[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet Petersen osłabł, i to nie dlatego, że prawie niósł kapitana, ale ponieważ stale otwierał i zamykał zamarznięte drzwi i luki.Nicholls dysząc ciężko oparł się o grodź i odpoczywał po złażeniu do magazynów amunicyjnych wieży „A".Pełne nadziei spojrzenie skierował na kapitana.Vallery spostrzegł to, zrozumiał i z uśmiechem pokręcił głową.- Prawie skończyliśmy, chłopcze.Jeszcze tylko komora windy kotwicznej.Mam nadzieję, że nie ma tam nikogo, ale możemy zajrzeć po drodze.Szli powolutku wokół masywnych mechanizmów windy.Minęli magazyn akumulatorów, warsztaty żaglomistrza i elektryków, cele aresztu i dotarli na sam dziób do składu farb.Vallery wyciągnął rękę, symbolicznie dotykając drzwi, uśmiechnął się z wyrazem znużenia na twarzy i zawrócił.Mijając drzwi aresztu, zajrzał przez judasza.Stanął jak wryty.- Ralston! Cóż ty tu robisz? - krzyknął.Marynarz uśmiechnął się obojętnie.I przez grube szkło można było dostrzec, że uśmiech nawet nie tknął niebieskich oczu.Ralston gestem wskazał kraty i tłumaczył, że nic nie słyszy.Vallery niecierpliwie odsunął grubą szybę judasza.- Co tu robisz? - wołał.Nad pałającymi oczyma groźnie nasrożyły się brwi.- W areszcie? Teraz? Gadajże, człowieku! Mów!Nicholls ze zdziwieniem spoglądał na kapitana.Stary złości się! To niesłychane! Uznał, że nie chciałby stanąć na drodze rozwścieczonego kapitana Vallery'ego.- Zostałem zamknięty, panie kapitanie - meldował niewinnie Ralston, lecz ton jego słów mówił: Cóż za głupie pytanie? Vallery oblał się rumieńcem.- Kiedy?- Dziś rano, o dziesiątej trzydzieści.- Kto cię zamknął?- Profos, panie kapitanie.- Na czyj rozkaz? - gwałtownie spytał Vallery.Ralston przez chwilę patrzył na niego bez słowa.Był spokojny.- Na pański, panie kapitanie!- Na mój? - Vallery patrzył z niedowierzaniem.- Nie kazałem cię zamykać!- Pan kapitan nie powiedział tego profosowi - gładko odparł Ralston.Vallery zrozumiał.To przeoczenie, brak przezorności, było jego winą.A to bolało.- Gdzie jest twoje stanowisko alarmowe? - spytał ostro.- Lewe wyrzutnie torpedowe.Teraz Vallery zrozumiał, dlaczego tylko obsługi prawych wyrzutni były na stanowiskach.- A dlaczego pozostawałeś tu podczas alarmu? Czy wiesz, że to zakazane, sprzeczne z regulaminem?- Tak jest, panie kapitanie.- Na twarz Ralstona znów wypełznął uśmieszek.- Wiem o tym.Ale czy pan profos też wie? - Na moment przerwał, znów uśmiechnął się i dodał: - A może po prostu zapomniał?- Hartley! - Vallery znów był spokojny, lecz choć mówił cicho, głos brzmiał groźnie.- Natychmiast zawołać profosa! Niech nie zapomni kluczy! - zakaszlał, otarł z ust krew i spojrzał na Ralstona.- Przykro mi, chłopcze - powiedział wolniutko - naprawdę przykro.- Co jest ze zbiornikowcem? - cicho spytał Ralston.- Co? Co mówisz? - Vallery nie był przygotowany na tak niespodziewaną zmianę tematu.- Jaki zbiornikowiec?- Ten uszkodzony dziś rano, panie kapitanie!- Trzyma się nas.- Vallery nie rozumiał, o co chodzi.- Trzyma się nas, tylko osiadł głębiej.Dlaczego pytasz?- Po prostu jestem ciekaw - na twarzy Ralstona zabłysnął uśmiech, tym razem prawdziwy.- Widzi pan, panie.Głuchy huk rozdarł nocną ciszę.Podmuch przechylił „Ulissesa" na prawą burtę.Vallery zatoczył się i byłby upadł, gdyby nie silne ramię Petersena.Kapitan oparł się mocniej, gdyż krążownik zakołysał się przy powstawaniu z przechyłu.Spojrzał z przerażeniem na Nichollsa.Wiedział, co znaczy ten huk.Nicholls odpowiedział spojrzeniem, mając pretensję do losu, że nie zaoszczędził nowej troski umierającemu.