[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spodobał się jej tak, że aż ją szarpnęło, ale opanowała nawet błysk oka, boskoro do spółki z Konradem posiadał nadwyrężonego fiata, bogaty być nie mógł.Nie,dosyć tego, won z romansami dla ubogich! Mój kumpel przecknął się Konrad. Janusz Dębicki.Moja siostra, Jola.Muszętej informacji udzielać od razu, bo inaczej lęgnie się gadanie, że podrywam takie star-szawe.44 Idiota powiedziała łagodnie Jola, a kumpel się roześmiał. W tej firmie? spytał, czyniąc gest głową w kierunku niewielkiej tabliczki infor-macyjnej. Ona, zdaje się, niezła? Ujdzie. Główny wspólnik to.taki gruby.no, jakże on się nazywa. Karol Wolski.Zciśle biorąc, właściciel.I całe szczęście. Bo? odezwał się Konrad niewinnie.Jolą miotnęło. Jak ci pokażę bo , to się mamusia zdenerwuje! Cholernik jeden, o mało co ci nieodpowiedziałam! Precz ode mnie, ty pomiocie szatana!Konrad pękał ze śmiechu, a kumpel Janusz patrzył pytająco i z zaciekawieniem, Jolazatem poczuła się zmuszona wyjaśnić, iż jej młodszy o pięć lat braciszek całą rodzinęwykończył upiornym bo? , które wymagało odpowiedzi.Człowiek siniał na twarzy,zanim zdołał opanować tę orgię udzielanej wiedzy. Mnie dobił ostatecznie, kiedy jechaliśmy na wakacje pod Zakopane dodała po-nuro i wpadło mi do głowy, zaćmienie umysłu chyba miałam, powiedzieć mu, że tegóry są bardzo wysokie.Oczywiście zapytał: Bo? z okropnym naciskiem, pięć lat miałwtedy, a ja wyraznie poczułam, że mi się coś robi.O ruchach górotwórczych zaczęłambełkotać, trochę wiedziałam, ale mało, zdaje się, że z Giewontu zrobiłam czynny wul-kan, w końcu dostałam histerii i przysięgłam, że go zabiję.A on wtedy zapytał: Bo?.Noi była hopa rodzinna, siłą mnie od niego odciągali. Naderwałaś mi ucho przypomniał Konrad z uciechą. Ale ci przyrosło! W życiu więcej na żadne bo nie odpowiem!Janusz Dębicki, rozweselony, powtórzył swoje pytanie. A swoją drogą, dlaczego ten gruby Wolski stanowi szczęście? To bardzo intrygu-jąca opinia o szefie. Ponieważ wie, czego chce odparła Jola. Sam o wszystkim decyduje, błyska-wicznie, i nie ma żadnych wahań, narad i kręcenia.Pracować dla niego, to prawie przy-jemność, tyle że męcząca, bo nie toleruje błędów, niedociągnięć ani pomyłek.Ale dziękitemu szlifuję języki. I tak wcześnie kończycie pracę? Skąd, kto kończy? On tam siedzi w oku cyklonu, rozkręca nowy interes, a ja wła-śnie lecę po dodatkowe materiały do tłumaczenia.Resztę doby mam z głowy. To czego tu jeszcze stoisz? spytał surowo Konrad. My tak prędko nie odje-dziemy, nie ma obawy, nie licz na transport. Ciekawa rzecz ciągnął swoje Dębicki. Z tego wynika, że ten Wolski odwalaniezłą robotę.Codziennie tak tkwi w kieracie do wieczora?Joli ziemia już się paliła pod stopami, ale jakoś przyjemnie jej się z kumplem brata45rozmawiało.Jakby się znali od dawna. Wcale nie, przeważnie wychodzi wcześniej i robi, co mu się podoba.Teraz jest sy-tuacja podbramkowa, ale moim zdaniem pojutrze sfinalizuje sobie wszystko i pojedzie,na przykład, do Wiednia.Albo nad jakieś jeziora.Lubi wodę. Co się tak czepiasz tego Wolskiego? zirytował się Konrad. Bierzmy się za ro-botę, bo do jutra nie skończymy! Ciekawi mnie wyznał Dębicki. Słyszałem o tym jego biznesie.Podobnowcale nie jedzie na kantach, a efekty ma rewelacyjne, takie ploty biegają.Nawet myśla-łem, czyby się samemu nie zahaczyć.Nie ma on tam posady dla malarza ściennego?Jolę malarz ścienny nieco zmroził, przez co ogień pod nogami buchnął jej silniej. Nie wiem.Mogę go zapytać.Mnie część krajowa nie dotyczy.No dobra, lecę, o,taksówka.! Cześć chłopaki, wesołej zabawy!Obaj patrzyli przez chwilę za odjeżdżającą Jolą. Bóg ci zapłać powiedział Konrad z wdzięcznością. Skąd wiedziałeś, że toakurat on.? Taki bystry jestem, zgadłem za pierwszym razem.Nie ma sprawy.W razie czegomogę robić czasami za bezrobotnego pacykarza, podoba mi się twoja siostra.Daj tylkocynk. Dobra, stoi.To z godzinę luzu chyba mam, nie? Może nawet dwie, ale byłbym ostrożny.Jola z taksówki nie mogła już widzieć, że kompletnie zepsuty samochód okazał sięnagle w pełni sprawny.Zatrzaśnięcie maski, zapalenie silnika i odjazd obu młodzień-ców trwały kilkanaście sekund.Na ten widok zdziwiłaby się zapewne i może nawet za-częła coś myśleć.Justynka grzecznie jezdziła autobusem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]