[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic podobnego, handel piaskiem prowadzi nasz zwią­zek.- Aha, lecz mimo to, mimo licznych inwestycji i utrzy­mywania kapitału zakładowego.- Widzisz, tacy panowie, co posiadali łódki, dawno już stąd odeszli.A nas traktują jeszcze dosyć dobrze.Na­prawdę, nie są niesprawiedliwi wobec nas.Jeśli uważasz, że to nieprawda, poproś, żeby ci pokazali księgi rachun­kowe, a wtedy zrozumiesz.Mężczyzna, zakłopotany i niespokojny, stanął jak wryty.Był bardzo przygnębiony, sam nie wiedział dlaczego.Jego mapa taktyczna, na której - jak mu się zdawało - wyraźnie były oznaczone siły wroga i własne, została pomazana innymi pośrednimi barwami i wyglądała jak obrazek-zagadka.Gdy tak rozmyślał, przyszło mu nagle do głowy, że niepotrzebnie tak się podniecał zwykłym ko­miksem.Ale nie ma nikogo, kto by rozważył drobiazgowo moje zachowanie i powiedział, czy śmiałem się głupio, czy nie.Język mu zesztywniał, krztusił się mówiąc:- No tak.oczywiście, tak, no pewnie, sprawy innych.masz rację.Następnie bez żadnego związku wyrwały mu się z ust słowa, których sam nie oczekiwał.- Może kiedyś kupimy sobie jakieś drzewko w donicz­ce.- Był tym zupełnie zaskoczony, lecz zmieszanie na twarzy kobiety kazało mu mówić dalej.- Ten posępny widok jest zupełnie nie do zniesienia, oczy nie mają na czym spocząć.- Sosna byłaby dobra, prawda? - Przemówiła wreszcie głosem niepewnym i niespokojnym.- Sosna? Nie lubię sosen.Wszystko jedno co, może być nawet jakieś zielsko.byle nie sosna.Zdaje się, że na przylądku rośnie sporo trawy, jak się ona nazywa?- To jakiś rodzaj zboża czy traw nadmorskich.A jed­nak lepsze byłoby drzewko, prawda?- Jeśli już drzewko, to raczej klon czy paulownia o cienkich gałęziach i dużych liściach.wtedy liście drża­łyby na wietrze.- Drżące liście., dużo trzepocących liści.liści trze­pocących w daremnym usiłowaniu ucieczki od swego pnia.Nagle zaczął szybciej oddychać.Czuł, że zbiera mu się na płacz.Szybko pochylił się nad rozsypanymi po sieni koralikami.Niezręcznymi palcami zaczął przeszukiwać po­wierzchnię piasku.Kobieta wstała z pośpiechem.- Nie trzeba, ja to zrobię.Nie zajmie mi to wiele cza­su.Przesieję przez sito.30Pewnego dnia, gdy oddawał mocz patrząc na szary księżyc pochylony nad brzegiem jamy tak nisko, jak gdy­by pragnął, aby go wziąć w ramiona, poczuł nagle strasz­ne dreszcze.Czyżby się przeziębił? Nie, te dreszcze są inne.Często doświadczał dreszczy występujących przed gorączką, lecz teraz to coś zupełnie innego.Nie ma gęsiej skórki i nie czuje kłującego dotyku powietrza.Drży nie powierzchnia skóry, a raczej szpik kostny.Drżenie roz­chodziło się powoli, zataczając coraz szersze koła, niby kręgi na wodzie.Tępy ból przechodził z kości do kości i nie miał zamiaru ustać.Czuł się zupełnie tak, jakby przyleciało z wiatrem zardzewiałe blaszane pudełko i prze­szło z brzękiem przez jego ciało.To dziwne drżenie zaczęło mu się kojarzyć z powierz­chnią księżyca.W dotyku podobne do świerzbu obsypane­go nierówno pudrem.tanie wysuszone mydło.a może raczej zszarzałe aluminiowe pudełko na jedzenie.Ogni­skowa przybliżyła się znowu, a w niej pojawił się nie­oczekiwany obraz.Biała czaszka.znany na świecie sym­bol, herb trucizny., białe, przyprószone pyłem tabletki na dnie butelki do zabijania owadów.zdumiewające po­dobieństwo między powierzchnią księżyca a zwietrzałymi tabletkami cyjanku potasu.Ciekawe, czy butelka jest jesz­cze w pobliżu drzwi, ukryta pod progiem sieni.Jego serce zaczęło podskakiwać nieregularnie niby pęk­nięta piłka pingpongowa.Piękne skojarzenie.Dlaczego pomyślał właśnie o czymś tak złowieszczym? I bez tego wiatr październikowy krył w sobie aż nazbyt wiele żalu.Gwizdał na popękanych, pustych strąkach niby na flecie.Patrząc na krawędź jamy niewyraźnie zarysowaną w świe­tle księżyca, myślał, że to gryzące uczucie jest chyba zazdrością.Być może jest to zazdrość o wszystko, co ist­nieje poza tą jamą, o ulice, pociągi wiozące ludzi do pracy, sygnały na skrzyżowaniach, ogłoszenia na słupach telefonicznych, ciała zdechłych kotów, drogerie sprzeda­jące papierosy.Jak piasek wdzierający się w drewniane ściany i filary, zazdrość wierciła w nim dziury i czyniła z niego pustą patelnię na ogniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl