[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Także macie gdzie pić! zdziwił się Dudkin. Jedzmy do Bellevue.Tam są terazwszyscy nasi. Płacić! zawołał Unyłow. Trzydzieści sześć rubli dwadzieścia kopiejek. Masz tu.nie trzeba reszty! Jedzmy, Maksymie! Pluń na wuja! Niech biedny Yorickobywa się bez spadkobierców! Dawaj dwadzieścia rubli! Jutro pojedziesz!W Bellevue przyjaciele zażądali ostryg i reńskiego. Buty ci kupię jutro mówił Unyłow nalewając wino Tigrowowi. Pij! Kto kocha sztukę,ten.Niech żyje sztuka!I poszło! Sztuka, zasada zespołowości, udziały, jednomyślność, solidarność i inne ideałyaktorskie.Wyjazd do Jelca, zakup herbaty, tytoniu i ubrania, wykupienie zastawionych rze-czy i opłaty jakoś się przesunęły na dalszą.bardzo daleką przyszłość.Rachunek w Bellevu-e zjadł cały dochód z benefisu.Przełożyła Zofia Kaczorowska63KALCHASKomik Wasilij Wasiliewicz Swietłowidow, tęgi, krzepki, pięćdziesięcioletni starzec, obu-dził się i ze zdziwieniem spojrzał dokoła siebie.Po obydwu stronach stojącego przed nimniewielkiego lustra dopalały się dwie stearynowe świece.Nieruchome, leniwe płomyczkimętnie oświetlały niewielki pokoik o malowanych drewnianych ścianach, pełen dymu tyto-niowego i mroku.Dokoła widniały ślady niedawnego spotkania Bachusa z Melpomeną, spo-tkania tajemniczego, lecz burzliwego i potwornego jak występek.Na krzesłach i na podłodzeponiewierały się surduty, spodnie, arkusze gazetowe, palto z kolorową podszewką, cylinder.Na stole panował dziwny chaotyczny nieporządek: tłoczyły się bezsensownie puste butelki,szklanki, trzy wieńce, pozłacana papierośnica, podstawka do szklanki, bilet loteryjny z zamo-czonym rożkiem, futerał ze złotą szpilką.Cała ta mieszanina była obficie obsypana niedopał-kami, popiołem, drobnymi strzępkami podartego listu.Sam Swietłowidow siedział w fotelu wstroju Kalchasa23. O, rety! Przecież jestem w garderobie! powiedział komik rozglądając się. A to cichryja! Kiedyż to zdążyłem zasnąć?Zaczął nasłuchiwać.Cisza grobowa.Papierośnica i bilet loteryjny żywo przypomniały mu,że dziś jego benefis24, że miał powodzenie, że podczas każdego antraktu razem ze swoimiwielbicielami, którzy szturmem zdobywali jego garderobę, pił dużo koniaku i czerwonegowina. Kiedyż to ja zasnąłem? powtórzył. Ach, stary pierniku, stary pierniku! Stary z ciebiekundel! Takeś się uchlał, żeś na siedząco zasnął.A to dobre!Zrobiło mu się wesoło.Wybuchnął pijackim śmiechem przechodzącym w kaszel, wziąłjedną świecę i wyszedł z garderoby.Scena była pusta i ciemna.Z jej głębi, z boków i widowniwiał lekki, ale wyczuwalny wiaterek.Powiewy, jak duchy, swobodnie hulały po scenie, spy-chały się wzajemnie, krążyły, igrały z płomieniem świecy.Płomyk drżał, wyginał się wewszystkie strony i rzucał słabe światło to na szereg drzwi prowadzących do garderoby, to naczerwone kulisy, przy których stało wiadro, to na wielką ramę leżącą pośrodku sceny. Jegorka krzyknął komik. Jegorka, diable! Pietruszka! Usnęliście, do licha, bodaj waspokręciło.Jegorka! A.a.a.! odpowiedziało echo.Komik przypomniał sobie, że z racji benefisu Jegorka i Pietruszka dostali od niego po trzyruble na wódkę.Bardzo wątpliwe, czy po takim datku zostali na noc w teatrze.23w stroju Kalchasa - w stroju postaci z operetki Jakuba Offenbacha Piękna Helena, wystawianej w r.1866 nascenach rosyjskich.Kalchas w mitologii greckiej był jednym z najsławniejszych wieszczków (kapłanów, wróż-bitów), towarzyszył wojskom greckim w wyprawie na Troję.Homer umieścił go w Iliadzie.W operetce Offenba-cha kapłan Kalchas to uwielbiający złoto gracz i łotrzyk.24benefis (z fr.) - przedstawienie teatralne, zazwyczaj jubileuszowe, z którego część dochodu przeznaczało siędla jubilata.64Komik chrząknął, usiadł na taborecie i postawił świecę na podłodze.Głowę miał ciężką izamroczoną, w całym ciele zaczęła się dopiero przepalać wypita masa piwa, wina i koniaku,po śnie w pozycji siedzącej osłabł i rozkleił się. Tak jakby cały szwadron nocował w gębie warknął spluwając. Et! Nie trzeba było,stary durniu, tyle pić.Nie należało.I w krzyżach łamie, i łeb trzeszczy, i febra trzęsie.Sta-rość!Spojrzał przed siebie.Ledwo mógł dojrzeć budkę suflera, loże parterowe, pulpity orkie-stry, natomiast cała widownia wyglądała jak czarna, bezdenna jama, ziejąca paszcza, z którejwyzierał chłodny, surowy mrok.Zazwyczaj skromna, przytulna, teraz w nocy wydawała siębezgranicznie głęboka, opustoszała jak mogiła i bezduszna.Komik spojrzał w mrok, potem naświecę i dalej mamrotał: Tak, starość.Stawiaj się czy nie stawiaj, udawaj durnia czy nie, ale już pięćdziesiąt osiemlat fiut! %7łycie kazało się kłaniać.Hm, tak Wasieńka.Pracowałem na scenie trzydzieści pięćlat, a teatr bodaj dopiero po raz pierwszy oglądam nocą.Zabawna heca, dalibóg! Tak, po razpierwszy.Strach bierze, do licha.Jegorka! krzyknął podnosząc się. Jegorka! A.a.a.a. odpowiedziało echo.I jednocześnie z echem gdzieś daleko, jakby w samej głębi ziejącej paszczy, zadzwonionona jutrznię.Kalchas przeżegnał się. Pietruszka! krzyknął. Gdzieście się podziali, u diabła? Panie Boże odpuść, po co jawciąż złego ducha wspominam.Daj spokój! Przestań pić, stary już jesteś, zdechnąć ci pora.Pięćdziesiąt osiem lat.W tym wieku ludzie na jutrznię chodzą, do śmierci się szykują, a ty.O, Boże! Panie Boże, zmiłuj się, jakże straszno mruknął. Gdyby człowiek przesiedział tu całąnoc, umarłby chyba ze strachu.To dopiero miejsce do wywoływania duchów.Przy słowie: duchów , przeraził się jeszcze bardziej.Hulający wiaterek, migotanieświetlnych plam pobudzały i podniecały wyobraznię w najwyższym stopniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]