[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się z zakłopotaniem a równocześnie figlarnie, tak jakby pojawiła się tu bez pozwolenia, tak jakby jej pojawienie się było czymś niewłaściwym.- Czyżby Neptun obciął panu język?- Wygląda pani zachwycająco.Jak z obrazu Renoira.Odsunęła się i zaczęła bawić parasolką.Włożyłem plażowe pantofle i dogoniłem ją wycierając równocześnie plecy ręcznikiem.W jej uśmiechu pojawiła się naiwna przebiegłość, usiadła na płaskiej skale w cieniu samotnej pinii, tuż obok parowu stromo opadającego w stronę kamienistego brzegu.Zamknęła parasolkę i wskazała nią na leżący obok kamień, to tam miałem usiąść.Ale ja rozpostarłem ręcznik na skale i przysiadłem tuż koło niej.Wilgotne usta, puszek na nagich ramionach, nad lewym nadgarstkiem blizna, rozpuszczone włosy - poważna młoda dama z poprzedniej nocy znikła bez śladu.- Jest pani najczarowniejszym duchem, jakiego znam.- Tak?Naprawdę tak myślałem, ale równocześnie chciałem wprowadzić ją w zakłopotanie.Ale ona się tylko szerzej uśmiechnęła.- Kim są tamte dziewczyny?- Jakie dziewczyny?- Niech pani da spokój.Dosyć tych żartów.- Niech pan ich nie psuje.- No, przynajmniej przyznaje pani, że to żarty.- Niczego nie przyznaję.Unikała moich oczu i zagryzła wargi.Głęboko odetchnąłem.Tak, wyraźnie przygotowywała się do odparowania następnego ciosu.Czubkiem pantofelka pchnęła kamyczek.Pantofelek był z popielatej koźlej skórki, bardzo elegancki, zapięty na guziki, nad pantofelkiem widać było białą pończoszkę ze strzałką nad kostką.Przez strzałkę, która zniknęła o jakieś cztery cale wyżej pod rąbkiem sukienki widać było nagą skórę.Odniosłem wrażenie, że nóżka została umyślnie wystawiona na pokaz, aby nie umknął mi ten czarujący szczegół.Wiatr zsunął jej włosy na twarz.Miałem ochotę odgarnąć je, albo też potrząsnąć nią mocno, trudno mi powiedzieć, czego pragnąłem bardziej.Wreszcie spojrzałem na morze, był to gest Ulissesa przywiązującego się do masztu.- Daje mi pani do zrozumienia, że odgrywa pani swą rolę po to, by sprawić przyjemność panu Conchisowi.Jeśli chce pani, żebym się włączył do zabawy, lepiej byłoby wyjaśnić mi jej powody.I dlaczego mam uważać, że pan Conchis sam nie wie dokładnie, co jest grane.Lily zawahała się i przez moment sądziłem, że udało mi się zwalczyć jej opór.- Niech mi pan poda rękę.Powróżę panu.Może pan usiąść bliżej, tylko proszę uważać, żeby mi pan nie zmoczył sukienki.Znów nie wiedziałem, co myśleć, ale podałem jej rękę.Może w ten okrężny sposób chciała mi coś wyznać.Wzięła mnie leciutko za przegub ręki i paluszkiem przesunęła po liniach dłoni.W wycięciu sukni widziałem zarys jej piersi, bardzo białą skórę i kuszącą okrągłość.Udało jej się zrobić taką minę, jakby ten wyświechtany gambit był ryzykownym posunięciem.Jej paluszek, niewinnie i sugestywnie zarazem, sunął po mojej dłoni.Zaczęła mówić.- Będzie pan długo żył.Będzie pan miał troje dzieci.Koło czterdziestki zagrozi panu śmierć.Pana mocną stroną jest umysł, nie serce.I umysł zdradza serce.Tu.tak, widzę w pańskim życiu wiele zdrad.Czasem zdradza pan samego siebie, a czasem tych, którzy pana kochają.- Proszę odpowiedzieć na moje poprzednie pytanie.- Ręka mówi o tym, co będzie.A nie dlaczego.- Czy mogę powróżyć z kolei pani?- Jeszcze nie skończyłam.Nigdy nie zdobędzie pan bogactw.Powinien się pan wystrzegać czarnych psów, mocnego alkoholu i starych kobiet.Będzie pan miał wiele romansów, ale naprawdę będzie pan kochał tylko jedną dziewczynę, ożeni się pan z nią i będzie bardzo szczęśliwy.- Mimo że koło czterdziestki będę bliski śmierci?- Może właśnie dlatego, że koło czterdziestki będzie pan bliski śmierci.O, to w tym miejscu grozi panu śmierć.I potem linia szczęścia jest dużo wyraźniej zaznaczona.Puściła moją dłoń i skromnie złożyła rączki na kolanach.- A teraz mogę pani powróżyć?- A czy teraz mógłbym pani powróżyć?Udzieliwszy mi tej lekcji poprawnego mówienia przez chwilę drożyła się, ale nagle wyciągnęła rękę.Udawałem, że wróżę, wodziłem palcem po liniach dłoni i próbowałem mówić poważnym tonem naśladując Sherlocka Holmesa.Ale nawet ten wielki mistrz, przed którym nie ukryła się żadna irlandzka służąca z Brixton, uwielbiająca ciągutki i wiosłowanie, tu dałby za wygraną.Ręce Lily były niczym nie naznaczone i gładziutkie, kimkolwiek była, na pewno nie była służącą.- Długo się pan namyśla, panie Urfe.- Mam na imię Nicholas.- Dobrze, Nicholas, możesz do mnie mówić Lily.Ale nie możesz całymi godzinami ściskać mnie za ręce.- Tylko jedną rzecz widzę naprawdę wyraźnie.- Co?- Że jesteś znacznie inteligentniejsza, niż to obecnie okazujesz.Wyrwała mi dłoń i patrzyła w nią wydymając śmiesznie wargi.Ale nie należała do dziewczyn, które się dąsają.Pasmo włosów znów opadło jej na policzek, wiatr wydymał jej sukienkę, dodając kokieterii, a nawet pewnej lubieżności, pomagał jej w odgrywaniu roli dziewczyny młodszej, niż była w rzeczywistości.Przypomniałem sobie, co Conchis opowiadał mi o prawdziwej Lily.Siedząca koło mnie dziewczyna starała się, jak mogła - może zresztą została obsadzona w tej roli, nim ja usłyszałem ową opowieść.Roli tej jednak nie udźwignąłby największy talent aktorski świata.Znów pokazała mi dłoń.- A co ze śmiercią?- Wypadasz z roli.Przecież już dawno nie żyjesz.Założyła ręce i wpatrzyła się w fale.- A może nie mam wyboru.Zupełna zmiana kursu.Wydało mi się, że dostrzegam w jej głosie nutę żalu, buntu, że zrzuca kostium na rzecz teraźniejszości.Zajrzałem jej w twarz.- To znaczy?- On słyszy wszystko, co mówimy.Wszystko wie.- Musisz mu wszystko powtarzać? - spytałem z niedowierzaniem.Ona pokręciła głową i zrozumiałem, że bynajmniej nie przestała grać.- Nie musisz mi mówić.Telepatia?- Telepatia i.- spuściła oczy.- I co?- Nie mogę powiedzieć nic więcej.Wzięła parasolkę i otworzyła ją, tak jakby zamierzała odejść.Brzeg parasolki obszyty był maleńkimi frędzelkami.- Czy jesteś jego kochanką? - Spojrzała na mnie tak zgorszonym wzrokiem, że pomyślałem, iż nareszcie udało mi się wytrącić ją z roli.- To ten wczorajszy striptiz - oświadczyłem.I dorzuciłem: - Po prostu chcę wiedzieć, co jest grane.Wstała i miękkim krokiem poszła po żwirze w stronę prowadzącej do domu ścieżki.Pobiegłem za nią i zastąpiłem jej drogę.Przystanęła ze spuszczonymi oczyma, po czym podniosła je i spojrzała na mnie z mieszaniną opryskliwości i wyrzutu.W głosie jej zabrzmiała pasja.- Dlaczego zawsze musisz wszystko wiedzieć? Nigdy nie słyszałeś o wyobraźni?- Celny strzał.Ale nic z tego.Chłodnym wzrokiem skwitowała mój uśmiech, potem znów opuściła oczy.- Teraz rozumiem, dlaczego nie umiesz pisać wierszy.Z kolei ja się oburzyłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]