[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prowadziły z niego drzwi jeszcze dalej.Zajrzeli tam, znalezli następny korytarzyk i drugie wyjście.- No i gdzie tenpan Wolski? - spytał, Bartek, nieco zdezorientowany.- Nie wiem - odparłaJaneczka.- Potrzebny będzie Chaber.W drzwiach za nimi pojawił się Pawełek, również przyświecający sobiereflektorkiem.- Wszędzie pusto - zaraportował.- %7ływego ducha nie ma.- Oddaj Chabra - zażądała jego siostra.- Jest tutaj.Janeczka odwróciła się do psa.-Pan Wolski, piesku! Gdzie pan Wolski? Chaber zawrócił.Wbiegł do tego pustegomagazynu i bez namysłu tknął nosem w jeden komplet półek.Węszył w miejscu,gdzie się stykały ze ścianą i co chwilę oglądał się na swoją panią.- Czyli tusą drzwi - zaopiniował Pawełek.- Jakoś to się musi otwierać.Do roboty! Dopieropo paru minutach i oczywiście przy pomocy psa odkryli, że trzeba wyjąć jedną zpółek.Za nią znajdowało się coś w rodzaju zamka.- No tak - powiedział Bartek zuznaniem.- Nareszcie mam co robić! Dokładnie po dwunastu minutach wysiłkówzamek uległ i rzeczywiście cały ten zestaw półek okazał się drzwiami.Za nimiznajdowały się wąskie schody do piwnicy i jeszcze jedne drzwi.Bartek załatwiłje w natchnieniu.W małym i niskim pomieszczeniu, całkowicie pozbawionym okien,leżał na środku podłogi, związany i zakneblowany, pan Wolski.Oczy miałzamknięte i gdyby nie Chaber, uważaliby, że umarł.- Dobrze, że mam nożyczki wtym scyzoryku - szepnął zatroskany Pawełek.- Nylonowe najlepiej nożyczkami.-Nie wiem, co z tym plastrem - szeptała dość rozpaczliwie Janeczka.- Oderwać.?Tak, szarpnięciem.? Może nie poczuje, jeżeli jest nieprzytomny.- Spróbujcienajpierw ręce - szeptał Bartek.- Może trochę wody, albo co, jak oprzytomnieje, sam sobie oderwie.I w tymstrasznym momencie usłyszeli kroki nad głową.Tupot nóg.Sytuacja uczyniła sięprzerażająca, nieprzytomny pan Wolski, jeszcze nie do końca porozcinany, tapiwnica, otwarte drzwi do niej, wszystkie ślady ich pobytu.A na górzetajemniczy przeciwnik.Pierwsza odzyskała równowagę Janeczka.- To chyba Stefek - powiedziała pośpiesznie.- Chaber nic nie powiedział.Głos Stefka z góry najpierw przyniósł ulgę niebotyczną, a potem napełniłprzerażeniem.- Hej, jesteście tam? - wołał już ze schodów przenikliwym szeptem.- Ktoś tu jedzie.! -Chaber.! - krzyknęła dziko Janeczka.Runęła do góry,wypchnęła z powrotem Stefka, potknęła się o stos krzeseł w pierwszym magazynie,wypadła na zewnątrz.Chaber biegł ku niej od narożnika budynku, machając ogonemi popiskując radośnie.Janeczka przez krótką chwilę czuła, jak robi się jejsłabo i nogi się pod nią uginają.-To Rafał - powiedziała omdlałym głosem do Stefka, który znajdował się tuż zanią.- Powiedz mu, co trzeba, a ja tam wracam.Pan Wolski leży w piwnicy.Pawełek i Bartek omal się nie podusili w drzwiach i na ciasnych schodach.Bartektrzęsącymi się rękami usiłował zamknąć wszystko, co pootwierał, nie bacząc, żepołowiczne porozcinanie więznia samo w sobie stanowi wystarczający dowód ichdziałalności.Wlazł Pawełkowi na nogę.Przy fałszywych półkach spotkaliwracającą Janeczkę.Janeczka odzyskała już równowagę i zimną krew.- Co za okropne przeżycia - powiedziała z niezadowoleniem.- Rafał przyjechał.Przestańcie się tu miotać, wracamy! Trudności wcale się nie skończyły.Pawełkowistępiły się nożyczki, śliska żyłka nylonowa wymykała się z nich.Janeczkazaczęła mamrotać coś o apteczce, którą Rafał woził w samochodzie, samej sobieczyniąc wyrzuty, że jej nie zabrała.Bartek próbował podłożyć pod głowę panaWolskiego złożoną, średnio czystą chustkę do nosa.Nad nimi znów rozległy siękroki.- Mam nadzieję, że do pilnowania zostawili Chabra - wymamrotałaniespokojnie Janeczka wśród uwag o spirytusie salicylowym, amoniaku, aspirynie ijodynie.Nagle pan Wolski otworzył oczy i usiadł.Na chwilę zamarli w swoichzabiegach ratowniczych.Pan Wolski poruszył uwolnionymi już rękami, pomasowałpalce, sięgnął do ust i jednym ruchem zdarł z nich plaster.Pawełek syknął.PanWolski wyjął z ust kłąb czegoś i odchrząknął.- Wody - powiedział samymiwargami.Bartek poderwał się jak ukąszony.Runął w drzwi i z impetem trafiłgłową prosto w żołądek schodzącego właśnie Rafała.Rafał nagle usiadł.- Wody!!!- wrzasnął Bartek okropnie.- Kretyn - powiedział Rafał zduszonym głosem.Siedząc na stopniu, zajmował całą szerokość schodów i nie wyglądało na to, żepodniesie się szybko.Za nim Bartek ujrzał Stefka.- Wody! - krzyknął do niegogorączkowo.- Rób, co chcesz, ale przynieś wody! NIE z Wisły!" Czekał,zdenerwowany, aż Stefek spełni polecenie.Po niezbyt długiej chwili przybyła nadół fajansowa miska, nieco nadtłuczona.- Więcej naczyń nie ma - powiedziałStefek zza Rafała.- Czekałem, aż zleci zardzewiała, ale chyba nie całkiem.-Więcej naczyń nie ma - powtórzył Bartek do pana Wolskiego przepraszającym tonem.- I takie trochę może panu nie zaszkodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]