[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A to, że przedstawił swojewarunki w takiej formie, uznałem za dowód dobrych manier.Mógł sobie kazać zapłacić osobnoza transport.- Zgoda, Alf, przybijamy - powiedziałem i uścisnęliśmy sobie ręce nad stołem.Następnie wymieniliśmy się listami.Ja dałem mu dwa - ten od krościatego chłopca i jeszczejeden, który mi od tego czasu powierzono - no i cztery dolary.Alf dat mi jeden.- Jest zaadresowany do Ezry - powiedział.- Przybij go do jakiejś ściany, na wypadek gdyby się tujeszcze zjawił.Potem zapytał mnie, czy zechciałbym zostać przedstawicielem Expressu na nasze miasto.Wyraziłem zgodę.Wręczył mi książeczkę z blankietami zamówieniowymi, blok rachunkowy ioświadczył, że będę dostawał trzy procent prowizji od każdej transakcji, z wyjątkiem opłat zaprzesyłki pocztowe.To także przypieczętowaliśmy uściskiem dłoni, po czym zostawiłem go zdziewczynami, a sam ruszyłem na poszukiwanie czterdziestu dolarów.Zar wyszedł za mną na dwór.- Co to za interes? Dajemy mu za darmochę baby i whisky i na dodatek płacimy drugi raz zatowar.- Chcesz, żeby dyliżans przyjeżdżał do nas, czy nie? Jeżeli skreślą nas z trasy, to nawet gdybywszyscy okoliczni górnicy zaczęli się tu zjeżdżać, nic by nam z tego nie przyszło.- Czterdzieści dolarów!Teraz, w świetle dnia, spojrzałem na list przywieziony przez Alfa dla Ezry, no i okazało się, że tojest właśnie list nadany przez Izaaka w Vermoncie.- Może to nie będzie twoja forsa - powiedziałem Zarowi.Podszedłem do studni i wręczyłemMaple'owi list.- Przyjechał razem z panem.Pamiętam, że gapił się na kopertę przez długi czas.Zciskał w zębach fajkę, robił się corazczerwieńszy na twarzy.Był zły, ale i speszony.Mimo to widać było, że cieszy się, iż brat zrozmysłem nie uciekł mu przed samym nosem.- No i co z panem będzie? - spytałem.- Sam nie wiem.Chyba pojadę szukać Ezry.Muszę go znalezć.Więc zacząłem gadać jak najęty.Powiedziałem Izaakowi Mapie, że nawet jeśli przemierzy stotysięcy dróg, to i tak brata nie znajdzie.Powiedziałem mu, że mamy po jednej stronie góry, a podrugiej pustynię.I to góry tak wysokie, a pustynię tak rozległą, że mogłaby pochłonąć całą armię.Powiedziałem mu, że szukając kogoś na Zachodzie można zmarnować życie i stracić majątek.Ale, zaznaczyłem, gdyby spróbował się u nas osiedlić i wyrobić sobie nazwisko, to ustna wieść otym, że Izaak Mapie prowadzi sklep w Ciężkich Czasach, rozeszłaby się szybciej niż.wiadomość przekazana listem.I prędzej czy pózniej dotrze ona do Ezry, który będzie wiedział,gdzie ma szukać brata.- Panie Mapie-dodałem biorąc go pod ramię-te towary przeznaczone były dla Ezry.Alf Moffetodstąpi je panu za czterdzieści dolarów.A pan sprzeda je nam za drugie tyle.Zapłacimyczęściowo gotówką, a poza tym damy panu wodę do picia i dach nad głową.40Sklep jest już teraz potrzebny, a kiedy powiększy się liczba mieszkańców, będzie jeszczepotrzebniejszy.Przekonywałem go prawie godzinę, aż na koniec-otoczony ze wszystkich stron przez naszągromadę - sięgnął za pas po pieniądze i wysupłał czterdzieści zielonych.Licząc je oblizywałkciuk i macał starannie każdy papierek, zanim włożył mi go do ręki.Kiedy to się skończyło, skinąłem na Zara i przedstawiłem Maple'owi pannę Adę, która podała murękę, wywołując ciemny rumieniec na jego twarzy, Jenksa, który skinął głową i zmrużył swojewilcze ślepia, wreszcie Chineczkę i Jimmy'ego.Niedzwiedz powrócił do swojej nory, a Mollystała wyprostowana w drzwiach naszej chaty, najwidoczniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca.Mimo to uważam, że Izaak Mapie został powitany jak należy.Zaraz potem Jessie, ta wysoka, wyszła z saloonu Zara, poprawiając sobie włosy.Za nią wyłoniłasię Mae.Podtrzymywała Alfa, który się śmiał i mrużył oczy.Alf wypił widać sporo whisky.Powiódł wzrokiem po nas, stojących dokoła dyliżansu, i powiedział:- Tak, panie, to jest dopiero życie.To jest życie, panie.Jego stary pomocnik przesunął się na miejsce woznicy i chwycił lejce, a my pomogliśmy Altowiwdrapać się nakozioł i usadowić się obok niego.Wręczyłem mu czterdzieści dolarów i wypełniony blankiet zzamówieniem na prowianty dla Zara i Izaaka.Wsunął je za pazuchę.- Do zobaczenia.Alf.- Tak jest, Blue, tak jest!- uchylił kapelusza, szarpnęło nim, głowa mu poleciała gwałtownie dotyłu, bo w tej samej chwili stary trzasnął z bata na konie i kota obróciły się podnosząc kłębykurzu.Długo przyglądałem się, jak wóz przecina równinę, ciągnąc za sobą szeroki tuman kurzu.Wmiarę jak się oddalał, rosło we mnie zadowolenie.Czułem się tak, jak się czuje człowiek, któryodwalił kawał dobrej roboty.Ale wieczorem w czasie kolacji złożonej z solonej wołowiny,świeżo kupionej u Izaaka Maple'a, nie znalazłem uznania w oczach Molly.- To mięso kosztuje nas dziesięć razy tyle, ile zapłacilibyśmy, gdybyśmy je sami kupili-powiedziała po dłuższym milczeniu.- Ja nie mam ochoty na prowadzenie sklepu.Brat Ezry ściągnie forsę do miasta, zobaczysz.Spojrzała na mnie z uwagą.- Do miasta! Oj, burmistrzu, do jakiego tam znowu miasta? Przestań mnie bajerować.- Nie rozumiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]