[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obudziły gozwierzęta  straszne piskliwe ujadanie w pobliżu i wycie w oddali.Waliło mu serce, koszulkanasiąkała potem; zupełnie skołowany patrzył na belki stropowe i puste ściany.Potem poczuł zapach dymu i zobaczył żar papierosa, a pózniej dziewczynę  siedziałanieopodal na rozchwierutanym drewnianym krześle, jedynym oprócz łóżka meblu w tympomieszczeniu.Podciągnęła pod brodę kolano i otoczyła je chudym ramieniem. Chryste  powiedział, opierając się na łokciach. Co to jest? Co? Te dzwięki. Kojoty.Pieprzone kojoty.A może pieprzące się kojoty.Odwrócił wzrok i nasłuchiwał.Obserwowała go. Która godzina?  zapytał. Trzecia w nocy.Nie mogłam przy tym spać. Zaciągnęła się i wydmuchała dym.Krzesłozaskrzypiało. Chcesz, żebym sobie poszła?Patrzył na nią, na mleczny zarys jej ramion, jej nóg.Wydawała się prawie naga.Pokręcił głową, żeby oprzytomnieć, ale nie oprzytomniał. Czy to znaczy nie? Co?  odezwał się po chwili.Przyglądała mu się.Wystarczyłoby, żeby trochę się przesunął, przysunął do ściany,a położyłaby się obok, tak jak kiedyś jego piesek.Ciepłe małe ciało przy jego brzuchu.Zerknęła na niego w półmroku. Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.Zwierzęta nagle zamilkły.Dziewczyna przechyliła głowę i nasłuchiwała.Potem opuściła nogęi nachyliła się ku niemu. Kto to jest Caitlin? Co? Tak mówiłeś przez sen.To twoja dziewczyna?Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi gwałtownie się otworzyły; odwrócili się i zobaczyliwypełniającą je postać Toma Carla.%7łar poleciał na kamienną podłogę jak świetlik. Cześć Thomas  powiedziała dziewczyna.Gospodarz stał w drzwiach, brązowy pies dyszał tuż przy jego nodze.Po chwili mężczyzna z zaskakującą zręcznością podszedł do dziewczyny, złapał ją za ramię, podniósł na nogii popchnął w kierunku drzwi. Rozmawiamy, Thomas. Koniec rozmowy.Do domu.Już.Stała w progu, pocierając ramię.Patrzyli na siebie gniewnie; było widać, że są rodziną.W końcu Victoria westchnęła, odwróciła się i odeszła, jej białe nogi cięły ciemność jak nożyczki.Tom Carl odwrócił się do chłopaka. Dotknąłeś jej?Pytanie nie brzmiało oskarżycielsko ani wrogo; gospodarz najwyrazniej nie interesował sięzamiarami Seana, ani ich nie oceniał.Chciał tylko wiedzieć, co się wydarzyło. Nie, proszę pana.Tom Carl pokręcił głową i przeczesał włosy dłonią. Dałem ci pracę.Dałem ci łóżko, żebyś mógł się przespać.Ona ma piętnaście lat.Wiedziałeśo tym?Chłopak usiadł i sięgnął po skarpetki, pózniej po buty. Do niczego nie doszło.Tom Carl patrzył, jak chłopak wkłada skarpetki.Powąchał powietrze, rozejrzał się, podszedłdo krzesła, przydeptał niedopałek i wyszedł bez słowa, a pies po raz ostatni zerknął na Seana,zakołysał swoją kwadratową głową i ruszył za panem.Księżyc stał wysoko, na wszystkim kładło się jego dziwne światło  na samochodach i wrakachsamochodów, na ponurych wzgórzach, na jałowcach i kosodrzewinie, które porastały ich zbocza.Intensywny, widmowy obraz.Chłopak zaciągnął się papierosem i spojrzał na północ, na to miejsce nad horyzontem, gdziepowinny znajdować się Kolorado i biały kręgosłup Gór Skalistych, ale nie było tam nic opróczciągnącego się bez końca wezbranego gwiazdami nieba.Spadająca gwiazda zadrapała czarnesklepienie na środku gwiazdozbioru Raka i zniknęła, kojoty jak na komendę podjęły swojezawodzenie, wycie i ujadanie.Bardzo blisko.Obszedł casitę, ale kiedy znalazł się po drugiej stronie, uznał, że zwierzęta są po przeciwnej.Wrócił i odniósł analogiczne wrażenie.Są na świecie rzeczy, których