[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alfredowi Gillette zaparło dech.Prawą ręką próbował chwycić klamkę, ale Europejczyk wcisnął przycisk blokujący obie pary drzwi.Natomiast Dawid Abbott siedział bez ruchu, wpatrując siew napastnika.- Dobry wieczór, Mnichu - odezwał się Europejczyk.- Ktoś, kto jak wiem, często przywdziewa mnisi habit, przesyła panu gratulacje.Nie tylko z powodu Kaina, ale i gwardii przybocznej z Treadstone.O, choćby Żeglarza, kiedyś pierwszorzędnego agenta.Gillette odzyskał głos; odezwał się ni to szeptem, ni krzykiem:- Co to ma znaczyć? Kim pan jest?! - zawołał, udając, że nie zna mężczyzny.- Posłuchaj, przyjacielu, to już nie jest konieczne - powiedział człowiek z pistoletem.- Z wyrazu twarzy pana Abbotta wnioskuję, iż zdał sobie sprawę, że jego dawne wątpliwości co do ciebie były słuszne.Zawsze należy ufać instynktom, prawda, Mnichu? Oczywiście, miał pan absolutną rację.Znaleźliśmy jeszcze jednego rozgoryczonego człowieka; wasz system stwarza takich ludzi z przerażającą szybkością To oczywiście on przekazał nam akta „Meduzy”, a te doprowadziły nas do Bourne’a.- Co robisz?! - wrzasnął Gillette.- O czym ty mówisz?!- Jesteś straszliwym nudziarzem.Alfredzie.Ale zawsze byłeś częścią „kochanego personelu”.Szkoda tylko, że nie wiedziałeś, z która ekipą masz trzymać; tacy jak ty nigdy nie wiedzą.- Ty!.- Gillette uniósł się ciężko z siedzenia z wykrzywiona twarzą.Europejczyk pociągnął za spust: stłumione echo wystrzału pobrzmiewało przez moment w miękko wyściełanym wnętrzu limuzyny.Gillette zgiął się gwałtownie, jego ciało osunęło się na podłogę po drzwiach samochodu; sowie oczy były w chwili śmierci szeroko otwarte.- Nie wydaje mi się, byś chciał go opłakiwać - odezwał się Europejczyk.- Nie ma kogo - stwierdził Mnich.- Ale tamten człowiek to jednak Bourne.Tak, Kain zdradził.Nie wytrzymał.Długi okres ciszy jest już za nami.Wąż z głowy „Meduzy” zdecydował się uderzyć samodzielnie.A może został kupiony? Tego też nie można wykluczyć, prawda? Carlos kupuje wielu, tak jak tego przy pańskich nogach.- Ode mnie niczego się nie dowiesz.Nawet nie próbuj.- Niczego nie muszę się dowiadywać.Wszystko już wiemy.Delta, Carlos.Kain.Imiona już nie mają znaczenia: właściwie nigdy nie miały.Ostatni krok to całkowita izolacja Bourne’a - przez usunięcie człowieka-mnicha podejmującego wszystkie decyzje.Pana.Bourne jest w potrzasku.Jest skończony.- Są jeszcze inni, którzy też mogą podejmować decyzje.Bourne dotrze do nich.- Jeśli tylko spróbuje, zabiją go.Nikt nie zasługuje na większa pogardę niż człowiek, który zdradził, ale by stwierdzić, że zdradził, trzeba dysponować dowodami na to, iż w ogóle był waszym człowiekiem.Carlos dysponuje takimi dowodami; Bourne był wasz, choć jego pochodzenie jest równie zagadkowe, jak wszystko, co znajduje się w aktach „Meduzy”.Stary człowiek zmarszczył brwi: był przerażony, choć nie z obawy o własne życie; chodziło o sprawę znacznie istotniejszą niż los jednostki.- Jesteś szalony - powiedział.- Nie ma takiego dowodu.- Jeden błąd, jeden błąd wystarczył.Carlos jest dokładny, jego macki sięgają wszędzie.Potrzebował pan człowieka z „Meduzy”, takiego, który zniknął bez śladu.Wybrał pan gościa o nazwisku Bourne, ponieważ jego zniknięcie nastąpiło w niejasnych okolicznościach i ten fakt usunięto ze wszystkich istniejących dokumentów - albo tak się przynajmniej panu wydawało.Tylko że nie wziął pan pod uwagę agentów Hanoi, którzy przeniknęli do „Meduzy”; te dane istnieją u nich.Jason Bourne został zgładzony 25 marca 1968 roku przez oficera amerykańskiego wywiadu, w dżungli Tam Quan.Mnich szarpnął się do przodu; pozostał mu już tylko ten ostateczny gest, ostatnie wyzwanie.Europejczyk strzelił.Drzwi budynku z piaskowca otworzyły się.Na twarzy ukrytego w cieniu schodów szofera pojawił się uśmiech.Żeglarz odprowadzał do drzwi doradcę Białego Domu, co oznaczało, że główny system alarmowy został wyłączony.Teraz zabójca miał już nie trzy sekundy, lecz tyle czasu, ile potrzebował.- Wspaniale, że pan do nas wpadł - powiedział Żeglarz, ściskając rękę gościa.- Dziękuję za wszystko.Były to ostatnie słowa, jakie obaj mężczyźni zdążyli powiedzieć.Szofer wycelował do nich ponad balustradą ceglanego murku i dwukrotnie pociągnął za spust; stłumione odgłosy wystrzałów zlały się z odległym hałasem miejskim.Żeglarz upadł na plecy do wnętrza budynku; doradca Białego Domu złapawszy się za pierś, zatoczył się na futrynę drzwi wejściowych.Morderca okrążył murek, wbiegł na schody i chwycił Stevensa akurat w chwili, gdy ten miał zwalić się na ziemię.Z impetem lecącego pocisku chwycił go i cisnął przez drzwi do środka, na ciało Żeglarza.Następnie zajął się wewnętrzną stroną framugi ciężkich, obitych stalową blachą drzwi.Ponieważ wiedział, czego szuka, odnalazł to bez trudu.Wzdłuż górnej krawędzi biegł gruby przewód wpuszczony na końcu w ścianę, pomalowany tą samą farbą co futryna.Mężczyzna przymknął trochę drzwi, podniósł rękę z pistoletem i strzelił prosto w przewód.Nastąpiło zwarcie, posypały się iskry: kamery systemu bezpieczeństwa zostały wyłączone, wszystkie monitory zgasły.Mężczyzna otworzył drzwi, żeby dać wspólnikowi sygnał; nie było to konieczne, bo Europejczyk już i tak przechodził przez jezdnię.Wspiął się po schodach i wszedł do środka, rozglądając się po foyer i zerkając w stronę drzwi na końcu korytarza.Razem unieśli z podłogi dywan, po czym Europejczyk wsunął jego skraj między drzwi wejściowe a futrynę, tak by powstała kilkucentymetrowa szpara uniemożliwiająca zatrzaśnięcie się rygli.Teraz nawet jeśli ktoś włączyłby zapasowy system bezpieczeństwa, nic by to nie dało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]