[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę chcesz.Markham ujął jej dłonie w swoje.- Kocham cię - powiedział cicho wprost do jej ucha.- Może minąć trochę czasu, zanim.- zaczęła.Pocałował ją w czoło, powieki i czubek nosa.- Nie odpowiedziałaś mi - przypomniał.- Tak.tak, wyjdę za ciebie! Oparł ręce na jej ramionach.- To jest dowód na to, że nie chcę się z tobą ożenić tylko dla seksu.Uniosła brwi; potem zbliżając do siebie kciuk i palec wskazujący spytała:- No może chociaż trochę dla seksu? Potrząsnął głową.Udała, że się obraża.- Nie chciałabym sądzić, że mnie nie pragniesz.Zaśmiał się.- Gdybym pragnął cię choć trochę mocniej, nie mógłbym nigdy myśleć o niczym innym, jak o kochaniu się z tobą.Ale żenię się z tobą, bo się w tobie zakochałem.Objęła go za szyję.- Ja też - powiedziała.- Wspaniale.Ponieważ ty mnie kochasz i ja cię kocham, pojedź do domu i powiedz swoim rodzicom, że zamierzasz za mnie wyjść.Tym razem ona go pocałowała.- Wrócę do motelu i będę na ciebie czekać.- Jesteś pewna? Skinęła głową.- Jestem pewna - odpowiedziała.Markham odsunął się od niej.- Do zobaczenia wieczorem - powiedział, przesyłając jej pocałunek od drzwi.14.Pierwszym samotnym oficerem na liście Benjamina był porucznik komandor William Forbushe, mieszkający przy Hewitt Avenue w Yirginia Beach pod numerem 2420.- Jedyne, co mogę o nim powiedzieć - mówiła właścicielka domu, otwierając mu drzwi do mieszkania - to tyle, że był bardzo spokojny i nigdy się nie uśmiechał, nawet gdy się witał.- Czy ktoś go odwiedzał? - spytał Benjamin.- Potrząsnęła głową.- Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek przyprowadził tu dziewczynę, tak jak to robią inni samotni mężczyźni.Ale raz, kilka miesięcy temu, ktoś odwiózł go do domu.To było wczesną wiosną.Wyglądałam przez okno, gdy podjechał samochód.Mężczyzna za kierownicą był bardzo gruby.Benjamin podziękował jej za informacje.- Czy miał jakichś krewnych? - spytała.- Nie wiem - odpowiedział Benjamin.Nie wziął pod uwagę tej możliwości.Rozejrzała się po mieszkaniu.- Jeżeli nie miał.Zrozumiał, o co jej chodzi.- Marynarka zajmie się jego rzeczami.Skinęła głową i wycofała się.- Dokładnie to samo powiedziałam mojemu mężowi.Benjamin przeprosił, wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.Mieszkanie składało się z dwóch pokoi i łazienki.Zaczął od sypialni.Stało tam łóżko, dwa krzesła, szafka i kolorowy telewizor.Na ścianach nie było żadnych obrazów, a w oknie nie było firanek, choć były zasłony.Otworzył szafę w ścianie.Tak jak można było oczekiwać, było w niej kilka mundurów i kilka ubrań.Przeszukał wszystkie kieszenie spodni i marynarek, ale niczego nie znalazł.Potem sprawdził szuflady szafki.Spośród trzech Forbushe używał tylko dwóch i nie było w nich zbyt wiele.Przeszukał tez łóżko, lecz i tu niczego nie znalazł, choć nie wiedział, czego właściwie szuka.Drugi pokój był połączeniem kuchni i salonu.Kuchnię stanowił jedynie kącik pokoju.Zajrzał do lodówki.Stała tam tylko jedna puszka piwa.Na stole kuchennym leżało kilka pism: Playboy, otworzony na zdjęciu nagiej kobiety, Popular Science, People i Psychology Today.Wszystkie pochodziły sprzed pewnego czasu.W drugiej części pokoju stare, przybrudzone meble: kanapa i dwa fotele.Widać było, ze Forbushe żył po spartańsku.Nagle na podłodze przy jednym z foteli Benjamin dostrzegł kartonik po zapałkach.Podniósł go.Miał na sobie nadruk motelu Holiday Inn przy Waterside.Od wewnętrznej strony starannie wypisano nazwisko Tulla i numer telefoniczny.Benjamin uśmiechnął się i rozejrzał szukając telefonu.Nie znalazł go i przypomniał sobie, ze w sypialni także go nie było.Schował kartonik do kieszeni, przeszukał jeszcze mieszkanie i odkrył gniazdko do telefonu.Domyślił się, że albo Forbushe oszukiwał kompanię telefoniczną albo wziął telefon na pokład okrętu, choć to drugie na pierwszy rzut oka nie wydawało się zbyt logiczne.Po wyjściu z mieszkania Forbushe'a Benjamin pojechał prosto do motelu Holiday Inn.Zanim wszedł do baru, podszedł do telefonu i zadzwonił do Razziliego.- Słuchaj - powiedział - wiem, że czasami na podstawie kilku kości możecie nieźle określić wygląd faceta.- Chcesz wiedzieć, jak wyglądał Pietrow?- Ile mógł ważyć?- Więcej niż sto dziesięć kilo, może nawet sto trzydzieści - odpowiedział Razzili.- Jesteś pewien?- Najzupełniej.- Dzięki - ucieszył się Benjamin.- Wielkie dzięki.Odwiesił słuchawkę i wykręcił numer napisany na kartoniku.Numer był zajęty.Schował kartonik i wszedł do baru.Paru barmanów bez marynarek przygotowywało lokal do lunchu, a kilka skąpo odzianych kelnerek siedziało przy stole i piło kawę.Benjamin podszedł do baru i usiadł na stołku.- Jeszcze nie otworzyliśmy - powiedział jeden z barmanów.- Nie jestem tu po to, zęby pić - oznajmił Benjamin surowym głosem.-Jestem tu służbowo.Dwaj barmani przestali wycierać szklanki i spojrzeli na niego twardo.- Porucznik detektyw Benjamin - rzucił w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia.Wyciągnął portfel i pokazał legitymację.- Czy któryś z panów pamięta jednego z tych facetów? - spytał, kładąc na kontuarze zdjęcia Forbushe'a i Tulla.- Niech się panowie dobrze przyjrzą.Popatrzyli na zdjęcia.- Ten zachodził tu kilka razy w tygodniu.Hej, widziałem zdjęcia tych facetów w telewizji.Zatonęli na pokładzie tego okrętu, prawda?- Tak.Niech pan powie, co pan o nim wie - powiedział Benjamin, wskazując na zdjęcie Forbushe'a.- Ale najpierw nich mi pan powie, jak się pan nazywa?- Eddie.- Dobrze, niech mi pan powie, co pan wie o poruczniku komandorze Williamie Forbushe'u?Eddie wzruszył ramionami.- Zwykły facet.To znaczy, przychodził tutaj, siadał przy barze i coś popijał.- Piwo?Eddie skinął głową.- A co z kobietami?- Nigdy tu z żadną nie przyszedł, jeżeli o to panu chodzi.Benjamin wpatrywał się w Eddiego przez kilka chwil.- Nigdy nie widziałem go z panienką - zapewnił go Eddie.Benjamin sięgnął przez kontuar i złapał Eddiego za koszulę.- To ty znajdowałeś mu dziwki?Eddie usiłował się uwolnić, ale Benjamin był silniejszy.- Nie jestem alfonsem - zarzekał się Eddie.- Niech pan spyta kogokolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]