[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle zobaczyÅ‚em dwie sylwetki.DziewczyÂny siedziaÅ‚y w cieniu na maÅ‚ym pagórku.ZwolniÅ‚em kroÂku.Dwie identyczne proÅ›ciutkie sukienki z krótkimi buÂfiastymi rÄ™kawami, gÅ‚Ä™boko wyciÄ™te w zÄ…bki.Obie dziewÂczyny miaÅ‚y na sobie szerobÅ‚Ä™kitne poÅ„czochy i popielate pantofelki.EmanowaÅ‚a z nich kobiecość, byÅ‚y Å›liczne: dwie co najwyżej dziewiÄ™tnastoletnie dziewczyny w odÅ›wiÄ™tnych niedzielnych szatkach.wydawaÅ‚y mi siÄ™ zbyt wystrojone, wyglÄ…daÅ‚y zbyt po miejsku, w dodatku dość dziwaczne wrażenie robiÅ‚ stojÄ…cy obok June koszyk z sitowia, zuÂpeÅ‚nie jakby ciÄ…gle jeszcze byÅ‚y studentkami w CamÂbridge.Kiedy byÅ‚em już blisko, June wstaÅ‚a i wyszÅ‚a mi na spotkanie.MiaÅ‚a tak samo jak siostra rozpuszczone wÅ‚osy, zÅ‚ocistÄ… skórÄ™, byÅ‚a nawet bardziej opalona, niż mogÅ‚em to w nocy dojrzeć, jej twarz z bliska różniÅ‚a siÄ™ nieco od twarzy Julie, malowaÅ‚a siÄ™ na niej szelmowska urwisowatość.Julie przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ bacznie naszemu spotkaniu.SiedziaÅ‚a bez uÅ›miechu, zachowujÄ…c pewnÄ… rezerwÄ™.June uÅ›miechnęła siÄ™.- PoinformowaÅ‚am jÄ…, iż jest ci wszystko jedno, z którÄ… z nas siÄ™ dziÅ› rano zobaczysz.- Jak miÅ‚o!Wzięła mnie za rÄ™kÄ™ i zaprowadziÅ‚a pod pagórek.- Oto twój rycerz w lÅ›niÄ…cej zbroi.Julie spojrzaÅ‚a na mnie chÅ‚odno: - Hallo.Jej siostra oÅ›wiadczyÅ‚a: - Ona wie o wszystkim.Julie obrzuciÅ‚a jÄ… groźnym wzrokiem: - Wiem także, czyja to byÅ‚a wina.Ale wstaÅ‚a i podeszÅ‚a do nas.Z jej oczu zniknÄ…Å‚ wyrzut, pojawiÅ‚ siÄ™ niepokój.- Czy nie miaÅ‚eÅ› kÅ‚opotów z powrotem?OpowiedziaÅ‚em im, jak zostaÅ‚em opluty.Siostry przeÂstaÅ‚y siÄ™ przekomarzać.WpatrzyÅ‚y siÄ™ we mnie dwie pary zatroskanych szarobÅ‚Ä™kitnych oczu.Potem spojrzaÅ‚y na siebie, jakby moja opowieść stanowiÅ‚a potwierdzenie ich podejrzeÅ„.Julie odezwaÅ‚a siÄ™ pierwsza:- Czy widziaÅ‚eÅ› dziÅ› Maurice'a?- Nie.Znów wymieniÅ‚y spojrzenia.- My też nie - oÅ›wiadczyÅ‚a June.- W caÅ‚ej posiadÅ‚oÅ›ci nie ma żywego ducha.SzukaÅ‚em was po wszystkich kÄ…tach.June spojrzaÅ‚a na drzewa: - Tak siÄ™ może wydawać.Ale zaÅ‚ożę siÄ™, że tak nie jest.- Co to za cholerny Murzyn?- Maurice nazywa go swoim lokajem.Kiedy ciebie tu nie ma, podaje do stoÅ‚u.I ma siÄ™ nami zajmować, kiedy siedzimy w kryjówce.Ale na sam jego widok przechodzÄ… nas ciarki.- Czy jest naprawdÄ™ niemy?- Kto to może wiedzieć.Podejrzewamy, że nie.Siedzi i patrzy z takÄ… minÄ…, jakby miaÅ‚ wiele do powiedzeÂnia.- Nigdy nie próbowaÅ‚.?Julie pokrÄ™ciÅ‚a przeczÄ…co gÅ‚owÄ….- Wydaje siÄ™ nie zauważać, że jesteÅ›my kobietami.- Musi być także Å›lepy.Julie wykrzywiÅ‚a siÄ™ lekko.- ByÅ‚oby to wrÄ™cz obraźliwe, gdyby nie sprawiaÅ‚o nam takiej ulgi.- Starszy pan wie już na pewno, co staÅ‚o siÄ™ wczoraj w nocy.- WÅ‚aÅ›nie siÄ™ nad tym zastanawiaÅ‚yÅ›my.A June dorzuciÅ‚a: - Zagadka psa, który nie zaszczekaÅ‚ nocÄ….SpojrzaÅ‚em na niÄ…: - SÄ…dziÅ‚em, że my dwoje nie mieÂliÅ›my siÄ™ nigdy spotkać.- Owszem, mieliÅ›my.DziÅ›.Bo Maurice chciaÅ‚, żebym potwierdziÅ‚a jego historyjkÄ™.- Po moim nastÄ™pnym wystÄ™pie w roli sÅ‚ynnej schizofreniczki.- Ale on przecież musiaÅ‚.- Tego wÅ‚aÅ›nie niÄ… rozumiemy.KÅ‚opot w tym, że nie opowiedziaÅ‚ nam treÅ›ci nastÄ™pnego rozdziaÅ‚u.Kim mamy zostać, kiedy ty przestaniesz wierzyć w tÄ™ historiÄ™ o schiÂzofrenii.I June oÅ›wiadczyÅ‚a: - WiÄ™c postanowiÅ‚yÅ›my być sobÄ….I czekać co z tego wyniknie.- Musicie mi wreszcie opowiedzieć wszystko, co wieÂcie.Julie spojrzaÅ‚a ostro na siostrÄ™.June udaÅ‚a zdziwieÂnie:- Czyżbym przypadkiem byÅ‚a tu de trop?- Możesz siÄ™ jeszcze poopalać.Niewykluczone, że poÂprosimy ciÄ™, abyÅ› nam towarzyszyÅ‚a przy lunchu.June dygnęła, poszÅ‚a po swój koszyk i wracajÄ…c podÂniosÅ‚a ostrzegawczo palec: - ChciaÅ‚abym być przy tym, kiedy bÄ™dzie mowa o mnie.UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ i dopiero teraz zobaczyÅ‚em, że Julie spoglÄ…da na mnie dość chÅ‚odnym wzrokiem.- ByÅ‚o ciemno.ZobaczyÅ‚em twojÄ… sukniÄ™ i.- Jestem na niÄ… wÅ›ciekÅ‚a.Już i tak wszystko jest dosÂtatecznie skomplikowane, a tu jeszcze.- Ona jest zupeÅ‚nie inna niż ty.- Zawsze staraÅ‚yÅ›my siÄ™ o to.- I dodaÅ‚a Å‚agodniejÂszym już tonem: - W gruncie rzeczy bardzo siÄ™ kochamy.WziÄ…Å‚em jÄ… za rÄ™kÄ™: - Ja wolÄ™ ciebie.Ale ona, choć nie cofnęła rÄ™ki, nie pozwoliÅ‚a siÄ™ przyÂtulić.- ZnalazÅ‚am na skaÅ‚ach miejsce, gdzie nikt nas nie zoÂbaczy i bÄ™dziemy mogli spokojnie pogadać.WeszliÅ›my miÄ™dzy drzewa idÄ…c w kierunku wschodnim.- Czy naprawdÄ™ siÄ™ na mnie gniewasz?- MiÅ‚o ci byÅ‚o jÄ… caÅ‚ować?- Tylko dlatego, że myÅ›laÅ‚em, że to ty.- DÅ‚ugo to trwaÅ‚o?- ParÄ™ sekund.SpróbowaÅ‚a wyszarpnąć mi rÄ™kÄ™.- KÅ‚amczuch!Ale uÅ›miechnęła siÄ™ ukradkiem.PoprowadziÅ‚a mnie naÂokoÅ‚o bryÅ‚y skalnej, rosÅ‚a tam samotna pinia, potem zboÂcze stromo opadaÅ‚o w stronÄ™ morza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]