[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Fajnie! — ucieszył się Pawełek, zapominając nagle o obiedzie.— Od kogo zaczniemy?— Od pani Amelii.Stefek może poczekać.Telefon pani Amelii był zajęty tak długo, że zdecydowali się zmienić kolejność.Konwersację odbył Pawełek.— Ty, on mówi, że ma coś ekstra o Czesiu! — syknął, zasłaniając ręką membranę.— Pyta czy może przyjść.Przez telefon za dużo gadania.— Niech przyjdzie — przyzwoliła Janeczka łaskawie.— Może się dowiemy, dlaczego go nie było.— Dobra, wpadnij — powiedział Pawełek do słuchawki.— Za jaką godzinę…Połączenie z panią Amelią uzyskali w pięć minut później.Tym razem rozmawiała Janeczka.— Udało mi się wreszcie dodzwonić do biura numerów — powiedziała pani Amelia.— Ten numer, o który pytaliście, należy do jakiegoś Władysława Barańskiego.Mieszka na Bonifacego sto trzydzieści.— Gdzie?! — spytała Janeczka, nie wierząc własnym uszom.— Na Bonifacego sto trzydzieści.Nie wiem, gdzie to jest…— Nic nie szkodzi, my wiemy…— Ty, co ona mówi? — syknął Pawełek, widząc, że jego siostrze czerwienieją policzki i podejrzanie zaczynają błyszczeć oczy.Pani Amelia musiała mówić coś sensownego.Janeczka niecierpliwie machnęła ręką.— Zaraz.Dziękujemy bardzo.Ale my do pani mamy jeszcze jedną sprawę.Chcieliśmy zapytać, czy pani wuj jakoś się nagle nie wzbogacił.Chociaż trochę.— Proszę? — zdziwiła się pani Amelia.— Co masz na myśli?— Powiem pani dokładnie — zdecydowała się nagle Janeczka.— Uważamy, że pani jest porządną osobą i nie zdradzi pani naszych tajemnic.No więc nam się wydaje, że możliwe jest, że pani wuj sprzedał kiedyś jakieś znaczki.Ale to były bardzo drogie znaczki, więc gdyby sprzedał, musiałby dostać dużo pieniędzy.I możliwe, że pani mogła to zauważyć i w ogóle coś o tym wiedzieć.Więc właśnie pytam.— A wiesz, że chyba masz rację — powiedziała po króciutkiej chwili pani Amelia trochę niepewnie i z odrobiną zaskoczenia w głosie.— Jak wychodziłam za mąż, dostałam od ciotki i wuja prezent ślubny, zdumiewająco drogi.Srebrne nakrycia na dwanaście osób, przepiękne, a do tego jeszcze robot kuchenny.Wszyscy się zdziwili, a wuj powiedział, że akurat w odpowiedniej chwili miał przypływ gotówki.Może to było to?Blask na twarzy Janeczki wzmógł się do tego stopnia, że Pawełek prawie stracił cierpliwość.Wydał z siebie gniewne prychnięcie.Janeczka znów zamachała ręką.— I kiedy to było? — spytała pośpiesznie.— Dwanaście lat temu.— Ale nie wie pani, komu mógł sprzedać?— Ja nawet nie wiem, czy w ogóle coś sprzedał…— Albo może z kim miał jakieś interesy, albo co… Może przypadkiem coś powiedział…— Nie.Chociaż… Czekaj! Byłam wtedy tak wzruszona i tak przejęta tym prezentem, że doskonale pamiętam całą scenę.Ciocia i wujek przyjechali w przeddzień ślubu, powiedzieli, że nie będą się pchali z tobołami do kościoła… Byli moi rodzice i mój mąż, to znaczy wtedy to był jeszcze narzeczony…Pawełek wydawał z siebie na zmianę groźne prychanie i wściekłe syki.Janeczka pogroziła mu pięścią.Pani Amelia z ożywieniem wspominała dalej.— Ktoś coś powiedział o robieniu doskonałych interesów.Wujek powiedział, że trzeba raz, a dobrze.Takich właśnie słów użył.A…! I że ktoś tam, być może, zrobił jeszcze lepszy interes, ale on mu nie żałuje, bo dostał doskonałe pieniądze.Tak, teraz mi się przypomina! I chyba padło nazwisko, jakieś takie obce… Majer…? Bayer…? Nie, to aspiryna…— Może Spayer… ? — podsunęła Janeczka bez tchu.