[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno było rozróżnić, co mówił, dosłyszałem jednak, że wielokrotnie wymieniał moje imię.Pod koniec łzy mu zupełnie przytłumiły głos i coraz trudniej mu przychodziło powstrzymywać łkanie.Wreszcie rozpłakał się tak gorzko, jakby stracił najbliższego przyjaciela.Czułem się w najwyższym stopniu nieswojo, coś mnie pchało, aby z nim pomówić i pocieszyć go, dowiedzieć się, co się działo.Lecz uznałem za najrozsądniejsze trzymać się na razie z daleka.Estevan przezwyciężył się i zaczął zdejmować z siebie strój.Potem poprosił, abym odsłonił okno.Gdy rolety uniosły się do góry, Estevan próbował się uśmiechnąć, lecz oczy miał czerwone od płaczu.Musiałem mu dać chusteczkę do wytarcia oczu i nosa, ale niezależnie od tego wyglądał taki zadowolony, jakby przed chwilą odpędził zły sen.Odziany był w gruby granatowoczarny sweter i w czapkę polarną z nausznikami, którą widocznie dostał od jakiegoś wielorybnika.Na podłodze stał wielki czerwony pies z kamienia, tak dokumentnie wypolerowany i wytarty, że przypominał na pół rozpuszczoną figurę z czekolady.Obok, na ławce, leżała jakaś diabelska postać, sam szatan w zwierzęcym kształcie, z garbem na plecach i bródką pod pyskiem wykrzywionym obrzydliwym uśmiechem.Zrobiony był ze znacznie twardszego, popielatego kamienia i zachował doskonałe kształty w przeciwieństwie do psa leżącego na podłodze.Estevan wskazał na szatana z szacunkiem, niemal z miłością i oświadczył, że zdaniem żony ten jest potężniejszy od psa.Oba zwierzęta należały do czterech rzeźb strzegących żoninej pieczary.Tamte dwie, które w niej pozostały, miały kształt głów z jakimiś dziwnymi figurkami na czaszkach.Leżący teraz w kajucie dwaj „strażnicy” gniewali się, że żona zabierała zbyt wiele z ich części pieczary.Skutek był taki, że przez cały czas cierpiała na żołądek.Teraz doszła do przekonania, że najlepiej będzie przekazać zagniewanych strażników mnie w nadziei, że się uspokoją po odzyskaniu władzy nad swoimi kamieniami.Estevan przyniósł więc jeszcze pięć innych kamieni należących do tej samej grupy.Jeden z nich przedstawiał dwugłowego potwora, wyglądającego znacznie groźniej od niewinnej, wymytej psiny, patrzącej na nas z dywanika przed koją.W pieczarze zostały jeszcze inne kamienie z grupy tych samych strażników, między innymi wielki statek ozdobiony głowami bogów, o którym Estevan już mi wspominał.Wszystkie te rzeźby były przeznaczone dla rnnie.Zapytałem, czy nie mógłbym zostać dopuszczony do pieczary i osobiście zabrać to, co ma być moje.Estevan zaproponował, że powinniśmy wspólnie spróbować przekonać żonę.Przyrzekłem odwiedzić ich któregoś wieczora we wsi i przyprowadzić lekarza, aby zbadał dziwną chorobę żołądka, na którą się skarżyła.Estevan zwrócił się raz jeszcze ku swym przyjaciołom, do psa na podłodze i szatana na ławce, i z całą powagą oświadczył, że teraz obaj strażnicy zostali w myśl wszelkich wymogów prawa przekazani mnie.Zrobił wszystko, co mu nakazała żona, tak jak postępował jej ojciec w wypadku przekazywania jej, a jeszcze przed ojcem dziadek.Cała odpowiedzialność spoczywała teraz na mnie, a jeżeli kiedyś przyjdzie mi przekazać te dwie rzeźby swemu następcy, muszę tak postąpić, jak on to zrobił - szczególnie wdziać na siebie coś, czego nie widać w ciemnościach.Mogę pokazywać strażników, komu mi się podoba na pokładzie statku, lecz stanowczo nikomu ze wsi, Po trzech miesiącach mam ich umyć pierwszy raz, potem trzeba ich pielęgnować cztery razy na rok.Nie wystarczy umyć ich z brudu i pleśni, trzeba troskliwie usuwać pajęczynę, która osiada w porach kamienia i wygląda na niteczki bawełny, a raz do roku należy wykurzać dymem insekty, składające w tych porach jajka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]