[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałam powściągnąć wnio-ski własne, ale ulewały się ze mnie jak z dziurawej beczki.Dominik żerował na każdejpadlinie, jaka mu wpadła w ręce, a mocno już podejrzewałam, że, w razie potrzeby, samczynił padlinę z żywej istoty.Mnie też niewiele brakowało.Major okazał mi coś w rodzaju współczucia. No tak powiedział, zmartwiony. Potwierdza pani nasze przypuszczenia.Alemiałem nadzieję, że zna pani więcej konkretów, jakieś nazwiska.? Nazwiska to mi nawet czasami wpadały w oko, ale nie zwracałam uwagi.Kiedyśwstąpiłam do niego bez zapowiedzi, miałam po drodze, kartka ze spisem leżała na stole.Taka pognieciona i wyprostowana, jedno tam zauważyłam, akurat pierwsze.Pustynko.Zapamiętałam, bo mi się, nie wiadomo dlaczego, skojarzyło z różą pustynną.Więcej nic,schował ją od razu.No i ten Mariusz Wleczony.A! I jeszcze facetka, szukała go przeztelefon bardzo pilnie, dzwoniła do mnie, jak ona się.Wiem! Kaja Peszt.Tak się przed-stawiła. Dawno to było? Na jakiś rok przed naszym rozstaniem.Pięć do sześciu lat temu. A ten, co wyszedł z restauracji.Może go pani opisać? Mętnie wyznałam ze skruchą. Pamiętam, że robił dobre wrażenie.Krótkiewłosy, miła twarz, takie łagodne rysy, nic ostrego.Zredni wzrost.o, z pięć centyme-trów wyższy od szefa sali.Nie gruby i nie chudzielec, wiek.tak koło czterdziestki.Zachowanie kolidowało z wyglądem. Co pani chce przez to powiedzieć? Wydawał się sympatyczny i dobrze wychowany, a odwrócił się i wyszedł jakośtak.prawie po chamsku.Może przesadzam, ale musiało w tym coś być, skoro go dodziś pamiętam, można powiedzieć, że wrażenie w oczach mi stoi.Siedziałam z majorem z tyłu, porucznik z przodu, odwrócony ku nam.Dostrzegłam,że wymienili między sobą błyskawiczne spojrzenie. Dochody. wymknęło się z ust porucznikowi. No właśnie zgodził się z nim major. yródła dochodów pana Dominika panizna? Odgaduję powiedziałam z goryczą. I też na bazie wniosków i przypuszczeń.Teraz prawdopodobnie będę szkalować nieboszczyka.Ostrzegam, że mogę się mylić.Z całej siły starałam się temperować własne poglądy, ale i tak obraz Dominika wy-szedł nie bardzo pięknie.Uprzedziłam kolejne pytanie majora.97 I od razu się przyznam, dlaczego z nim tyle lat wytrzymałam, bo już widzę, żepan się dziwi.Z głupoty.Zakochałam się w nim i uwierzyłam w jego doskonałość, a onmnie otaczał opieką.Tak mi się, w każdym razie, wydawało.I nic mi nie przychodziłodo głowy, podejrzenia dusiłam w zarodku.Trochę potrwało.A potem sam mi się pod-łożył, wprost powiedział, że jakąś korzyść ze mnie musi mieć.I zaczął mi dawać za przy-kład panią Kołek, dzięki czemu moja wielka miłość zdechła ostatecznie.Wtedy wresz-cie bielmo spadło mi z oczu, a myśl zyskała swobodę.Jeśli nie może pan tego zrozu-mieć, niech pan się poradzi jakiejkolwiek kobiety, może być żona.W dziedzinie uczućmy wszystkie jesteśmy nie do pojęcia głupie. Nie, ja to rozumiem powiedział major z wyraznym zakłopotaniem. To zna-czy owszem, tak raczej zewnętrznie, nie w sobie. W sobie! prychnęłam. %7ładen mężczyzna w sobie czegoś podobnego nie od-czuje, musiałby nie być mężczyzną! Bardzo trafna uwaga.A co z panią Kołek? O niej też pani wszystkiego nie powie-działa. I nadal nie mam chęci mówić, bo mnie to napełnia niesmakiem.Ale