[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale na pewno był bardzo zarozumiały.Uważał się za lepszego malarza niż miał do tego prawo.Trzymał się na uboczu.W su-mie dawał się lubić.Podobno pies na dziewczyny. I naprawdę nie wiesz, co za miejsce jest na tym obrazie? Mam nadzieję, że to An-glia. Tak, raczej tak.Chcesz, żebym się dowiedział? A mógłbyś? Najlepiej będzie zapytać żonę& to znaczy wdowę.To Emma Wing, znana rzez-biarka.Niezbyt produktywna, wykonuje dość monumentalne dzieła.Możesz do niejpójść, mieszka w Hampstead.Ostatnio korespondowaliśmy z sobą, bo jak wiesz, szyku-jemy tę wystawę.Mamy też kilka jej mniejszych rzezb.Zaraz ci dam adres.Podszedł do biurka, przewrócił kartki rejestru, wreszcie zapisał coś na kartce. Masz.Nie wiem, co to znowu za straszna tajemnica, ale ty zawsze byłeś tajemni-czy, prawda? Bardzo przyjemny ten twój Boscowan, chętnie wzięlibyśmy go na wysta-wę.Napiszę do ciebie, jak będzie zbliżał się termin. Znasz może panią Lancaster? Nie powiem ci tak od ręki.To jakaś artystka? Nie, raczej nie.Staruszka, która przez ostatnich kilka lat mieszkała w domu opieki.A pytam dlatego, że była właścicielką tego obrazu, póki nie podarowała go mojej ciot-ce. Cóż, nazwisko nic mi nie mówi.Lepiej pogadaj z panią Boscowan. Jaka ona jest? Znacznie młodsza od męża.I co za charakter& Tak, charakter to ona ma.Zresz-tą sam się przekonasz.Robert wziął obraz i podał go na dół z poleceniem ponownego zapakowania. Miło mieć całą armię na każde skinienie zauważył Tommy.Dopiero teraz ro-zejrzał się uważnie po galerii. Co tu masz? spytał, krzywiąc się z niesmakiem. Paul Jaggerowski, interesujący młody Słowianin.Podobno wszystko tworzy podwpływem narkotyków.Nie podoba ci się?Tommy wpatrywał się w dużą sznurkową torbę, która zdawała się plątać po meta-licznie zielonym polu, pełnym zniekształconych krów. Szczerze mówiąc, nie.95 Filister! Chodzmy na jakiś lunch. Nie mogę.Umówiłem się w klubie z pewnym lekarzem. Ale nie jesteś chory? Wprost przeciwnie, tryskam zdrowiem.Mam tak dobre ciśnienie, że sprawiam za-wód każdemu lekarzowi, który je bada. Więc po co spotykasz się z lekarzem? Ach, muszę z nim pogadać o zwłokach rzucił beztrosko Tommy. Dzięki zapomoc.Do widzenia.2Tommy powitał doktora Murraya z pewną ciekawością.Przewidywał, że chodzi muo jakąś formalność w związku ze zmarłą ciotką, ale czemu, u licha, nie wspomniał anisłowa na ten temat przez telefon? Przepraszam za to małe spóznienie powiedział doktor Murray, ściskając rękęTommy emu ale są potworne korki, a na dodatek nie byłem pewien, jak jechać.Nieznam zbyt dobrze tej części Londynu. Cóż, współczuję, że musiał pan przepychać się aż tutaj.Mogliśmy przecież spotkaćsię w wygodniejszym miejscu. Ma pan teraz trochę czasu? Tak, w tej chwili tak.W zeszłym tygodniu wyjeżdżałem. Wiem, ktoś mi o tym powiedział, kiedy dzwoniłem.Tommy wskazał mu krzesło, zaproponował coś do picia, podsunął papierosy i zapał-ki.Kiedy obaj siedzieli już wygodnie, doktor Murray zaczął rozmowę: Na pewno wzbudziłem pańską ciekawość, ale widzi pan, mamy w SłonecznychWzgórzach pewne kłopoty.To trudna i dość nieprzyjemna sprawa, chociaż nie ma nicwspólnego z panem.Właściwie nie mam prawa pana niepokoić, ale może przypadkiemwie pan coś, co mogłoby mi pomóc. Oczywiście, zrobię, co w mojej mocy.Czy chodzi o moją ciotkę? Nie, przynajmniej nie bezpośrednio.Chociaż w pewien sposób jest ona powiąza-na ze sprawą.Ale& czy mogę liczyć na pańską dyskrecję? Tak, naturalnie. W rzeczy samej rozmawiałem kiedyś z naszym wspólnym znajomym.Opowie-dział mi trochę o panu.Jak zrozumiałem, podczas wojny pełnił pan dość delikatną mi-sję? Och, nie traktowałbym tego aż tak poważnie odparł Tommy z kamiennym wy-razem twarzy.96 Nie, nie, doskonale rozumiem, że o tym się nie mówi. Te sprawy raczej nie mają teraz znaczenia.Od wojny minęło tyle lat& Byliśmywtedy z żoną bardzo młodzi. Tak czy inaczej, to, o czym chcę z panem pogadać, nie ma z tamtą sprawą nicwspólnego.Wiem jednak, że mogę mówić szczerze i w zaufaniu, że niczego pan nie po-wtórzy, choć oczywiście wszystko to może kiedyś wyjść na jaw. Ma pan na myśli te kłopoty w Słonecznych Wzgórzach? Właśnie.Niedawno zmarła jedna z naszych pacjentek, niejaka pani Moody.Niewiem, czy pan się kiedyś z nią zetknął, a może ciotka wspominała to nazwisko? Pani Moody? zastanowił się Tommy. Nie, nie przypominam sobie. Nie należała do tych najstarszych.Nie przekroczyła siedemdziesiątki i w zasadzienic jej nie dolegało.Ot, po prostu starsza pani bez bliskich krewnych i bez osoby, któramogłaby się nią zaopiekować w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]