[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, nie! rzekłem odwracając oczy. Niewdzięczna, która cię przysyła, wiedziała, żenaraża cię na daremne trudy.Wróć do niej, powiedz, niech się syci owocami zbrodni i jeślizdoła, niech się syci nimi bez wyrzutów.Rzucam ją bez powrotu i wyrzekam się zarazemwszystkich kobiet; żadna z nich nie będzie równie pożądana, a wszystkie z pewnością są rów-nie podłe i fałszywe.Mówiąc te słowa byłem gotów wyjść i oddalić się, nie troszcząc się już o Manon.Zmier-telna zazdrość, która szarpała mi serce, przybrała maskę martwego spokoju.Sądziłem się tymbliższym wyleczenia, ile że nie doświadczałem żadnego ze wzruszeń, które miotały mną nie-gdyś w podobnej chwili.Niestety! byłem igraszką złud miłości co najmniej w równym stop-niu jak ofiarą zdrady Manon.Dziewczyna, która przyniosła mi list, widząc, że chcę odejść, spytała, co ma powiedziećpanu de G*** M*** i damie, która była w jego towarzystwie.Na to wróciłem i w nagłej od-mianie, nieprawdopodobnej dla tych, którzy nigdy nie znali namiętności, przeszedłem zmniemanego spokoju do straszliwego wybuchu.52 Idz rzekłem odmaluj zdradzieckiemu G*** M*** i jego przewrotnej kochance roz-pacz, w jaką wtrącił mnie przeklęty list; ale powiedz, że niedługo będą się bawili mym kosz-tem: zasztyletuję oboje własną ręką.Rzuciłem się na krzesło.Kapelusz i laska wysunęły mi się z dłoni.Strumienie gorzkich łezpuściły mi się z oczu.Szaleństwo, któremu uległem przed chwilą, zmieniło się w głębokąboleść.Byłem zdolny już tylko płakać wydając jęki i westchnienia. Zbliż się, dziecko, zbliż się, skoro cię przysłano, abyś mnie pocieszyła.Powiedz, czyznasz lekarstwo przeciw wściekłości i rozpaczy, przeciw żądzy zadania sobie śmierci, zgła-dziwszy wprzód dwoje niewiernych nie zasługujących na życie.Tak, zbliż się ciągnąłemwidząc, że czyni ku mnie parę trwożliwych i niepewnych kroków. Pójdz osuszyć moje łzy,wróć pokój memu sercu, powiedz, że mnie kochasz, iżbym się przyzwyczaił do słów miłościz innych ust niż tamtej niewiernej! Jesteś ładna, może zdołam cię pokochać.Biedna dziewczyna, która liczyła niespełna siedemnaście lat i zdawała się mieć więcejwstydu, niż miewają podobne istoty, była zdumiona tą osobliwą sceną.Zbliżyła się mimo to zpieszczotą; odtrąciłem ją gwałtownie. Czego chcesz? rzekłem. Ha! jesteś kobietą, należysz do płci, której nienawidzę i któ-rej nie zdołałbym już ścierpieć.Słodycz twoja zwiastuje mi nową zdradę.Idz precz, zostawmnie.Skłoniła się nie śmiejąc nic powiedzieć i zwróciła się ku wyjściu.Krzyknąłem za nią: Powiedz przynajmniej, czemu, jak i w jakim celu przysłano cię tutaj? Jak dowiedziałaśsię o mym nazwisku i o miejscu, gdzie spodziewałaś się mnie znalezć?Powiedziała, że znała od dłuższego czasu pana de G*** M***; posłał po nią około piątej.Idąc za służącym, który jej przyniósł wezwanie, dostała się do dużego domu, gdzie zastała gogrającego w pikietę z ładną panią.Polecili jej oboje oddać wiadomy list objaśniając równo-cześnie, iż zastanie mnie w karecie u wylotu ulicy Zw.Andrzeja.Spytałem, czy nie mówilinic więcej.Odparła rumieniąc się, iż pozwolili jej mieć nadzieję, że ją zatrzymam przy sobie. Oszukano cię rzekłem tak, biedne dziecko, oszukano cię.Jesteś kobietą, trzeba cimężczyzny, ale trzeba, aby to był człowiek bogaty i szczęśliwy; nie tutaj ci go szukać.Wra-caj, wracaj do dawnego pana.Ma wszystko, co trzeba, aby zdobywać serca kobiet, rozdajepałace i pojazdy.Co do mnie, który mogę ofiarować jedynie miłość i wiarę, kobiety gardząmą nędzą i czynią sobie zabawkę z mej naiwności.Dodałem jeszcze tysiąc rzeczy gwałtownych lub smutnych, wedle tego jak namiętności meustępowały lub brały górę.W miarę wszakże jak przedłużałem własną udrękę, gniew mójostygł na tyle, aby dać miejsce zastanowieniu.Porównałem ostatnie nieszczęście z tymi, któ-rych już doznałem; pomyślałem, że nie ma powodu rozpaczać więcej niż innym razem.Zna-łem Manon.Czemu się tak martwię klęską, którą winienem był przewidzieć? Czemu nie szu-kać raczej lekarstwa? Był jeszcze czas; należało bodaj zrobić, co w mej mocy, aby nie miećsobie do wyrzucenia, iż przez zaniedbanie przyczyniłem się do własnej niedoli.Zacząłemtedy rozważać sposoby, które mogły mi otworzyć furtkę nadziei.Próbować wydrzeć Manon gwałtem z rąk G*** M*** był to krok rozpaczliwy, zdolnyjedynie mnie zgubić, i to bez widoków powodzenia.Ale zdawało mi się, iż gdybym mógłuzyskać bodaj chwilę rozmowy, zdołałbym poruszyć jej serce.Tak dobrze znałem jego tkliwezakątki! Byłem tak pewny, że ona mnie kocha! Nawet ten szalony pomysł, aby mi przysłaćładną dziewczynę dla pocieszenia mnie po stracie, założyłbym się, że jest jej dziełem, współ-czuciem dla mych cierpień.Postanowiłem wytężyć całą przemyślność, aby uzyskać rozmowę z Manon.Pośród rozma-itych dróg, które rozpatrywałem kolejno, zatrzymałem się przy tej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]