[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo w moim kraju nawet wieśniacy są mężczyznami.Spojrzał na nią i przypomniał sobie, jak wyglądała, zanim ją pocałował.Eteryczna piękność, doskonałość.To wszystko zniknęło bez śladu.Teraz pojawiła się inna piękność.A może to nie była piękność, lecz szlachetność.Poczuł się zawstydzony.- To nie mój lud - wymamrotał.- Tak, jest mój, i jeśli mogę go uratować, wyjdę za ciebie, choć nosisz kobiece odzienie i kłamiesz mi prosto w oczy.- Czy Wdowa jest taka straszna?- Tak straszna, że mogłaby wybrać właśnie ciebie na tego, który przejdzie obok niedźwiedzia, by mnie obudzić.- Zaraz - oburzył się.- Nie przeszedłem obok niedźwiedzia! Walczyłem z nim.- Uderzyłeś go kamieniem.- Zdjąłem z ciebie czar.- Znalazłby się ktoś inny.- Kiedy? Od twojego czasu do mojego minęło tysiąc lat.- Język, którym mówiła, liczył sobie co najmniej tyle.Wydała zdławiony okrzyk.- Tysiąc lat! Ale.przez tysiąc lat.mój lud.Odwróciła się, chwyciła spódnicę i rzuciła się pomiędzy drzewa.Pobiegł za nią, ale wkrótce, gdy trawa się skończyła, kamienie i szyszki zaczęły ranić mu stopy.- Czekaj! - zawołał.- Oni nie żyją! - krzyknęła.- Nie możesz być pewna! We wszystkich opowieściach król i jego lud śpią razem z królewną.Usłyszała go; zwolniła, choć nie stanęła.- Zaczekaj, nie znam drogi!Zatrzymała się i spojrzała na niego, gdy starał się omijać co większe wykroty.- Idziesz jak po ogniu.- Przywykłem do butów.Kolejne pogardliwe spojrzenie.- Wybacz, że nie dorastam do twego ideału mężczyzny.- Moim ideałem mężczyzny jest Jezus Chrystus - rzuciła zimno.Zdał sobie sprawę, że użył słowa oznaczającego ikonę, gdyż właśnie jego używali z ojcem, kiedy mówili o ideale lub wyobrażeniu.Dla niej musiało się kojarzyć wyłącznie w religią.Nie miała pojęcia, kim jest Iwan, z jakiego świata pochodzi.Zachował się jak dziecko, obrażając się na nią za brak zrozumienia.On przynajmniej czytał o jej świecie.Dla niej jego rzeczywistość była niewyobrażalna.- Nie jestem przystosowany do życia w twoim kraju - powiedział.- Proszę, potrzebuję twojej pomocy.Złagodniała.Znowu była piękna.- Pomogę ci.Czy ty pomożesz mnie?- Zrobię wszystko, czego będziesz potrzebować.Zaszedłem tak daleko, mogę to dociągnąć do końca.Idiom przetłumaczony na jej język stracił sens.Podczas rozmów z ojcem często się to zdarzało - obaj tłumaczyli idiomy dosłownie, aż wreszcie opracowali własną wersję martwego języka.Traktowali to jako dowcip, ale wkrótce przyzwyczaili się do tego tak, że teraz nie potrafił się pozbyć nawyku.- Nie rozumiem cię - powiedziała.- A ja nie rozumiem ciebie.Jednak zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, by uratować twój lud przed wiedźmą.Potem nie mogę ci obiecać niczego.- Potem to, co zrobisz, nie będzie już miało znaczenia.- Czy wtedy pomożesz mi wrócić do domu?- Przeprowadzę cię przez most.Masz na to moje słowo.Tymczasem opończa uniosła się z dna przepaści, jakby wypełniało ją ciało kobiety.Odwróciła się, zawirowała.Tańczyła.Wirowanie stopniowo przybrało na sile.Spódnica rozpostarła się, aż wreszcie cały strój legł płasko w powietrzu, obracając się jakśmigło helikoptera.Liście zaczęły się unosić w górę, aż wreszcie z przepaści wyłonił się wirujący lej trąby powietrznej.Wirował przez parę chwil, po czym znikł.Liście osiadły na ziemi wokół przepaści.Opończa przywarła do ściany kotliny, przyszpilona do ziemi tuzinem sztyletów.Z każdego rozdarcia materiału płynął ciemny oleisty płyn.A potem spod fałd wybiegł pająk, najpierw jeden, potem całe mrowie, które rozbiegło się po ścianie.Przede wszystkim należało sprawdzić, czy chłopak był rzeczywiście zbawcą, czy też kolejnym okrutnym podstępem Baby-Jagi.Na to ostatnie Katerina miała mnóstwo dowodów.Dziwny strój, w który był ubrany, gdy ją pocałował - pantalony jak u jeźdźca z najdalszych stepów, buty tak płytkie i cienkie, że nie przeszedłby w nich nawet przez strumień, a jednak jego odzienie miało delikatny, wyrafinowany splot materiału i zaskakująco kosztowne barwniki.Jego dziwny język - wyraźny, lecz noszący dziwny akcent, pełen nowych, cudacznych słów, które nic dla niej nie znaczyły.jak miała odróżnić zaklęcia od rozmowy? To okaleczone ciało Żyda, choć głowę miał odkrytą.Gładka, jasna skóra chłopca, który nigdy w życiu nie pracował ani nie walczył, a jednocześnie postawa wyrażająca niebywałą śmiałość kogoś, kto nigdy nie spotkał godnego siebie przeciwnika.Na jego twarzy malował się spokój człowieka nieznającego głodu czy strachu, a choć nie miał ramion wojownika ani ud oracza, nie można go było nazwać cherlakiem.I był tak przedziwnie czysty, pozbawiony zapachu, wyjąwszy woń potu po ostatnim wysiłku.Był piękny, tak piękny, że przez chwilę poczuła budzące się w niej uczucie, może nawet pragnienie.Przez głowę przebiegła jej myśl: Czy tak właśnie wyglądają anioły, jeśli pozbawić je szat i skrzydeł? Z pewnością ten dumny, rozkazujący głos mógł należeć do anioła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]