[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możemy, w przenośni naturalnie, powiedzieć o sobie, żeśmy bywalina wozie i pod wozem.W każdym razie, śmiało to rzec mogę, doświadczyłem przyjazniwzorowego tego młodzieńca i z podporą tejże przyjazni pewien jestem, że pokonać zdołamprzekorne mi losy.Wychylił szklankę, my za nim.Traddles podziwiał mówcę stawiającego czoło przekor-nym losom. Ahum  odchrząknął pan Micawber i zwracając się do żony rzekł:  Duszko, kochan-ko! Jeszcze szklaneczkę.Pani Micawber zadecydowała, że chyba parę tylko kropel, na naszą jednak prośbęszklanka wypełniona została po brzegi. Ponieważ jesteśmy tu między sobą  odezwała się popijając poncz pani Micawber gdyż do swoich liczę obecnego tu wśród nas pana Traddlesa, chciałabym zasięgnąć pań-skiej rady, panie Copperfield, względem nowych widoków mego męża, co do zboża  rze-kła ze stanowczością. Przekonywałam właśnie męża mego, że jest to zajęcie szlachetne,lecz niepopłatne.O, nie! Wcale za popłatne uważane być nie może.Zgodziliśmy się z tym. Zatem  ciągnęła pani Micawber, roszcząca pretensje do jasnego na rzeczy poglądu iwykładu  zatem pytam siebie: jeśli nie zboże, to co? Węgiel? Bynajmniej.Stosując się dowskazówek naszej rodziny, zwracaliśmy już uwagę w tę stronę, lecz bez powodzenia.Pan Micawber, rozparty w krześle, z rękoma w kieszeniach, potakiwał skinieniem gł o-wy nieprzepartym żoninym argumentom. Zatem  twierdziła bardziej jeszcze przekonywaj ąco pani Micawber  odsunąć musi-my na bok zboże i węgiel.Spoglądam dokoła siebie i pytam, co nam pozostaje, w czymzdolności męża mego znalezć mogą odpowiednie sobie ujście? Nie mówmy o komisjoner-stwie.Nie przedstawia ono żadnych gwarancji, a przy usposobieniu męża mego koniecznejest liczenie na pewne, niezawodne zyski.Traddles i ja zamruczeliśmy coś w rodzaju uznania dla tego znakomitego odkrycia d o-konanego przez panią Micawber. Nie będę skrywać przed panem, kochany panie Copperfield  ci ągnęła pani Micawber że miałam przez czas długi na oku interes browarniany.Zwróćcie uwag ę, proszę, naBarclaya i Perkinsa! Na Trumana, Hanbury'ego i Buxtona! Na podobnej to tylko skalizdolności męża mego znalezć mogą odpowiednie sobie ujście i tu mąż mój dokonać zdoła229 cudów.Cóż! Firmy te nie raczą nawet odpowiadać na listy i propozycje mego m ęża! Czymożna sobie wyobrazić coś podobnego! Prezencja mego męża. Duszko, kochanie  wtrącił pan Micawber. Nie mieszaj się w nie swoje rzeczy, mój drogi  słodko mówiła pani Micawber dot y-kając ramienia męża ręką obciśniętą czarną rękawiczką. Mam najmocniejsze przekona-nie, kochany panie Copperfield, że tylko w operacjach tego rodzaju, zwłaszcza w oper a-cjach bankowych na wielką skalę, zdolności mego męża znalezć mogą odpowiednie sobieujście.Maniery męża predestynują go do kariery przedstawiciela wielkich firm! Taki pr o-kurent rozszerzyłby do nieskończoności kredyt każdego bankierskiego domu.Lecz po cóżzastanawiać się nad tym dłużej, skoro przedstawiciele wyżej wymienionych bankierskichdomów nie chcą korzystać z czynionych im przez mego m ęża propozycji.Gdyby niektórzyczłonkowie rodziny mojej chcieli tylko powierzyć kapitały swe m ężowi memu.Cóż? Niechcą, więc i o tym nie ma co mówić, i jak widzę niewieleśmy się posunęli naprzód. Niewiele  rzekłem potakująco. Niewiele  potwierdził skłaniając głowę Traddles. Otóż  ciągnęła przekonywająco pani Micawber  otóż przyszłam do ostatecznegowniosku, że jednakże żyć musimy. Zapewne  potwierdziłem. Zapewne  jak echo powtórzył Traddles.W my śli zaś dodałem, że każdy żyć lubumrzeć musi.Pozostawała tylko jedna alternatywa. Tak, tak to właśnie  twierdziła pani Micawber  i faktem jest, że my nie możemyżyć, jeśli się coś nie zmieni, i to wkrótce.Otóż przekonana jestem, i w ostatnich czasachpozwoliłam sobie kilkakrotnie zwrócić uwag ę pana Micawbera na to, że rzeczy same przezsię zmienić się na lepsze nie mogą i nie zmienią się, jeśli im nie dopomożemy sami.Mylęsię może, lecz jest to obecnie najgłębsze moje przekonanie.Potakiwaliśmy obaj. Doskonale  ciągnęła pani Micawber  wróćmy do rzeczy.Oto mamy przed sob ą mę-ża mego, człowieka niepospolitych zdolno ści. Duszko! Kochanie!  wtrącił pan Micawber. Pozwól mi, kochanie, dokończyć.Oto mamy tu pana Micawbera, człowieka posiad a-jącego najrozmaitsze zalety, talenty.powiedziałabym geniusza, boj ę się tylko, jako żona,być posądzona o pewną stronniczość. Nie!  przebąknęliśmy ja i Traddles. I oto  ciągnęła pani Micawber  ten sam pan Micawber nie zajmuje dot ąd odpowied-niego sobie i talentom swym stanowiska.Czyja wina? Czyja, pytam, wina? Naturalnie, żespołeczeństwa.Smutno to przyznać, ale tak jest, nie inaczej.Musimy powołać społecze ń-stwo do wymiaru sprawiedliwości.Cóż mamy przedsięwziąć? Sądzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl