[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokręciła głową, kiedy Michael otoczył ją ramieniem.Ich usta spotkały się i stopiły ze sobą.Chesna pomyślała, że odchodzi od zmysłów, ponieważ zdało się jej, że wyczuwa na jego języku smak krwi.Ale ten smak zniknął w jednej chwili, więc objęła Michaela ramionami i przytuliła się do niego, czując narastającą gorączkę.Był już całkiem gotowy.Pieściła ręką jego pulsującą męskość.Powoli rozpiął jej koszulę nocną, całując głęboko i namiętnie.Zsunął się językiem pomiędzy jej piersi, a potem delikatnie i powoli powrócił do szyi.Poczuła gęsią skórkę od jego dotyku i aż jęknęła z rozkoszy.Potrzebowała go, bez względu na to, czy był człowiekiem, czy zwierzęciem.Koszula nocna Chesny zsunęła się na podłogę.Wyszła z niej, a Michael wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.Spletli się na białym posłaniu.Spotkali się gorącymi punktami ciała.Chwytała go swą wilgotną miękkością, zaciskając palce na jego plecach, a on powoli i z gracją wznosił się i opadał silnymi ruchami bioder.Potem położył się na plecach, a Chesna znalazła się na nim.Sprężyny łóżka skrzypiały pod nimi.Mi­chael wygiął ciało, podnosząc ją do góry.Miała go głęboko w sobie i w tej pozycji oboje zadrżeli zgodnie, połączeni gorącym pulsem, który wydobył krzyk z ust Chesny i cichy jęk z ust Michaela.Leżeli potem razem, rozmawiając przyciszonymi głosami.Chesna trzymała głowę na ramieniu Michaela.Przynajmniej przez chwilę wojna była gdzieś daleko od nich.Powiedziała mu, że chyba pojedzie do Ameryki.Nigdy nie widziała Kalifornii; może to było dla niej właściwe miejsce, aby rozpocząć życie na nowo.Czy ktoś szczególny czeka na niego w Anglii? - za­pytała.Zaprzeczył, ale dodał, że Anglia jest jego domem i chce tam wrócić po zakończeniu misji.Chesna przesunęła palcem po jego brwiach i zaśmiała się cicho.- Co cię tak śmieszy? - zapytał- Och.nic.Po prostu.nigdy byś nie uwierzył, co sobie pomyślałam, kiedy zobaczyłam, jak wchodzisz przez okno.- Chciałbym to wiedzieć.- To naprawdę wariackie.Chyba ponosi mnie wyobraźnia, odkąd ten wilk tak mnie śmiertelnie wystraszył.- Przesunęła rękę na jego owłosioną pierś.- Ale.pomyślałam.nie śmiej się ze mnie.że możesz być.- zmusiła się do wypowiedzenia tego słowa -.wilkołakiem.- Jestem nim - powiedział, patrząc w jej oczy.- Ach, tak? - Uśmiechnęła się.- Zawsze podejrzewałam, że jesteś bardziej zwierzęciem niż baronem.Warknął gardłowo i przycisnął usta do jej warg.Tym razem ich pieszczoty były delikatniejsze, ale wcale nie mniej pełne żądzy.Michael pieścił językiem piersi Chesny i w ra­dosnym zapomnieniu przesuwał nim po jej ciele.Przywarła doń, obejmując go rękami i nogami.Wsunął się w nią.Chciała, żeby był w niej głębiej, więc jako dżentelmen usłuchał jej.Leżeli twarzą w twarz, poruszając się powolnymi ruchami jak tancerze przy muzyce.Ich ciała drżały i napinały się, błyszcząc od oble­wającego ich z wysiłku potu.Chesna jęknęła, kiedy Michael zawisł nad nią, pieszcząc jej miękkie wejście.A gdy była już blisko szczytu, zagłębił się w nią mocnym pchnięciem.Niemal rozpłakała się z rozkoszy.Zadrżała, szepcząc jego imię, i wtedy jego ruchy doprowadziły ją do krawędzi rozkoszy, a potem je­szcze dalej.Czuła się tak, jakby skoczyła z urwiska i spadała w mieniące się kolorami tęczy niebo.Michael nie ustawał, aż poczuł gorący uścisk, a po nim erupcję, która napięła jego krę­gosłup i plecy niemal do bólu.Pozostał w niej, leżąc pomiędzy jej udami.Całowali się i szeptali, a czas płynął powoli.Następnego ranka doktor Stronberg oznajmił, że Michael jest na dobrej drodze do wyzdrowienia.Minęła już gorączka, a si­niaki na ciele prawie zniknęły.