powiem, sko-ro trzeba.Nie mam pojęcia, skąd ją wziął, ale.Zaraz, ja wcale nie wiem, czy to praw-da, bo Dominik mi to mówił, a może zełgał? Nie sprawdzałam.Podobno była żoną ja-kiegoś dostojnika partyjnego, poślubił ją, jako młodą dzieweczkę, pod koniec minione-go ustroju.Jeśli pan to wszystko nagrywa, jako dżentelmen i człowiek honoru wykasu-je pan moje osobiste zwierzenia. O ile nie okażą się niezbędne w dochodzeniu, może pani być spokojna.Gdybyśmyrozgłaszali prywatne sprawy niewinnych ludzi, nikt by nie chciał z nami rozmawiać. I tak nie chcą mruknął porucznik. Ja chcę zaprzeczyłam stanowczo. Tyle że z umiarem. Umiar mogę pani zagwarantować.Poufne i niepotrzebne rzeczy idą ad acta, doarchiwum. Do archiwum! wyrwało mi się drwiąco. Cha, cha.A skąd niby pani Kołekrozmaite dokumenty dla Dominika wywlokła? Z rozkładu jazdy, co? Młodą dziewecz-ką podobno małżonek poniewierał, przymuszając ją do świadczenia usług innym, za-przyjaznionym, względnie wrogim dostojnikom, wysługiwali się nią, dziwnie jakoś, bo.Chociaż nie, nie dziwnie, w dawnych czasach też służba nie była uważana za ludzi i pań-stwu we łbach nie zaświtało, że ta służba ma oczy, uszy i gębę.Nihil novi sub Iove, po-dobnie, mam wrażenie, traktowano panią Kołek, która w dodatku rozumiała układy,przerastając mnie w tej dziedzinie o siedemnaście pięter.Dzięki czemu ścisłe związkisprzed ćwierćwiecza pozostały, a w chwilach przełomowych rozmaite archiwalne i ści-śle tajne materiały zdobyła, uchroniła i nowemu władcy przekazała.Okazała się przy-datna.Tyle zdołałam wydedukować z napomknień Dominika, bo on niczego nie lubił98mówić wyraznie, i wcale nie wiem, ile w tym prawdy.Dawał mi do zrozumienia, że maw niej coś w rodzaju wiernej sługi, a w ogóle pojawiła się, najpierw mgliście, pózniejwyrazniej, dopiero w ostatnich dwóch latach naszego związku.Może ją znał od urodze-nia, tego nie wiem.Zdaje się, że rozpowszechniała jakieś plotki na mój temat, ale byłytak strasznie głupie, że nawet ich nie zapamiętałam. Ani jednej?Zastanawiałam się przez chwile, usiłując przypomnieć sobie śmiertelne idiotyzmy,którymi Dominik próbował mnie przytłaczać. Zaraz.Moment.Miałam cholernie trudną korektę, ale cudowną, na temat arche-ologii, tłumaczenie z angielskiego, musiałam, na prośbę autora, konfrontować z orygi-nałem, znam angielski, dwukrotnie.nie, przepraszam, trzy razy, raz prywatnie i przezprzypadek, ten autor podwiózł mnie do domu z całym chłamem, papier jest ciężki.Po czym dowiedziałam się, że mam gacha, którym kompromituję Dominika.Idiotyzmdenny.A raz po pijanemu zrobiłam awanturę w knajpie Lotos.gdzie, u diabla, jestknajpa Lotos.?.wykrzykując jakieś urągliwe teksty pod adresem pani Kołek i Domi-nika.Wyrzuty mi czynił elegancko, nie bacząc na to, że nie rozumiem, co mówi, i otu-manił mnie doszczętnie.Zdaje się, że była to robota pani Kołek, ale przecież nie mo-głam aż takich głupot traktować poważnie? Więc już reszty nie pamiętam.Coś mi cho-dzi po umyśle, że jakieś jego tajemnice komuś wyjawiałam, ale naprawdę już nie wiem,jakie i komu.Przyznam się panu, że od czterech lat przestało mnie to kompletnie ob-chodzić. Nienawidziła pani Michaliny Kołek?Zdumiałam się niebotycznie. Ma pan zle w głowie? Przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]