[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widoczne to było na nim jakoczekiwanie na psie, pies na swojego pana też czeka całym sobą.Zygmuś ruszył za nimposuwistym krokiem, miał długie nogi i doganiał go szybko.158 Na dalszy ciąg nie czekałam.Wydry nie było nigdzie, odnalazłam zatem pana Janusza.Dzięki Zygmusiowiwiedziałam, gdzie mieszka.Siedział w domu, uznawszy pogodę za niezbyt plażową,siostrzeniec zaś jezdził na wrotkach po okolicznych alejkach.Ucieszył się na mój widokogromnie, bo zapewne się nudził. Co to było wczoraj, na tym pokerze?  spytałam bez żadnych dyplomatycznychzabiegów. Dlaczego pani Nina tak znienacka wyleciała? Przegrała czy wygrała? Wygrała oczywiście  odparł pan Janusz żywo. A dlaczego nagle wyleciała,powiem pani, że nie wiem.Jakoś tak ni z tego, ni z owego pokłóciła się z mężem i jeszczez drugim facetem równocześnie, zerwała się, obrażona, i wybiegła.Przyznam się panido podejrzeń.Tak mi się wydaje, że chciała ocalić wygraną, gdyby została dłużej, mogławszystko stracić, nie chciała już wchodzić do gry.Ta kłótnia to był pretekst.Pan Janusz głupi nie był, mogłam mu uwierzyć.Owszem, to było prawdopodobne.Jedno miałam z głowy.Znalazłam wreszcie i Wydrę.Samotnie siedziała w kawiarni  Pelikana , gapiąc sięprzez okno i dziubiąc jakąś galaretkę.Bez namysłu przysiadłam się do niej.Komunikat o niezwykłej batalii pod  Albatrosem miał prawo rozejść się już pocałej miejscowości i mogłam na ten temat już mnóstwo usłyszeć.Nie powinnam tylkowiedzieć, że ona uczestniczyła w tej bitwie prawie osobiście. Podobno było wczoraj straszne mordobicie  powiedziałam wścibskoi plotkarsko. Tak słyszałam od ludzi, tylko nie jestem pewna, gdzie.Pod  Pelikanem ,pod  Albatrosem czy pod Plastykami.Niektórzy mówią nawet, że pod tym wielkim,jakże on się nazywa, chyba coś od siarki.Albo od miedzi. Pod  Albatrosem  odparła Wydra melancholijnie bez najmniejszego oporu,nie wdając się w pozostałości po siarce i miedzi. Byłam przy tym i w ogóle nierozumiem, o co komu poszło.Mój mąż zwariował i też się bił.A ja mam przez to ciężkiezmartwienie. Bo co się stało? Uszkodzili go? Kogo? Mojego męża? A skąd, nic mu się nie stało, siniaka ma na nodze i tyle.Jojczy,oczywiście, jak każdy mężczyzna, ale nie o to chodzi.Zrobiłam głupstwo, właściwie nic,a wynikło z tego wielkie halo.Popatrzyłam na nią pytająco i w milczeniu, bo jest to najlepszy sposób, żebyrozmówca nie wytrzymał i powiedział coś więcej.Wydra nie stanowiła wyjątku.Wzruszyła ramionami i odsunęła od siebie pucharek z rozgrzebaną galaretką tak, jakbyco najmniej znalazła w niej karalucha. Ta panda, o którą pani pytała.Pamięta pani? Oczywiście. Ten znajomy jeszcze jej nie dał tamtemu dziecku, ma ją, a dla mnie to jest maskotka.159 Mówiłam pani, przynosi mi szczęście.Namówili nas wczoraj na pokera, miałam akuratochotę zagrać i chciałam mieć maskotkę przy sobie, poszłam do Plastyków, a panStanisław, on tam mieszka, robił coś przy swoim samochodzie, miał otwarte drzwiczkii bagażnik.Miś był w bagażniku, poznałam torbę i zabrałam go sobie.Już odchodząc,powiedziałam, że go pożyczam na wieczór, ale chyba nie usłyszał, wzięłam niedzwiedziana pokera i nie wiem, dlaczego wszyscy się o niego awanturowali.Seweryn chciał migo odebrać, rano pan Stanisław żądał zwrotu wręcz ordynarnie, tymczasem panda jestw proszku.Bili się nią i pękła.Mąż pojechał do Gdańska, żeby kupić drugą taką samą,bo mi głupio przyznać się do zniszczenia.Niech pani o tym nikomu nie mówi.Pomyślałam, że ten Bertel chyba zwariował, trzymać niedzwiedzia z nadzieniemw bagażniku! No, co prawda na strzeżonym parkingu.Musiał się szalenie ucieszyć,kiedy wykrył, że mu go Wydra podwędziła, powinien go trafić szlag na miejscu. Ja mogę nie mówić  zgodziłam się  ale zdaje się, że tę bitwę pół Krynicywidziało.Różni ludzie mogli zauważyć, że w robocie jest niedzwiedz.On duży dosyć. Ale jak mu oddam nowego, to już nie będzie ważne.Ludzie mogli zle widzieć.Przestanie się czepiać.Poza tym, oszukał mnie, a ja tego nie lubię. Kto panią.? Pan Stanisław.Powiedział wcześniej, że już tego niedzwiedzia nie ma, oddał godziecku.Prawdę mówiąc, zapomniałam o tym i dlatego to tak śmiesznie wypadło.Zmiesznie.! O Jezu. Zapomniała pani, że powiedział, że nie ma i dlatego pani do niego poszła? upewniłam się. No właśnie.I przypomniałam sobie akurat, jak stanęłam nad tym bagażnikiem,ust nie zdążyłam otworzyć, pomacałam przez torbę, bo mógł tam włożyć coś innego,i oburzyło mnie, że skłamał.I właściwie przez zemstę zabrałam mu go tak podstępnie.Ale teraz trochę mi głupio, chociaż z tą pandą już trzeci raz wygrałam.Uznałam za słuszne pocieszyć ją nieco. E tam.Mąż odkupi, odda mu pani nowego i nie będzie zawracał głowy.No, tyle żetrzeba tutaj, bo to dziecko przebywa pewnie gdzieś w okolicy. Ja też tak uważam  przyświadczyła Wydra dość beztrosko.Nie bardzo wiedziałam, co powinnam teraz zrobić.Zdobyte informacje nie byływprawdzie epokowe, ale należałoby je może przekablować wspólnikom.Zanim przyszłomi na myśl, że mogłam z  Pelikana zadzwonić do któregoś z nich, już ruszyłam naposzukiwania.W pierwszej kolejności nie znalazłam Bodzia.Ubrał się w gips, cholernik, i wyszedłz domu.Dokąd go diabli zanieśli przy takiej pogodzie? Wiatr przeistoczył się w huragan,sypał śmieciami i szarpał odzieżą, w zębach zgrzytał piasek, pędzące po niebie chmuryzakryły słońce.Objechałam całą miejscowość i ujrzałam go wreszcie na dworcu PKS160 w stanie poniekąd kolizyjnym.Jakaś dziewczynka na wrotkach wjechała mu w ten całygips i wytrąciła z ręki jedną szwedkę, powinien był symulować bezradność całkowitą, alewychodziło mu to zgoła odwrotnie.Zatrzymałam samochód, wysiadłam w pośpiechu,żeby go utemperować i natknęłam się na panią Jadwigę.Panią Jadwigę znałam od osiemnastu lat i przemieszkałam u niej w Piaskachco najmniej półtora roku w małych kawałkach.W jej domu właśnie, na ocienionejwerandzie, spożywałam z Bodziem konspiracyjne śniadanko.Kobieta spokojnai opanowana, teraz prezentowała wyjątkowe zdenerwowanie. Waldek z Mieszkiem są na morzu  powiedziała od razu, kiedy spytałam, czy cośsię stało. Popłynęli po sieci, bo wiatr poszarpie, trochę za pózno wypłynęli i widzipani, co się dzieje.Rozbujał się sztorm.Nie wiem, czy już wrócili, i niepokoję się.Też bym się niepokoiła, gdyby mój mąż i syn przy tej pogodzie znajdowali się namorzu.Zdziwiłam się, że nie wraca do domu. Czym?  spytała z goryczą. Widzi pani autobus?Autobus siedział na kapciu, był to właśnie autobus do Piasków.Nikt nawet niepróbował podlewarować go ręcznie, czekali na pomoc techniczną.Pomoc technicznazajęta była chwilowo przy jeżdżącym dzwigu w porcie rybackim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl