[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sześć i pół daję, więcej nie można, pszenica ze śniedzią.- Jak ci, parchu, lunę przez ten pysk paskudny, to ci wnet ześniedzieje.Ale, pszenica czysta jak złoto.- Może być, ale wilgotna.Kupię na miarę i po sześć rubli i pięć złotych.- Kupisz na wagę i po siedem, rzekłem!- Co się gospodarz gniewa! Kupię nie kupię, a potargować można.- A targuj się, kiej ci pyska nie szkoda.- I nie zwracał już uwagi na %7łydów, którzy rozwiązywali workipo kolei i oglądali pszenicę.- Antek, pójde ino do pisarza i w to oczymgnienie przyjde do cie.- Co? Na dwór skargę podajecie?- A bez kogo to padła moja graniasta?- Dużo to wskóracie!- Swojego darować nie daruję.- I.borowego przyprzeć gdzie w boru do chojaka, sprać czym twardym, żeby mu aż żebrazapiszczały- zaraz byłaby sprawiedliwość.- Borowy? Juści, że mu się to należy, ale dworowi też - rzekł twardo.- Dajcie mi złotówkę.- Na co ci?- Gorzałki bym się napił i przegryzł co.- Nie masz to swoich?.Cięgiem ino w ojcową garść uważasz.Antek odwrócił się gwałtownie i jął pogwizdywać ze złości, a stary, chociaż z żalem i markotnością,wysupłał złotówkę i dał.- %7ływ wszystkich swoją krwawicą.- myślał i spiesznie się przeciskał do ogromnego, narożnegoszynku, gdzie było już sporo ludzi pożywiających się; w alkierzu od podwórza mieszkał pisarz.Właśnie siedział pod oknem przy stole z cygarem w zębach, w koszuli był tylko, nie umyty irozczochrany; jakaś kobieta spała na sienniku w kącie, przykryta paltem.- Siadajcie, paniegospodarzu! - zrzucił ze stołka obłocone ubranie i podsunął Borynie, któren zaraz opowiedziałdokumentnie całą sprawę.- Wasza wygrana, jak amen w pacierzu.Jeszcze by! Krowa zdechła i chłopak choruje z przestrachu.Dobra nasza! - zatarł ręce i szukał papieru na stole.- Hale.kiej zdrowy chłopak.- Nic nie szkodzi, mógł zachorować.Bił go przecież.- Nie, bił ino chłopaka sąsiadów.- Szkoda, to by było jeszcze lepsze.Ale to się jakoś zesztukuje, tak że będzie i choroba z pobicia, izdechła krowa.Niech dwór płaci.- Juści, o nic nie idzie, ino o sprawiedliwość.- Zaraz się napisze skargę.Frania, a rusz no się, wałkoniu! - krzyknął i tak mocno kopnął leżącą, żepodniosła rozczochraną głowę.- Przynieś no gorzałki i co zjeść.- Ani dydka nie mam, a wiesz, Guciu, że nie zborgują.- mruczała i podniósłszy się z barłogu, jęłaziewać i przeciągać się; wielka była jak piec, twarz miała ogromną, obrzękłą, posiniaczoną i przepitą, agłos cienki, jakby dzieciątka.Pisarz pracował, aż pióro skrzypiało, pociągał cygara, puszczał dym na Borynę, który przypatrywał siępisaniu, zacierał chude, piegowate ręce i raz w raz odwracał wynędzniałą, okroszczoną twarz naFrankę; zęby przednie miał przyłamane, usta sine i wielkie czarne wąsy.Napisał skargę, wziął za nią rubla, wziął na marki drugiego i ugodził się na trzy za stawanie w sądzie,jak sprawa przyjdzie na stół.Boryna się na wszystko zgodził skwapliwie, choć mu ta pieniędzy było żal, bo miarkował, że dwór muwszystko zapłaci, i z nawiązką.- Sprawiedliwość musi być na świecie, to sprawa wygrana! - rzekł na odchodnym.- Nie wygramy w gminnym, to pójdziemy do zjazdu, zjazd nie poradzi, pójdziemy do okręgowego, doizby sądowej - a nie darujemy.- Zaśbym tam darował swoje! - zawołał z zawziętością Boryna.- I komu jeszcze, dworowi, co ma tylelasów i ziemi!.- rozmyślał wychodząc na rynek i zaraz jakoś przy czapnikach natknął się na Jagnę.Stała w czapce granatowej na głowie, a drugą jeszcze targowała.- Obaczcie no, Macieju, bo ten żółtek powiada, że dobra, a pewnikiem cygani.- Galanta, la Jędrzycha? - Juści, Szymkowi już kupiłam.- Nie za mała to będzie?- Takusińką ma ci głowę kiej moja.- Piękny z ciebie byłby parobeczek.- Abo i nie! - zawołała zuchowato, bakierując nieco czapkę.- Wnetki by cię tu godziły do siebie.- Hale.inom za droga do służby.- Zaczęła się śmiać.- Jak komu.mnie byś ta za droga nie była.- I w polu robić bym nie robiła.- Robiłbym ja za ciebie, Jaguś, robił.- szepnął ciszej i tak spojrzał na nią namiętnie, aż dziewczynacofnęła się zakłopotana i już bez targu zapłaciła za czapkę.- Sprzedaliście krowę? - zapytał po chwili opamiętawszy się nieco i wytchnąwszy z owej lubości, co mujak gorzałka buchnęła do głowy.- Kupili ją la księdza do Jerzowa.Matka poszła z organistami, bo chcą zgodzić parobka.- A to my sobie choćby na ten kieliszek słodkiej wstąpimy!.- Jakże to?- Zziębłaś, Jaguś, to się zdziebko ogrzejesz.- Gdziebym zaś z wami szła na wódkę!.- A to przyniese i tutaj się napijem, Jaguś.- Bóg zapłać za dobre słowo, ale mi matki trza poszukać.- Pomogę ci, Jaguś.- szepnął cichym głosem i poszedł przodem, a tak robił łokciami, że Jagnaswobodnie szła za nim wskroś ciżby, ale gdy weszli między płócienne kramy, dziewczyna zwolniła,przystawała i aż jej oczyTo ci śliczności, mój Jezus kochany! - szeptała przystając przed wstążkami, które uwieszone w górze,kołysały się na wietrze niby tęcza paląca.- Która ci się widzi, Jaguś, to se wybierz.- rzekł po namyśle przezwyciężając skąpstwo.- Hale, ta żółta w kwiaty, z rubla kosztuje abo i dziesięć złotych!- Nie twoja w tym głowa, wez ino.Ale Jaguś przez siłę i z żalem oderwała ręce od wstążki i poszła dalej do drugiego kramu, Boryna inopozostał na chwilę.A w tym znowu chustki były i materie na staniki i kaftany.- Jezus mój, jakie śliczności, Jezus! - szeptała oczarowana i raz w raz zanurzała ręce drżące w zieloneatłasy, to w czerwone aksamity i aż się jej ćmiło w oczach i serce dygotało z rozkoszy.A te chustki nagłowę! Pąsowe jedwabne z zielonymi kwiatami przy obrębku; złociste całe kiej ta święta monstrancja; amodre jako to niebo po deszczu; a białe; a już najśliczniejsze te mieniące, co się lśkniły kiej woda podzachodzącym słońcem, a lekkie, kieby z pajęczyny! Nie, nie ścierpiała i jęła przymierzać na głowę aprzeglądać się w lusterku, które przytrzymywała %7łydówka.Zlicznie jej było, jakoby zorze namotała na swoich lnianych włosach; a one modre oczy tak rozgorzały zradości, aż fiołkowy cień padał od nich na twarz pokraśniałą; uśmiechała się do siebie, aż ludziepoglądali na nią, taka była urodna i taka młodość i zdrowie biło od niej.- Dziedzicówna jaka przebrana czy co? - szeptali.Przyglądała się sobie długo i z ciężkim westchnieniem zdjęła chustkę, ale wzięła się targować, bo choćkupić nie miała, a ino tak sobie, żeby oczy dłużej nacieszyć.Ostygła wnetki, bo kupcowa powiedziała pięć rubli, że i sam Boryna jął ją zaraz odwodzić.Przystanęli jeszcze przed paciorkami - a było ich tam niemało, jakby kto cały kram posuł tymikamuszczkami drogimi, że się lśniły a połyskały ino, aże oczów oderwać było trudno: bursztyny żółte,jakoby z żywicy pachnącej uczynione; korale, kieby z tych kropel krwi nanizane, a perły białe, wielkiejak orzechy laskowe, a drugie ze srebra i złota.Przymierzała Jaguś niejedne i przebierała między nimi, a.już się jej widział najśliczniejszym sznurkorali, obwinęła nim białą szyję we cztery rzędy i zwróciła się do starego- Uważacie, co?- Pięknie ci, Jaguś! Mnie ta nie dziwota korale, bo i ano leży we skrzyni coś z osiem biczów ponieboszce, a wielkich jak dobry groch polny!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]