[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oho! Czekam na przeprosiny rotmistrza, w przeciwnym razie zamelduję gubernatorowi, co skłoniło mnie do strzelania w czapkę - kpił Sam.Ojciec i syn spojrzeli po sobie, po czym rotmistrz obrócił się gwałtownie do małego trapera.- Przyznaję, że działałem nazbyt pochopnie.Proszę o wybaczenie.- Już dobrze, synku! Kto ma odwagę popełniać błędy, musi mieć także odwagę przyznać się do tego.Mam nadzieję, że nie będzie już więcej takich nieporozumień.Bywaj zdrów, ojczulku! Zostań w zdrowiu, synku! Nie zapomnimy dnia, w którym się tak miło poznaliśmy!Ukłoniwszy się zamaszyście, Sam wraz z przyjaciółmi opuścił kancelarię.Ojciec i syn milczeli przez chwilę.Naczelnik gapił się na drzwi, za którymi zniknęli, po czym wybuchnął czerwony z wściekłości.- Co za wstyd! Czyż można się było po nich tego spodziewać?- Po ich wyglądzie nie.Paszporty zostały jednak podpisane własnoręcznie przez cara i przez następcę tronu, wielkiego księcia jako najwyższego hetmana kozaków syberyjskich.- I jest w nich napisane, że należy im nawet służyć pomocą wojskową, jeżeli tego zażądają! Jak ten Sam Hawkens zechce, to jeszcze dziś możesz wylądować ze swoimi kozakami na bagnach.- Psiakrew! Powinienem był go posłuchać!- A więc, do stu diabłów! W przyszłości masz być ostrożniejszy, jeśli jeszcze do tego nie chcesz stracić bogatej narzecznej.Wiesz przecież jak beznadziejna jest nasza sytuacja finansowa.- Ją? Stracić? - szydził rotmistrz.- Na to jej starzy są o wiele za głupi, dobroduszni i zbyt obowiązkowi.Na pewno dotrzymają słowa.Na tym przerwali rozmowę i każdy oddal się własnym niewesołym myślom.Karpala wróciła z gośćmi do namiotu.Z entuzjazmem opowiedziała swoim rodzicom, że cała trójka obroniła się sama i nie potrzebowała niczyjego wsparcia, na co szacunek tejsza i jego Kalyny wobec obcych wzrósł niepomiernie.Książę Buriatów podał im rękę.- Dopiero teraz jest mi dane powitać was u nas i spytać, jak się nazywacie.Mały Sam ukłonił się uprzejmie i wskazując na swoich towarzyszy powiedział:- Nazywam się Sam Hawkens, a to są Dick Stone i Will Parker.- Aha, Samauk, Dickszon, Willpak! Te nazwiska są za trudne dla mojego starego języka, kochani braciszkowie.Pozwólcie, że nazwę was jakoś wygodniej.- Proszę bardzo.- Ty będziesz nazywał się Tykwa.- To znaczy dynia, pewnie dlatego, że noszę na moim skalpie taką ogromną czapę? - zaśmiał się Sam dobrodusznie.- A tych dwóch braciszków - rzekł pokazując na towarzyszy Sama, - nazwę Pianka i Rogatina.- Co on o nas mówi? - spytał Will.- Nazwał was Sztacheta i Oszczep - wyjaśnił Sam.- Nie zgadzam się z tym! - burknął Will.- Ja też nie - zgodził się z nim Dick.Sam znalazł jednak wyjście z tej sytuacji.Wyjaśnił grubemu Bu-riatowi, że może opuścić nazwiska i ograniczyć się do zapamiętania samych jednosylabowych imion: Sam, Dick i Will.Nareszcie książę mógł ugościć swoich gości.Karpala obsługiwała ich uprzejmie i miło.Potem robili zakupy na jarmarku.Wtem Dick tak mocno trącił Sama, że traper o mało się nie potknął.- Co się stało?- Bili Newton!- Bzdura! Jakże miałby się dostać tu, na Syberię?- Nie wiem.Chodź szybko!Dick pociągnął Sama pomiędzy namioty rozglądając się na wszystkie strony, ale nie mógł znaleźć obcego.- Ktoś po prostu wyglądał bardzo podobnie do dawnego derwisza, to wszystko.- stwierdził Sam.- Mógłbym przysiąc, że to był on.Jedyna różnica polega na tym, że nosi teraz brodę.Kiedy Bili Newton albo raczej Fedor Łomonow, jak się teraz nazywał, załatwił u naczelnika swoje sprawy paszportowe, udał się najpierw do gospody, gdzie posilił się i złajał gospodarza za to, że wysłał go do isprawnika.Potem pośpieszył na jarmark, żeby rozpytać się o sławnego łowcę soboli, Numer Czterdziesty Czwarty.Wbrew oczekiwaniom znalazł go bardzo szybko, a ponieważ Łomonow oferował dobrą zapłatę, ten był gotów przystać na jego propozycję.W krótkim czasie zgromadził wokół siebie grupę myśliwych, przy czym sława, jaką się cieszył, bardzo mu w tym była pomocna.Pozostało więc tylko załatwienie niezbędnych zakupów i były derwisz wędrował dalej po jarmarku.Ponieważ wokół dziwnych przybyszów z Ameryki tłoczyło się wielu ciekawskich, pociągnęli za sobą także Łomonowa.Ku swemu przerażeniu odkrył w nich tych trzech myśliwych, przed którymi z wielkim trudem udało mu się uciec z Doliny Śmierci.Tak go to zaskoczyło, że uznał, iż tropią go bez przerwy aż tutaj i postanowił jak najprędzej opuścić miasto, póki go jeszcze nie odkryli i nie jest za późno.Zakupy były już załatwione i wszystko spakowane.Dodatkowe pieniądze wynagrodziły świeżo zwerbowanym myśliwym ten pośpieszny wymarsz.Właśnie, kiedy Łomonow udawał się na miejsce zbiórki, natknął się ponownie na przybyszów z Ameryki.Dick go rozpoznał, więc prędko zapuścił się między namioty i w ten sposób udało mu się uciec.Wieczorne tańce w szynkuZapadał zmierzch i w gospodzie zapalano lampy, ponieważ dzisiaj, w pierwszy dzień wielkiego jarmarku miał się odbyć w sali tanecznej bal.W tylnej części sali oddzielono przy pomocy drewnianej przegrody miejsce przeznaczone dla „państwa".Istniał zwyczaj, że miejscowi notable mogli przetańczyć co dziesiąty taniec wyłącznie w swoim gronie.Ledwie trąbka dała sygnał do rozpoczęcia balu, a już zewsząd napływali tłumnie chętni do tańca.Pierwsze „pańskie" tańce nie odbyły się, ponieważ „państwo" jeszcze nie przybyli.Wkrótce jednak zaczęli się schodzić.Najwyższe miejsce zajął naczelnik powiatu z rodziną, po nim inni oficerowie, pop i jeden podoficer.Po chwili przyłączyli się do nich znakomici przywódcy ludów zamieszkujących te tereny, wreszcie przybył także tej&z Bulą z żoną i córką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]