— Spayer! Tak, właśnie! Nie mam pojęcia kto to był, ale może właśnie z tym kimś wujek robił interesy…? Ale mnie się to przypomina bardzo niejasno i wcale nie wiem, czy jedno z drugim ma coś wspólnego…— Pani jest dla nas po prostu bezcenna — oznajmiła Janeczka uroczyście.— Wyrzucenie kart ze Szwecji ma pani już z głowy.Teraz my jesteśmy pani mnóstwo winni.Gdyby pani było coś potrzebne, zrobimy to natychmiast!— Mów, co ona mówiła, bo mnie do reszty zdenerwujesz! — zawarczał rozwścieczony Pawełek, kiedy jego siostra odłożyła wreszcie słuchawkę.— Ja ci mówiłem!Janeczka była wniebowzięta.— Cicho bądź! Nie chciałam jej przerywać, bo ona sobie przypominała.Słuchaj, jesteśmy genialni! Zgadliśmy wszystko!— No…?!— Ten jej wuj sprzedał znaczki panu Spayerowi! Sekundy było potrzeba Pawełkowi dla powiązania ze sobą wszystkich elementów.— Niech ja kichnę i pęknę sto dwadzieścia razy! Spayer! Ta nieboszczka z tamtego mieszkania nazywa się Spayerowa! Ty, to te znaczki tam faktycznie są!— Wcale nie wiem.Czekaj, bo to nie koniec.Ten numer z kartki, ten z szuflady.W życiu nie zgadniesz!— No…?— Bonifacego sto trzydzieści!— Żartujesz…?!— No więc właśnie.Jakiś Barański tam mieszka.Po coś to sobie zapisywali, nie? Albo te znaczki tam są, albo sprzedali je Barańskiemu z Bonifacego…Pawełek poczuł się wstrząśnięty.Poszukiwanie znaczków rozpoczęli wprawdzie logicznie, od znaczków i osób z nimi związanych, ale w żadnym razie nie spodziewał się tak wspaniałych rezultatów.Wszystko kojarzyło się ze sobą, znajdowali się na progu potężnych odkryć!— Trzeba to jakoś porządnie poukładać — powiedziała Janeczka, ochłonąwszy nieco po wrażeniach.— Musimy zapisać, bo nam się pomyli.Jeszcze bym chciała, żeby dziadek powiedział, jak się nazywał ten pan, który napisał list o kolekcji pana Franciszka i nie podał adresu.Ten, któremu to ukradł jakiś siostrzeniec, czy coś w tym rodzaju.— Dziadek pamięta, albo ma zapisane — orzekł z przekonaniem Pawełek.— Zaraz dzisiaj to z nim załatwimy… Zjedzmy ten obiad, bo przyleci Stefek i ja skonam z głodu!Stefka pchały wielkie uczucia, nie zdołał zatem pohamować niecierpliwości i zadzwonił do furtki akurat, kiedy podnosili się od stołu.Przyjęty został w pokoju Pawełka, gdzie mógł dokonywać zniszczeń, nie przynosząc zbytniej szkody.Swojego pokoju Janeczka wolała nie narażać.— No więc tego — rzekł, odchrząknąwszy kilka razy.— O tym Czesiu coś wiem.Rodzeństwo patrzyło na niego w pełnym napięcia oczekiwaniu.W duszy Stefka wybuchło niespotykane raczej w przyrodzie skrzyżowanie gejzeru z wulkanem.Błogość, niepewność, triumfalna satysfakcja, ogłuszające szczęście i zakłopotanie wymieszały się razem, jakby z bulgotem.Trochę źle słyszał własny głos, a przy tym straszliwie brakowało mu zajęcia dla rąk.Uczynił zamaszysty gest i trafił dłonią na półkę, zawieszoną na ścianie, nad jego głową.Z półki ześlizgnęło się coś, co uchwycił niczym deskę ratunku.— Poszedłem tam do niego, bo myślałem, że może wam zależy — oznajmił niedbale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl