[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, to ile pan chce zapła-cić? Rupię i cztery anny. Niech tak będzie.Kabir wskoczył do łódki, a potem podał rękę Lacie i pomógł jej wejść napokład.Uścisk miał mocny i poczuła, że przy nim nic jej na pewno nie grozi.Zarumieniła się uszczęśliwiona.Wypuścił jej rękę ze swojej dłoni dopiero pochwili, zgadując, że będzie ją chciała cofnąć.Nad rzeką unosiła się biała mgła.Kabir i Lata usiedli obok siebie, naprze-ciwko wiosłującego przewoznika.Do dhobi-ghatów było już teraz ponaddwieście jardów, ale nadal bębnił im w uszach głuchy dzwięk tłuczonych oschody ubrań.Zarysy sylwetek i budynków na brzegu rozpływały się wemgle. Ach! powiedział Kabir z westchnieniem. Jak wspaniale płynąćtak środkiem rzeki we mgle.To rzadkie zjawisko o tej porze roku.Przypomi-nają mi się wakacje spędzone w Simli.Człowiek zapomina o całym świecie.Znikają wszystkie problemy.Zacieśniają się więzi rodzinne. Co roku jezdzisz w góry na wakacje? spytała Lata.Szkołę średnią, St.Sophia, ukończyła w Masuri, ale teraz nie mogłyby so-bie pozwolić z matką na wynajęcie domku letniskowego w górskim uzdrowi-sku. Co roku odrzekł Kabir. Na ogół w każde wakacje jedziemy doinnej miejscowości wypoczynkowej: do Almory, Nainital, Ranikhet, Masuri,Simli, a nawet Dardziling.Mój ojciec by od tego nie odstąpił.Twierdzi, żeświeże powietrze klaruje mu mózgownicę".To takie jego ulubione powie-dzonko.Kiedyś po górskiej wspinaczce oznajmił, że taka dawka matematycz-RLnego natchnienia wystarczy mu już na całe życie.Ale oczywiście w następ-nym roku znowu pojechaliśmy w góry, tak jak zwykle. No a ty? zapytała Lata. Co ja? spytał Kabir, wyraznie poruszony jakimś wspomnieniem. Ty też lubisz jezdzić w góry? Wybierasz się tam również w tym rokuna wakacje? Nie wiem jeszcze, jak będzie w tym roku.Ale lubię tam jezdzić.Totak jak z pływaniem. Z pływaniem? spytała Lata, zanurzając rękę w wodzie.Ale Kabirwidocznie kalkulował coś sobie w głowie, bo nagle zwrócił się do przewozni-ka z zapytaniem: Ile na ogół bierzesz od miejscowych za przejażdżkę od dhobi-ghatu doBarsat Mahal? Cztery anny na głowę. Wobec tego powinniśmy ci zapłacić najwyżej rupię, biorąc pod uwa-gę, że połowę drogi płyniesz z prądem.A ja płacę rupię i cztery anny, więc wsumie nic na tym nie tracisz.Wioślarz oniemiał chwilowo ze zdziwienia, ale potem odparł rezolutnie: No, niech tam! Ja nie narzekam.Tymczasem mgła się rozpłynęła i na brzegu rzeki wyrósł przed ich oczamiwielki szary gmach fortu brahmpurskiego otoczony piaszczystym pasem.Stamtąd w dół, na piaszczyste wybrzeże, schodziła wielka, usypana z ziemirampa, a na jej szczycie górowało dumnie wielkie drzewo figowe, pipal, któ-rego liście szeleściły w porannym wietrzyku. Co miałeś na myśli, mówiąc: To tak jak z pływaniem"? Ano właśnie Kabir ocknął się z zamyślenia. Człowiek przenosisię jakby w zupełnie inny wymiar, wiesz? Trzeba zmodyfikować wszystkieruchy, a w rezultacie i wszystkie myśli.Poszedłem raz jezdzić na toboganie wGulmarg i pamiętam, że oderwałem się zupełnie od rzeczywistości.Tylkoświeże, czyste powietrze, śnieżne zaspy i ten.szszuuu.niesamowity pędzdawały się zupełnie realne.Co za uczucie! Monotonia terenów równinnychściąga człowieka brutalnie na ziemię.Tu nie ma gdzie doznawać takich unie-sień.No, chyba że się pływa po rzece.tak jak dzisiaj.RL Tak samo jest z muzyką, prawda? powiedziała Lata, adresując topytanie nie tylko do niego, ale i do siebie samej. Hm, taaak, chyba taaak zastanawiał się Kabir. Nie, właściwieto jednak nie zdecydował nareszcie.Chodziło