[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuję je wkościach. Nie pierwsze i nie ostatnie. Dziewczyna od kadzidełek lekceważąco wzru-szyła ramionami.Z głębi korytarza doleciało ochrypłe wołanie.Zza rogu, kuśtykając, wyłonił sięwynędzniały mężczyzna we włosiennicy. Módlcie się i pokutujcie! Nadchodzi dzień zagłady i sądu!* * *Iglendis ar Vanth obudziła się, czując niepokój.Działo się coś złego prądyZmroczy falowały i wibrowały w sposób, który budził w niej napięcie, poczucie zagro-żenia.Komnatę wypełniało chłodne, drżące światło, którego zródłem był kryształ le-żący na stole.Czarodziejka wstała, tłumiąc westchnienie, ściągnęła przewieszonyprzez oparcie krzesła biały płaszcz i owinęła się nim.Boso podeszła do stołu i uaktyw-niła artefakt, w którym pojawiło się oblicze mistrza. W Tay zaczęło się potężne zachwianie oznajmił Demetheos ar Kel, po-twierdzając jej przeczucia. Wkrótce dotrze i do nas. Czy wiadomo, co jest jego zródłem?Stary mag tylko potrząsnął głową.Zachwiania potrafiły brać się znikąd.Tak jakburze. Możemy je powstrzymać? zapytała jeszcze Iglendis. Za pózno, rozwija się zbyt szybko.Będziemy się starali skrócić czas jegotrwania.Na Wyspie Salamander już trwają przygotowania do obrzędów.Poprowadzęje sam.Ty zostań w mieście.Roześlij patrole i bądz w pogotowiu na wypadek, gdybycoś niebezpiecznego przedostało się ze sfer.* * *Krzyczący zamknął księgę i odstawił ją na półkę, po czym wsunął sztylet docholewki buta.Chowaniec wyjrzał ze swojej nory, ziewając. Co szykujesz, szefie? zagadnął, zaintrygowany. Dokąd się wybierasz? Sprawdzić coś.Zazel popatrzył na niego nieufnie, ale nie zadawał więcej pytań, wiedząc z do-świadczenia, że to nic nie da. Uważaj na siebie westchnął tylko.Brune miał świadomość, że to, co planuje, jest więcej niż nierozsądne.Ale kusi-ło go cholernie.Klucząc trochę, bo wciąż jeszcze nie orientował się w labiryncie korytarzy takdobrze, jak by chciał, przewędrował Podziemiami spory kawałek drogi i wyszedł napowierzchnię niedaleko portu.Zapadał zmierzch, z tawern dolatywały śpiewy i pijac-kie krzyki.Było ciepło, więc zdjął kurtkę i przewiesił ją przez ramię.Na nadbrzeżu panowały pustki.%7łmij zszedł na plażę i zmrużył oczy w gęstnie-jącej szarówce, skupiając się przez chwilę na tym, co widzi wewnętrznym wzrokiem.Czuł pulsującą aurę miasta, w której tysiące dusz kłębiły się jak świetliki, oraz zimny,ciemny odmęt morza.Czuł też coś jeszcze coś jak aromat wina nieuchwytne itrudne do opisania, ale jednoznacznie obecne w powietrzu.Prądy Zmroczy wydawałysię płynąć i układać inaczej niż zazwyczaj.Ale na niebie póki co nie pojawił się nawetnajmniejszy ślad łuny, więc nie było powodów do niepokoju.Szedł brzegiem morza, dopóki nie uznał, że oddalił się wystarczająco od mia-sta.Upewniwszy się, że nigdzie w pobliżu nie wyczuwa obecności ludzi, zamknął oczyi skupił się.Bardzo chciał odwiedzić Ethereę, ojczyznę powietrznych duchów, opisywanąjako najpiękniejsze miejsce w sferach.Spróbował zwizualizować to, co znał z rycin wksięgach drzewa wysokie jak wieże, olbrzymie białe kwiaty i sylfy o motylich skrzy-dłach.Ale, jak to często bywa, praktyka okazała się bardziej skomplikowana od teorii.Kiedy otworzył oczy, w pierwszej chwili pomyślał, że w ogóle nie ruszył się zmiejsca, bo nadal stał na piasku tuż nad morzem.Potem zorientował się, że niebo nadjego głową jest czarne i płoną na nim nienaturalnie wielkie, świetliste gwiazdy.Powie-trze było czyste jak kryształ, fale delikatnie lizały brzeg, a cisza wydawała się dzwonićw uszach.Nie wiedział, dokąd trafił.Rozejrzawszy się, stwierdził, że to, co wziął za plażę,tak naprawdę jest skrajem piaszczystej pustyni, z wydmami o kształcie półksiężyców.Miejsce było piękne, lecz ta absolutna cisza obudziła w nim nieuchwytny lęk.Co tak naprawdę wiedział o sferach? %7łe były& dziwne.Zdradzieckie.%7łe czas płynął tuinaczej, a większość istot zamieszkujących obce wymiary nie lubiła ludzi.Ponownie zamknął oczy i skupił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]