[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakież to śmiałe i niespodziewanie otwarte wyznanie z twoich ust.Ale wątpię, by z prawnego punktu widzenia to czyniłojakąś różnicę.Tak naprawdę nie wiem, która z was jest mi poślubiona.Jeśli w ogóle któraś.Na mój rozum, kochana, przez tewszystkie miesiące żyliśmy w grzechu.Co w oczach prawa i socjety stawia cię niewiele wyżej od zwykłej utrzymanki.Poczuła, że krew odpływa z jej twarzy.- Jesteś w ciąży?- Słucham? - zapytała oszołomiona, w ogóle nie mogąc zebrać myśli.- Zapytałem, czy jesteś w ciąży.Chcę wiedzieć, czy mam sięspodziewać, że moje pierworodne dziecko będzie bękartem.Zakładając, że w ogóle będzie moje.Zachłysnęła się z oburzenia.- Nigdy nie byłam ci niewierna, już ci to mówiłam.Ten list,który znalazłeś, był przeznaczony dla Jeannette, nie dla mnie.Ona.widywała się z kimś przed ślubem.- Tak też mi powiedziano.Mój mały braciszek jest istną kopalnią informacji.- Przysięgam ci, że jesteś jedynym mężczyzną, z którym kiedykolwiek byłam blisko.- Przynajmniej w tej kwestii ci wierzę.- Oparł się biodremo biurko.- A więc? Jesteś?- Czy co jestem?- W ciąży.Czy jesteś przy nadziei?Jej policzki zapłonęły rumieńcem.%7łałowała, że nie jest.Pragnęła jego dziecka, instynktownie wiedziała, że to wystarczyłoby,by go zatrzymać.Ale nie mogła go już okłamywać, i w tym wypadku nie dałoby się ukryć prawdy.- Nie.- Pojedyncze, chrapliwe słowo wyszło z jej ust niczym ostatnie tchnienie.- Toś mi ulżyła.Przynajmniej nie będziemy musieli się martwić, że zrujnujemy życie jakiemuś niewinnemu dziecięciu.269- Co.- Przełknęła konwulsyjnie, odchrząknęła.- Co zamierzasz w mojej sprawie?Spojrzał na nią z nagłą powagą, zamyślony.- Nie wiem.Jeszcze nie zdecydowałem.- Więc pozwól mi zostać.- Zadziałała bezwiednie, wstającz fotela, by rzucić się ku niemu.Oplotła go ramionami w talii,przycisnęła twarz do jego ramienia.- Błagam cię, nie odsyłajmnie.Wiem, że może nigdy nie będziesz w stanie mi wybaczyć,ale ja cię kocham.W tej sprawie nigdy nie skłamałam.Jeśli pozwolisz mi zostać, przyrzekam, że będę, czymkolwiek zechcesz,kimkolwiek zechcesz.Mogę dalej udawać ją, jeśli nie możeszznieść myśli o mnie.Nikt nie musi o tym wiedzieć.Chwycił ją za ramiona i odsunął od siebie, by móc spojrzećjej w oczy.- Ale ja będę wiedział.I ty także.Masz rację, że byliśmyszczęśliwi.Przez chwilę.Ale to była tylko iluzja, część twojej gry.Kobieta, którą uważałem za swoją żonę, nie istnieje.Jest fikcją,oszustwem.Ty nie jesteś tą słodką dziewczyną, która płakała kiedyś nad miotem utopionych kociąt, tak zawstydzona, że ledwiemogła wypowiedzieć moje imię.I nie jesteś swoją siostrą, terazwidzę to jasno.Tak naprawdę jesteś do niej zupełnie niepodobna.Jesteś.no właśnie, nie wiem, kim jesteś.Ale okłamałaś mnie,wykorzystałaś, zrobiłaś ze mnie głupca w tak pokrętny sposób, żenie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie ci wybaczyć.Odsunął ją od siebie, odstawił na bok, jakby brzydził się jejdotykiem.Beznadzieja zakradła się do jej serca jak lodowatywiatr, pozostawiając po sobie odrętwienie.Adrian przeszedł za biurko.- Muszę porozumieć się z moim radcą w sprawie prawnegostatusu naszego związku.Waham się nazywać go małżeństwem,bo wątpię, czy nim jest.Gdybym mylił się w tym względzie, podejmę odpowiednie kroki.Jeśli nie.cóż, zobaczymy.Możliwe,że trzeba będzie porozumieć się z twoimi rodzicami.Zakładam,że oni nie są świadomi tego wszystkiego?270Powoli, jakby obserwowała całą scenę przez gęstą mgłę, skinęła głową.- Dobrze więc.Możesz odejść.I to było wszystko.Przesłuchanie skończone.Zycie, jakieznała, zostało przerwane.Teraz pozostawało jej już tylko czekaćna karę, na wyrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]