mu o taki stan umysłu, który osiąga się pod wpływem fizycznegowysiłku. Ale powiedziała Lata, podążając za tokiem własnych myśli muzyka naprawdę tak właśnie na mnie oddziały wuje.Wystarczy, że zabrzdą-kam na tampurze i zaraz wpadam w trans.Nawet jeśli nie zaśpiewam ani jed-nej nuty.Czasami przez piętnaście minut siedzę jak zaklęta i trudno mi jestpowrócić do rzeczywistości.Kiedy chcę zapomnieć o wszystkich życiowychkłopotach, uciekam w świat muzyki.A to w ogóle cud, że nie minęłam się zmoim powołaniem,bo zaczęłam lekcje śpiewu dopiero w zeszłym roku, za namową Malati.Ma-ma jest zupełnie pozbawiona słuchu.W dzieciństwie nieraz prosiłam ją, żebypozwoliła śpiewać kołysanki mojej piastunce.Kabir uśmiechał się.Objął ją ramieniem, a ona nie protestowała, ponieważnie było w tym geście nic zdrożnego. Dlaczego się nie odzywasz? zapytała. Bo miałem nadzieję, że opowiesz mi jeszcze coś o sobie.To coś no-wego, na ogół nie jesteś skora do takich wynurzeń.Czasami wydaje mi się, żeprawie nic o tobie nie wiem.Kto to jest, na przykład, ta Malati? Prawie nic? zdziwiła się Lata, której nagle przypomniały się jejwłasne knowania" z Malati. Pomimo tej całej planowej operacji wywia-dowczej? Kropla w morzu odparł Kabir pogardliwie. Powiedz mi coś osobie. Co to za zachcianki? Wyrażaj się mniej ogólnikowo.Od czego mamzacząć? Od samiuteńkiego początku.I nie zatrzymuj się, aż dotrzesz do końca.RL No cóż powiedziała Lata. Wobec tego z samego rana będzieszmusiał wysłuchać niejednej opowieści o nadzwyczaj pasjonujących epizodachmojego żywota. Doskonale! roześmiał się Kabir. Tyle tylko, że w moim życiu nie dzieje się nic nadzwyczaj pasjonują-cego.Ot, zwykła codzienna monotonia. Zacznij więc od rodziny podpowiedział jej Kabir.I Lata zaczęła opowiadać o swojej rodzinie; o ukochanym ojcu, który na-wet teraz, z zaświatów, roztaczał nad nią troskliwą opiekę (ten tutaj szarysweter najlepszym tego dowodem); o płaczliwej, zaczytanej w Bhagawadgi-cie matce, którą wiecznie miotały burzliwe uczucia; o Arunie i Minakszi, iAparnie, i Warunie w Kalkucie; no i oczywiście o Pranie i Sawicie, i ich nienarodzonym jeszcze dziecku.Opowiadając tak, Lata nie czuła się wcale skrę-powana.Przysunęła się nawet trochę bliżej do Kabira.Dziwne, ale pomimowszystkich swoich wewnętrznych zahamowań nie wątpiła w szczerość jegouczuć.Minęli fort na piaszczystej parceli, a także ghaty krematorium, pózniej mi-gnęły im przed oczami świątynie w starej dzielnicy i minarety meczetu Ala-mgiri, aż wreszcie podpłynęli do łagodnego zakola na rzece, skąd widać jużbyło wyraznie, najpierw z boku, a potem na wprost, misterne budowle BarsatMahal.Mulista woda nie była zmącona, a jej powierzchnia wyglądała jak matowaszyba.Przewoznik skierował łódkę na sam środek rzeki, a potem ustawił jąakurat na wprost frontowej ściany Barsat Mahal, zanurzył w wodzie długi bo-sak, który zabrał wcześniej z przeciwległego brzegu, i zatrzymał łódkę.Potemzwrócił się do Laty i Kabira z następującymi słowami: Pięć minut postoju.Nacieszcie oczy tym widokiem, bo to niezapo-mniane przeżycie.I miał rację: obraz ten pozostał już na zawsze w ich pamięci.Barsat Ma-hal, dawna siedziba rządu, siedlisko intryg i rozpusty, azyl sekretnych roman-sów, a jednocześnie symbol świetności i chwały, a pózniej degrengolady,ukazał się ich oczom jako wcielenie idealnego, absolutnego piękna.WznosiłRLsię ponad roziskrzoną rzeką, odbity w srebrzystej, niezmąconej wodzie.Wo-kół nich panowała wielka cisza, którą wszyscy troje uszanowali milczeniem.3
[ Pobierz całość w formacie PDF ]