- Obawiam się, że ma pan rację.Torpeda.Ktoś dostał prezent.- Uwaga, uwaga! - przeraźliwie wołał głośnik.- Kapitan proszony na mostek.Pilne! Kapitan proszony na mostek! Pilne!ROZDZIAŁ XIPiątek wieczoremZgięty we dwoje kapitan Vallery kurczowo ścisnął poręcz trapu prowadzącego na przedni pokład.Rozpaczliwie usiłował dojrzeć cokolwiek w ciemnościach, lecz widział tylko czarną przestrzeń.Mgła - ciemna, wirująca i hucząca mgła - spowijała jego mózg, przed oczyma migotały oślepiające błyski; czuł, że nagle oślepł.Spazmatycznie chwytał powietrze, które rozrywało storturowane płuca.Dolne żebra ściskała jakby żelazna obręcz, ściskała z druzgocącą siłą.Zdał sobie sprawę, że bieg od dziobu okrętu, podczas którego potykał się i zataczał, prawie go dobił.Cholernie mało brakowało - myślał.- Na przyszłość muszę być ostrożniejszy.Powoli odzyskiwał wzrok, lecz jasny blask nie ginął.Wielkie nieba! - przemknęło mu przez myśl - nawet ślepiec mógłby dojrzeć to, co się działo!Ciemna sylwetka statku - ledwie widoczna, tak że raczej trzeba było ją sobie wyobrazić - zanurzała się głęboko w wodzie, a kolumna ognia, wysoka na setki stóp, tryskała z chmury gęstego dymu nad dziobem.Nawet z odległości pół mili ryk tego pożaru był ogłuszający.Vallery spojrzał przerażony.Słyszał, jak stojący za nim Nicholls klnie cicho, z goryczą, bez zająknienia.Na ramieniu poczuł dłoń Petersena.- Czy pan kapitan życzy sobie wejść na mostek?- Chwileczkę, Petersen, chwileczkę.Poczekaj.- Mózg kapitana znów pracował, oczy z czterdziestoletnią praktyką automatycznie omiatały horyzont.Śmieszne, zbiornikowiec „Vytura" jest ledwie widoczny, osłania go chmura dymu, ale konwój.pozostałe statki, białe jak zjawy, rysują się wyraźnie na kobaltowym tle nieba, cale skąpane w blasku pożaru.Nawet gwiazdy przybladły.Spostrzegł, że Nicholls przerwał litanię przekleństw i mówi coś do niego.- To zbiornikowiec! Panie kapitanie, czy nie lepiej uciekać? Pamięta pan, jak było z poprzednim?.- Którym? - Vallery ledwie słuchał.- Z „Cochellą".Przed paru dniami.Tak, chyba tak.Nie, to przecież ledwie dziś rano!.- Gdy zbiornikowiec wybucha, to.wybucha.- Myśli Vallery'ego zdawały się błądzić gdzieś daleko.- Gdy zaczynają płonąć, to mogą płonąć bardzo długo.Zbiornikowce mają twarde, bardzo twarde życie.Żyją, gdy inne statki na ich miejscu dawno poszłyby na dno.- Lecz ten ma w burcie wyrwę prawie tak wielką jak dom - protestował Nicholls.- To nic nie znaczy - odparł Vallery.Wydawało się, że czeka na coś, że szuka wzrokiem.- Te statki mają olbrzymi zapas pływalności.Ze dwadzieścia siedem oddzielnych zbiorników, nie licząc kofferdamów1, komór pomp, maszynowni.Nigdy nie słyszałeś o wynalazku Nelsona? Do zbiorników ropy puszcza się sprężone powietrze i zapewnia im pływalność! Nigdy nie słyszałeś o kapitanie Dudleyu Masonie ze statku „Ohio"? Nigdyś nie słyszał o.- urwał w pół słowa, a gdy zaczął znowu, jakby otrząsnął z siebie zamyślenie.- Tak przypuszczałem! - wykrzyknął podnieconym głosem.- Tak przypuszczałem! „Vytura" płynie, nadal jest pod kontrolą.Robi chyba z piętnaście węzłów! Na mostek, szybko!Jakaś siła poderwała kapitana Vallery'ego w górę.Dotknął pokładu dopiero na mostku, gdy Petersen postawił go przed zdumionym komandorem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]