Łazaris też już był silniejszy i mógł chodzić po domu na sztywnych nogach.Doktor jednak zwrócił uwagę na Chesnę, która wyglądała tak, jakby nie wyspała się zbyt dobrze.Zapewniła jednak lekarza, że czuje się świetnie i postara się następnej nocy przespać całe osiem godzin.Kiedy zapadł zmrok, sprzed domu doktora odjechał brązowy samochód.Z przodu siedzieli doktor Stronberg i Chesna, a z ty­łu Michael i Łazaris ubrani w rozepchane szarozielone dresy.Stronberg prowadził samochód wąską wiejską drogą biegnącą na północ.Po około dwudziestu minutach zatrzymał się na skraju szerokiego pola i dwukrotnie zapalił i zgasił światła.Z przeciw­ległego krańca pola odpowiedział mu sygnał latarni.Stronberg podjechał w tym kierunku i zatrzymał samochód pod osłoną drzew.Zobaczyli drewnianą konstrukcję okrytą siatką maskującą.Człowiek z latarnią i jeszcze dwóch mężczyzn, wszyscy odziani w proste ubiory rolników, podnieśli brzeg siatki i wskazali przy­byłym drogę do środka.- To jest to - powiedziała Chesna.W żółtej poświacie latarni Michael zobaczył samolot.- Święty Piotrze! - roześmiał się Łazaris.- To nie samolot, to trumna - powiedział mieszanką niemieckiego i rosyjskiego.Michael był skłonny zgodzić się z nim.Trzysilnikowy samolot transportowy, pomalowany na ciemnoszara, mógł z powodze­niem pomieścić siedmiu czy ośmiu pasażerów, ale jego walory były wątpliwe.Maszyna miała połatane poszycie, a osłony dwóch silników wyglądały tak, jakby zostały potraktowane mło­tem.Jedna z goleni podwozia była wyraźnie wykrzywiona.- To jest junkers-52 - orzekł Łazaris.- Model 1934.- Zajrzał pod samolot i przeciągnął palcem po zardzewiałych spojeniach poszycia.Mruknął z dezaprobatą, odkrywając dziurę wielkości pięści.- Ten grat rozleci się na kawałki - powiedział do Chesny.- Wzięliście to ze złomowiska?- Oczywiście, że tak - odparła.- Gdyby był w doskonałym stanie, to Luftwaffe nadal by go używała.- Ale może latać, prawda? - zapytał Michael.- Może.Silniki są trochę zużyte, ale dowiezie nas do Nor­wegii.- Zasadnicze pytanie brzmi: czy będzie latał z ludźmi w środ­ku? - wtrącił Łazaris.Znalazł kolejną dziurę o zardzewiałych krawędziach.- Podłoga kabiny wygląda tak, jakby miała się zaraz oberwać! - Podszedł do lewego silnika, podniósł rękę i włożył dłoń do środka.Kiedy ją wyjął, palce miał pokryte brudnym olejem i smarem.- Och, wspaniale! Można by we­wnątrz tego silnika uprawiać pszenicę.Tyle jest tam ziemi! Zło­towłosa, czy masz zamiar popełnić samobójstwo?- Nie - odpowiedziała krótko - i prosiłam cię, żebyś przestał mnie tak nazywać.- No cóż, myślałem, że lubisz bajki.A teraz, kiedy zobaczy­łem ten wrak, który ty nazywasz samolotem, jestem tego pew­ny.- Łazaris wziął latarnię od jednego z mężczyzn, okrążył samolot i schylając się, wszedł do środka.- Nic lepszego nie mogliśmy załatwić - powiedziała Chesna do Michaela.- Może nie jest w najlepszym stanie - przerwała, słysząc ostry śmiech oświetlającego wnętrze kabiny Łazarisa - ale zawiezie nas tam, dokąd chcemy lecieć.Niezależnie od tego, co myśli twój przyjaciel.Musieli pokonać ponad siedemset mil.Część trasy przebiegała nad lodowatymi wodami Morza Północnego.„Gdyby samolot miał kłopot z silnikami nad morzem.” - pomyślał Michael.- Czy ma przynajmniej szalupę ratunkową?- Ma.Sama zakleiłam w niej dziury.Łazaris, klnąc, wynurzył się z kadłuba junkersa.- Cały jest zardzewiały i ma wszystko obluzowane! - narze­kał.- Jeżeli się w nim mocno kichnie, to odleci osłona kabiny! Wątpię, czy ten grat może lecieć szybciej niż sto dwadzieścia mil na godzinę, nawet przy wietrze od ogona!- Nikt cię nie zmusza, żebyś leciał z nami - powiedziała Chesna, zabierając mu latarnię i oddając ją właścicielowi.- Ale my wylatujemy dwunastego.Pojutrze w nocy.Do tego czasu będziemy mieli przygotowane ubrania i żywność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl