[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniał sobie wystające z paszcz i ociekające śliną wilcze kły, wyobrażając sobie kupkę wylizanych do czysta, białych jak świeży śnieg kości.W brzuchu mu zajęczało, jakby zamiauczał kot.Znowu odwrócił wzrok od mięsa.Było takie zakrwawione, takie.okropne.Taki surowy płat nigdy by się nie znalazł na złoconych talerzach w jadalni Gałatinowów.Kiedy pojedzie do domu i gdzie są jego matka i ojciec? Ach tak, nie żyją.Wszyscy nie żyją.Coś zamknęło się w jego pamięci, jak pięść kryjąca tajemnice w swym wnętrzu, i już nie mógł myśleć o rodzicach ani siostrze.Wbił wzrok w królicze mięso, czując, jak ślina napływa mu do ust.„Jeden kęs - pomyślał.- Tylko jeden.Chyba nie będzie tak źle smakowało”.Wyciągnął rękę i dotknął mięsa.Przestraszona mucha zatoczyła krąg nad jego głową, przepędził ją machnięciem ręki.Popatrzył na swoje palce i zobaczył, że zabarwiły się nieco na końcach na czerwono.Powąchał je.Poczuł woń metalu.Przy­pomniało mu to ojca oliwiącego srebrzystą szablę.Oblizał palce i poczuł smak krwi.Ani zły, ani też szczególnie dobry.Kojarzył mu się z zapachem dymu i był nieco gorzki.Ale i tak w brzuchu zaburczało mu jeszcze głośniej, a do ust napłynęło więcej śliny.Gdyby umarł, wilki, a Wiktor był jednym z nich, rozerwałyby go na strzępy.Musiał więc żyć, taka była prosta prawda, a jeżeli chciał żyć, to musiał się przemóc i zjeść zakrwawiony ochłap.Machnął ręką na natrętną muchę i podniósł królicze mięso.Było nieco śliskie i jakby pokryte olejem.Może też przywarło do niego trochę włosów z futra, ale nie przyglądał mu się zbyt uważnie.Zamknął mocno oczy i otworzył usta.Żołądek skurczył mu się w odruchu wymiotnym, ale był całkiem pusty.Włożył mięso do ust i ugryzł je.Soki z mięsa rozlały się po języku Michaiła, smakowały słod­ko i dziko.W głowie mu łomotało, kręgosłup bolał, ale zęby zachowywały się tak, jakby to one kierowały wszystkimi innymi częściami ciała.Zaczął odrywać kęsy mięsa i gryźć je.Pocho­dziło ze starego, twardego królika, który był mocno umięśniony i nie chciał łatwo poddać się jego zębom.Krew i osocze spły­wały mu po podbródku, a on, Michaił Gałatinow, o sześć dni i cały świat odległy od chłopca, którym był poprzednio, rozrywał żarłocznie mięso zębami i połykał je z przyjemnością.Kiedy dotarł do kości, obgryzł je do czysta i zaczął mocować się z nimi, żeby je złamać i dostać się do szpiku.Jedna z mniejszych kości pękła, odsłaniając czerwoną zawartość.Zagłębił język w złama­ną kość i wyssał galaretowatą, krwawą masę.Zjadł ją tak, jakby to był najwspanialszy posiłek w jego życiu, podany mu na złotym talerzu.Po chwili wypuścił puste kości z zakrwawionych palców i kucnął nad ich resztkami, oblizując usta.Wstrząsnęło to nim jak jakieś przerażające objawienie - sma­kowało mu krwiste mięso.Smakowało mu bardzo.I na tym nie koniec - chciał jeszcze.Kolejny atak kaszlu targnął Andriejem i zakończył się rzężą­cym odgłosem.Trzęsąc się cały, mężczyzna wykrztusił słabym głosem:- Wiktor? Wiktor?- Nie ma go tu - powiedział Michaił, ale Andriej dalej wołał Wiktora raz głośniej, raz ciszej.W jego głosie słychać było strach i okropne znużenie.Michaił przysunął się do Andrieja.Poczuł nieprzyjemny zapach, kwaśny zapach zgnilizny.- Wiktor? - szepnął Andriej.Jego twarz była niewidoczna; spod przykrywających go skór widać było tylko mokre od potu ciemnoblond włosy.- Wiktor.proszę cię.pomóż mi.Michaił wyciągnął rękę i zerwał okrycie z twarzy Andrieja.Mógł on mieć może osiemnaście, dziewiętnaście lat.Jego błyszcząca od potu twarz była szara jak zużyta ścierka.Popatrzył na Michaiła zapadniętymi brązowymi oczyma i chwycił go za rękę wychudzonymi palcami.- Wiktor - wyszeptał.Usiłował podnieść głowę, ale nie miał na to dość siły.- Wiktor.nie pozwól mi umrzeć.- Wiktora tu nie ma - powtórzył Michaił, próbując się wy­rwać, ale palce Andrieja zacisnęły się jeszcze mocniej na je­go ręce.- Nie pozwól mi umrzeć.Nie pozwól mi umrzeć - błagał, patrząc na Michaiła szklistymi oczami.Zakaszlał lekko i nagle potężny spazm targnął jego wychudzoną, pożółkłą klatką pier­siową.Kolejny napad kaszlu był już gwałtowniejszy, Andriej drżał na całym ciele.Chwycił go atak duszności.Michaił jeszcze raz spróbował się wyrwać, ale chory nadal go nie puszczał.W głębi jego piersi rozległo się jakieś okropne rzężenie, jakby przesuwało się w nich coś mokrego.Otworzył szeroko usta i za­kaszlał gwałtownie, łzy polały mu się z oczu.Coś zaczęło wysuwać się z ust Andrieja.Coś długiego, białego i drgającego.Michaił zamrugał oczami, czując, jak krew odpływa mu z twa­rzy.Na kamiennej posadzce obok głowy Andrieja zobaczył wi­jącego się robaka.Chory znowu zakaszlał i wtedy rozległ się odgłos czegoś ciężkiego obrywającego się w jego płucach.Z ust popłynęły mu białe robaki, wiły się i splątywały ze sobą.Pierw­sze były czyste i całkowicie białe, następne już pokrywała jaskrawoczerwona krew z płuc.Andriej zadrżał targany torsjami, patrząc na przerażonego chłopca.Otworzył szeroko usta, żeby robaki, które zaczęły się już wysuwać z jego nozdrzy, mogły wydostać się na zewnątrz.Dusił się, kiedy jego ciało wyrzucało na zewnątrz tkwiące w nim pasożyty.Czerwone i oślizłe robaki ciągle wypływały i spadały na posadzkę.Michaił krzyknął i wyrwał rękę, zostawiając pod paznokciami Andrieja strzępy skóry.Chciał się podnieść, ale potknął się o własne stopy i upadł do tyłu, uderzając się dotkliwie plecami o kamienie posadzki.Andriej uniósł się na posłaniu z czarnymi od krwi robakami wypływającymi mu z ust i wyciągnął dłoń, usiłując odnaleźć rękę Michaiła.Chłopiec, bliski wymiotów, po­czuł, że królicze mięso podchodzi mu do gardła.Zdusił ten odruch, myśląc o wilczych zębach, które mogą rozedrzeć go na strzępy.Andriej podniósł się na kolana i z okropnym, rozrywającym płuca kaszlem wyrzucił z ust czarną plątaninę wielkości męskiej pięści.Robaki spłynęły mu z ust po piersiach, a za nimi chlus­nęła czysta, ciemna krew.Upadł na twarz.Był nagi.Jego ciało powlekło się żółtoszarym odcieniem śmierci.Twarde mięśnie zadrgały pod skórą i przez całe pokryte potem ciało zaczęły przebiegać fale dreszczy.Michaił zobaczył ciemny cień rozpełzający się po plecach.Z porów w skórze Andrieja zaczęły wy­strzelać brązowe włosy.Po paru sekundach pokryły jego ramiona i zaczęły się rozprzestrzeniać po plecach, pośladkach, udach, dłoniach i palcach.Andriej podniósł twarz i Michaił zobaczył, że jest w trakcie przemiany.Krew nadal płynęła mu z wydłużającej się dolnej szczęki.Oczy cofnęły się, a czaszka pokryła gładkim, błyszczą­cym włosem, który porósł też gardło.Kiedy jego kręgosłup zaczął trzaskać i odkształcać się, Andriej otworzył wypełnione kłami usta i wydał z siebie okropny wrzask, wyrażający mie­szaninę ludzkiego i zwierzęcego cierpienia.Czyjaś ręka chwyciła Michaiła za kark i podniosła go z pod­łogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl