[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malwina, rzecz jasna, jeszcze nie spała, żegnała gości odświeżona, miłym uśmiechem przyjmując nie­zrozumiałe komplementy.W głębi duszy była wściekła szaleńczo i równie przerażona.I skrzywdzona.Śmiertelnie skrzywdzona tym czymś potwornym, co ją, nie wiadomo dlaczego, spotkało.Ku jej zaskoczeniu Karol nie syczał już i nie szep­tał.- Rozumiem - powiedział sucho, kiedy zostali sami.- Chciałaś wystrzelić fajerwerk.Mogę wie­dzieć, dlaczego celowałaś w lampę?- Wcale nie celowałam w lampę! - zaprotestowała Malwina energicznie, acz łzawo, mówiąc przy tym najświętszą prawdę.Nie celowała w lampę, tylko w głowę Karola.- A gdzie celowałaś?- Tak w górę.W niebo.- Interesujące.Nie wiedziałem dotychczas, że niebo znajduje się na naszym dachu.Nie przypusz­czałem także, że podobna głupota jest w ogóle moż­liwa.Muszę przyznać, że udało ci się mnie zadziwić,Najchętniej Malwina obraziłaby się i zamilkła, nie rozmawiając z nim potem co najmniej przez tydzień, tak jak czyniła przez wszystkie minione lata.Nie mogła.Teraz nie mogła.Teraz musiała okazać skruchę i coś tam jeszcze w ramach tej odżyłej wielkiej miłości i w pragnieniu dogodzenia zachciankom męża.Do takich upokorzeń stanowczo nie była przyzwyczajona, ale skoro koniecznie musi go zabić.- Widziałam, że ci zależy, i chciałam tak.no, chciałam to upiększyć - rzekła tonem urażonym, bo na przyjemniejszy nie umiała się zdobyć.- Na­wet jak się człowiek stara.- Następnym razem zrezygnuj z niespodzianek I uprzedź mnie o swoich staraniach.Wolałbym nie rozgłaszać po całym świecie, że mam żonę idiotkę.- Nie musisz.- zaczęła z gniewem Malwina i już wyrywało się jej z ust następne arcydzieło, mia­nowicie propozycja oderwania się od idiotki, porzu­cenia jej i rozwodu.Nie wytrzymała w roli skruszo­nej miłośnicy.W tym miejscu jednak wkroczyła Justynka.Doczekawszy się wreszcie wolnej drogi, ruszając już w dół po schodach, stała się świadkiem początków rozmowy wuja z ciotką.Też zdumiona jego łagodnoś­cią, bo właściwie wuj powinien był ciotkę udusić, zaniepokoiła się rychło.Ton ciotki wskazywał, że lada chwila nastąpi jakieś kretyństwo, nieszczęście, strasz­liwe i nieodwracalne, nie dość jej było tego wygłupu, to jeszcze teraz zwali sobie i w ogóle wszystkim na głowę ruinę życia!Zareagowała w połowie schodów.- Czy oni zeżarli wszystko, czy jeszcze coś zo­stało? - spytała znacznie potężniej niż miała za­miar, co sprawiło, że ciotka z wujem zamarli na moment z otwartymi ustami.Takich ryków Justyn­ka nigdy dotychczas z siebie nie wydawała.- Jes­tem głodna jak dzikie zwierzę, czy mogę coś zjeść?Zbiegła na dół, uniemożliwiając Malwinie dokoń­czenie zdania.Z kuchni wyjrzała zaskoczona nieco Helenka.- A cóż to za przyjęcie było, że nic na nim Justynce do jedzenia nie dali? - spytała ze zgorszeniem.- Nie było jadalne, tylko taneczne.Gimnastyka działa na apetyt.Jest coś? Zgłodniałam okropnie!- Być to jest.Wszystkiemu nie dali rady, chociaż starali się, jak rzadko.A tu lampa się stłukła, z ta­kim hukiem pękła, że to na serce umrzeć można.Justynka zatrzymała się na drodze do kuchni.Te­raz już mogła jawnie zainteresować się tematem.- Lampa? - zdziwiła się.- Która lampa? Co się stało?- Twoja ciotka postanowiła uszczęśliwić wszys­tkich fajerwerkami - odparł wuj kąśliwie.Symulacja oburzenia i wyrzutu przyszła Justynce bez trudu.- Fajerwerki? Ciociu! Beze mnie.?! Przecież ja to uwielbiam!Malwina nie znalazła innego wyjścia, jak tylko krótki szloch, po czym uciekła do sypialni.Karol został z kopytem w dłoni.- Miała to być urocza niespodzianka.Wiesz coś na ten temat?- Nic nie wiem.Co to jest? Rakietnica?- O ile zdołałem się zorientować, pistolet na wo­dę.Wyjątkowy okaz.Ciekawe, ile za to zapłaciła.Nie miałaś żadnych złych przeczuć?- Nie i nic nie rozumiem.A, rozumiem! Wodą ciocia trafiła w lampę?Karol wzruszył ramionami.Właściwie miał już dość tematu i wygłupu żony, chociaż w ostatecznym rezultacie idiotyzm obrócił się na dobre.Nie chciało mu się teraz awanturować, pomyślał, że zje coś ma­lutkiego w towarzystwie Justynki i najzwyczajniej w świecie pójdzie spać.Zaniósł pistolet do gabinetu.Helenka dzieliła się wrażeniami, twierdząc, że w ża­den sposób teraz nie zaśnie i może coś podać.Z prze­jęcia stała się gadatliwa.Co tam było z tyłu, nic nie wie, tylko ten wybuch okropny usłyszała, ale za to z przodu, tak jej się widzi, ktoś przez ogród przeleciał.A i to nie jest pewne, bo jakoś jej mignął koło drzewa i nic więcej, więc może nawet i nie przeleciał.Potem dopiero tam poszła.Powrót Karola do stołu uciął jej relację w pół słowa.- Trzeba to jutro naprawić - oznajmił pan do­mu w przestrzeń i zajął się posiłkiem.Ani Justynka, ani Helenka nie zgłosiły żadnego sprzeciwu.* * *Mimo zagrożenia egzaminami, Justynka rzuciła studia na pastwę losu przynajmniej na pół dnia.Za­miast się uczyć, większość soboty poświęciła roz­myślaniom.Konrad usiłował doprowadzić do końca swoją pracę magisterską, ale rezultat był pożałowania godzien, aczkolwiek czasu miał dużo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl