać, grozić, pokrzykiwać i grze-bać w pięciuset siedemnastu klauzulach, na których miał zamiar mnie złapać jego rzecz.Zajmuje mi czas, ale co z tego? Ja mam czas.Mam mnóstwo czasudla takich jak pan Rag.Bo wie pan, co tu jest najzabawniejsze? Wie pan, co jestnaprawdę zabawne? Ten gość nie potrafił nawet tak ułożyć umowy, żeby ocalićwłasne życie.I coś panu powiem: mnie to odpowiada.Gość może się rzucać i pluć,ile chce a kiedy się zmęczy, ja zacznę nawijać żyłkę na szpulę wędki.Niechpan posłucha.Układałem już kontrakty dla wytwórni płytowych.W porównaniuz tamtymi ci tutaj to płotki.Prymitywne dzikusy.Sam pan widział.Miał pan z ni-mi do czynienia.To prymitywne dzikusy.Tak czy nie? Jak czerwonoskórzy.Saminie zdają sobie sprawy z tego, co mają.Wie pan co, naprawdę mają szczęście, żenie natknęli się na prawdziwego rekina.Poważnie.Wie pan, ile kosztuje Amery-ka? Nie wie pan i ja też nie.A mam panu powiedzieć, dlaczego? Bo ta kwota jesttak nieistotna, że nawet gdyby ktoś ją tu wymienił, w chwilę pózniej już byśmynie pamiętali.Umknęłaby nam całkowicie.A ja z kolei, jeśli tak porównać, to jadostarczam wszystkiego.Mówię panu: naprawdę wszystkiego.Prywatny aparta-ment w szpitalu w Woodshead? Proszę bardzo.Wszechstronna opieka, jedzenie,niesamowite ilości lnianej bielizny.Niesamowite.Przy dzisiejszych cenach moż-na by spokojnie za to kupić Stany Zjednoczone Ameryki.Ale wie pan co? Powie-działem tak: jak facet chce lnianej pościeli, to niech ma tę swoją pościel.Niech jąsobie ma.W porządku.Zapracował na to.Może mieć tyle pościeli, ile tylko zapra-gnie.I niech się odpieprzy to wszystko.I powiem panu, że gość ma przyjemneżycie.Naprawdę przyjemne życie.A mnie się wydaje, że to właśnie to, czegowszyscy byśmy sobie życzyli przyjemnego życia.Ten facet z pewnością tegochciał.Tylko nie wiedział, jak to załatwić.%7ładen z nich nie wiedział.W nowo-czesnym świecie są trochę jakby bezradni.Trochę im ciężko, a ja tylko próbujępomóc.I niech mi pan wierzy, oni są bardzo naiwni.Poważnie: bardzo naiwni.Moja żona, Cynthia, już ją pan poznał, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]