nie da się wyjaśnić.Istotyrodzące się ze światła księżyca albo z własnej zadziwiającej woli, by istnieć, wyć, biegać, parzyćsię i polować.Andromeda stoi na skałach ze wzrokiem utkwionym w morzu i wypatruje tego, coskrywają fale  głodnych uśmiechów, czarnych łusek, pustych czarnych oczu.Niedaleko, nanajwyższych szczytach północnych gór, dobrze je poznała.Walczyła z nimi, raniły ją, uciekała, aleprzybiegały nowe, by ją złapać i zaciągnąć z powrotem.Nie idz, miała właśnie powiedzieć weśnie, Nie zostawiaj mnie.I walczyła, i uciekała, a księżyc leżał w górze na posłaniu z gwiazdi wszystko widział, ale nic nie zrobił. 22Nie rób tego, nie rób, nie wsiadaj.Ale wsiadła; powiedział, żeby zapięła pasy, i zapięła.Przyspieszyli,podskakując na wybojach.Opierał dłoń na dzwigni zmiany biegów jak na eleganckiej lasce, potem nagleagresywnie nacisnął, aż zatrzeszczało, jakby inaczej miało nie zadziałać.Z drogi gruntowej skręcili ostro w prawo i wyjechali na asfalt.Odwróciła się, ale w jej głowie nie byłomiejsca na nic poza czerwoną chmurą kurzu, bezkształtną masą drzew i Zostawiłaś go tam, samego.Niema tam nikogo oprócz zwierząt.Jest ranny, jest tylko dzieckiem, a ty go zostawiłaś.Samego.Próbowała odczytać drogomierz, ale jej się nie udało.Przypomniała sobie o pulsometrze.Co to? zapytał.Co tam robisz?Ustawiam licznik.Zobaczyła swoje tętno i wzięła głęboki powolny oddech.Nie musisz tego robić.Powiedz im po prostu, żeby z lokalnej 153 skręcili w Fox Tail Road.Szeryf będziedokładnie wiedział, gdzie jechać.Sprawdziła telefon.Jechali asfaltem w dół, skręcali w lewo, w prawo.Opony cicho piszczały, wiatr zwiewał jej na twarzwłosy, które wysmyknęły się z kucyka, sosny zostawały w tyle i rozmazywały się jak szprychyrozpędzonego roweru.Jeśli zwolni, możesz wyskoczyć.Możesz wyskoczyć, uciec do lasu i wrócić na górę albo pobiec na dół.Potrzebowała ziemi, walki z przyciąganiem, drzew, które mogłaby mijać, pojedynczych i osobnych jakdziewczyny na torze.Wiedziałaby, co robić.Rozmywająca się od pędu struktura lasu otworzyłaby sięprzed nią, dostrzegłaby ścieżki i ścieżynki, wszystkie wiodące w dół.W dół gdzie? To mogłoby zająć godziny.Mogłabyś się zgubić i co by się z nim wtedy stało?No dobra, odezwał się głośno, jakby chciał przekrzyczeć jakiś hałas.Co tam robiliście na górze, takw ogóle?Mogłaby go zapytać o to samo.Sprawdziła telefon.Zapytałem, co robiliście tam na górze.Biegaliśmy.Biegaliście?Tak.Uciekaliście przed czymś?Patrzyła na telefon.Co?Zapytałem, czy przed czymś uciekaliście.Nie.Po prostu biegaliśmy.Trenowałam.Och.Zwolnił, wziął ostry zakręt, zredukował bieg, znowu nacisnął gaz.Co trenowałaś? Bieganie.To dobrze.To fajnie.Masz głowę na karku, co?Mógłby się pan, kurwa, zamknąć? zapytała głowa na karku, ale nie na głos.Szosa przecięła kolejną nieoznakowaną drogę gruntową, skręcił w nią, zjechali w dół między drzewamii gwałtownie wypadli z powrotem na szosę, tę samą.Znów skręcił, a ona straciła wszelką nadzieję, że udajej się odtworzyć tę trasę.Ale szeryf będzie wiedział.Szeryf będzie wiedział.Jak mogłaś go tak po prostuzostawić?A tak w ogóle to jak masz na imię? krzyknął.A pan? zapytała odruchowo.Jak dziecko.Uśmiechnął się szeroko i coś powiedział, ale nie usłyszała.Zajęła się telefonem.Coś się zmieniło,pojawiło się kilka słupków na ikonce zasięgu.Wystukała numer, czekała.Ekranik zapulsował światłem, jejserce podskoczyło.Aączył.A ty? zapytał mężczyzna.Przycisnęła telefon do ucha.Był pózny poranek.Pewnie już wstali i wzięli prysznic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl