[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjaśniono nam, byśmy nie dali się zwieść dwudziestu minutom lotu z Nuevo Mundo do Nueva Luz, idąc bowiem przez selwę, trzeba na pokonanie tej odległości co najmniej tygodnia, a w kanoe parę dni.Nueva Luz była najstarszą osadą maczigueńską - niedawno obchodziła drugą rocznicę istnienia - i liczyła nieco ponad dwukrotnie więcej chat i mieszkańców niż Nuevo Mundo.Także tutaj jedynie Martin, miejscowy kacyk i zarazem nauczyciel w szkole dwujęzycznej, używał koszuli, spodni, obuwia, a włosy ostrzyżone miał na sposób zachodni.Był dość młody, drobny, potwornie poważny i mówił hiszpańszczyzną płynną, swobodną, synkopowaną, pełną apokop.Tak jak i w poprzedniej wiosce, również w Nueva Luz Macziguengowie przyjęli Schneilów wylewnie i hałaśliwe i widzieliśmy, jak przez resztę dnia i sporą część nocy cierpliwie czekają grupkami lub pojedynczo, aż przyjdzie ich kolej, by podejść do małżonków i podjąć chrzęszczącą rozmowę ozdabianą przeróżnymi gestami i minami.W Nueva Luz też nagraliśmy tańce, śpiewy, solo na bębnie, tatuaże i rozmowę z przywódcą wyedukowanym przez Szkołę Biblijną w Mazamori, młodym, bardzo chudym człowiekiem o ceremonialnych gestach, z przystrzyżonymi niemal do skóry włosami.Okazał się nader pilnym uczniem swych nauczycieli, bo miast o Macziguengach, wolał mówić o Słowie i Duchu Świętym.Potrafił bez najmniejszej żenady uciekać w bok i zapędzać się w biblijne deliberacje za każdym razem, kiedy nie chciał odpowiedzieć na pytanie.Dwukrotnie usiłowałem pociągnąć go za język na temat gawędziarzy i dwukrotnie, patrząc na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, zaczynał tłumaczyć mi, że ta oto książka, którą trzyma na kolanach, to właśnie Słowo Boga i Słowo Jego Apostołów w języku Macziguengów.Skończywszy pracę, poszliśmy wykąpać się w pobliskim -piętnaście minut spacerkiem - wąwozie, dokąd poprowadzili nas piloci Instytutu.Zaczynał już zapadać zmierzch, najbardziej tajemnicza i najpiękniejsza godzina Amazonii, jeżeli nie ma ulewy.Miejsce było cudowne.Podwodne skały zmieniały bieg jednego z odgałęzień Mipai, tworząc coś w rodzaju zatoki, w której można było pływać w spokojnych i ciepłych wodach albo, jak kto wolał, pod osłoną skalnych grzebieni zmagać się z rwącym nurtem.Nawet taki mruk jak Alejandro Perez zaczął się pluskać i śmiać szaleńczo, rozradowany niczym dziecko kąpielą w amazońskim jacuzzi.Gdy wróciliśmy do Nueva Luz, młody Martin (jego uprzejmość była niewiarygodna, a gesty naprawdę eleganckie) zaprosił mnie do swej chaty sąsiadującej ze szkołą i sklepikiem na napar z lippi.Miał tam radiostację, dzięki której utrzymywał łączność z bazą w Yarinacocha.Byliśmy sami w pokoju równie schludnym jak sam Martin; w tym czasie Lucho Llosa i Alejandro Perez pomagali pilotom wyładowywać nasze hamaki i moskitiery.Światło gwałtownie zaczęło ustępować, a wokół nas rozrastały się mroczne cienie.Cała selwa, jak zwykle o tej porze, rozbrzmiała równomiernym cykaniem, przypominając nam, że światem władają teraz miriady owadów ukryte w jej zielonej gęstwinie.Niebawem niebo roziskrzy się gwiazdami.Czy rzeczywiście Macziguengowie wierzą, że gwiazdy są blaskiem rozsiewanym przez świetliste kręgi otaczające dusze? Martin bez namysłu kiwnął głową.A spadające gwiazdy to ogniste strzały tych dziecięcych bożków, Ananeriite, a poranna rosa to ich siuśki? Tym razem Martin zaśmiał się: tak, wierzą w to.A czy teraz, kiedy Macziguengowie przestali już wędrować, żeby zapuścić korzenie w osadach, słońce całkowicie się zapadnie? Pewnie nie: Bóg zajmie się jego podtrzymaniem.Przez chwilę przyglądał mi się rozbawiony: skąd wiem o tym wszystkim? Odparłem mu, że Macziguengowie interesują mnie od ponad ćwierć wieku, że od tamtego czasu staram się czytać wszystko, co się na ich temat pisze.I opowiedziałem mu, dlaczego.W trakcie mej opowieści jego oczy, z początku uśmiechnięte i życzliwe, zaczęły poważnieć i patrzeć coraz nieufniej.Wysłuchał mnie do końca w ogromnym skupieniu, z kamienną twarzą.- Sam pan widzi, że moje pytania na temat gawędziarzy nie wynikają ze zwykłej ciekawości, ale z czegoś znacznie poważniejszego.To dla mnie bardzo ważna sprawa, Martinie, może tak samo ważna jak dla Macziguengów.- Siedział nieruchomy i milczący, jedynie w głębi źrenic jarzył mu się czujny ognik.- Dlaczego nie chciał mi pan nic o nich powiedzieć? Nauczycielka z Nuevo Mundo też nie pisnęła ani słowa.Skąd tyle tajemnicy wokół gawędziarzy, panie Martinie?Zapewnił mnie, że nie ma pojęcia, o czym mówię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]