[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To zależy w jaki sposób ich się traktuje - powiedziała Madeleine.- Za życia byli częścią nas samych.Czy nie powinni pozostać z nami także po śmierci?- Czy w przyszłości chciałabyś, żeby cię tutaj pochowano?- zapytał.- Ja nie zamierzam umierać - odparła.- Z punktu widzenia statystyki niemal każda kobieta, która wychodzi za mąż, musi zakładać, że przez pewien okres swego życia będzie wdową.- Czy ty chcesz być tutaj pochowany? - spytała żartobliwym tonem.- Ale dopiero po śmierci - powiedział.- Byłoby niesprawiedliwie, gdyby zakopano mnie tu jeszcze chrapiącego.- A więc przyznajesz, że chrapiesz?- Wszyscy chrapią - stwierdził Quentin.- Ale każdy słyszy tylko chrapanie innych.- A swojego własnego nie, bo śpi - dokończyła Madeleine.- Czy nie tak to było?- Przeszkadza ci moje chrapanie?- Myślę, że jest słodkie - powiedziała.- Ale kiedy nie pozwala mi spać, zatykam ci nos, a wtedy ty budzisz się myśląc, że pewnie musisz iść do ubikacji, a kiedy już tam jesteś i nadaremnie starasz się wycelować jak najbliżej muszli, ja szybciutko zapadam w sen.- Bardzo skuteczny sposób.Nawiasem mówiąc, chociaż czasami zdarza mi się chybiać, to jeszcze nigdy nie nasiusiałem sobie na stopy.- Nawet gdyby ci się to zdarzyło, i tak byś się nie obudził.- Jesteś wulgarna, jak mały dzieciak - orzekł Quentin.- Właśnie za to, tak mnie lubisz.- Być może - przyznał.- Ale musisz mi obiecać, że wyrazisz oburzenie, kiedy nasze dzieci będą wulgarne.Jeśli rodzice są w stanie im dorównać, odbiera to całą frajdę.- Obiecuję, że będę oburzona.Kiedy wrócili do domu, jadalnia była pusta.Podobnie biblioteka, w której stół został złożony i obrócony bokiem, tak że nie zajmował już całej przestrzeni pomiędzy ogromnymi ścianami z książek.Pomieszczenie to nie było ani tak przytulne, ani tak zachęcające, jak biblioteka w domu grande dame.Zamiast drabinek był tu balkonik, ciągnący się wzdłuż trzech ścian pokoju, na który prowadziły wąskie, kręte schodki.Całość wyglądała odpychająco i niewygodnie, jak wąwóz, na którego ściany można się dostać jedynie ryzykując życiem podczas wspinaczki po trzęsącej się, rachitycznej drabince.Podszedł do półek, aby przyjrzeć się tytułom, ale niemal w tej samej chwili Madeleine chwyciła go za rękę.- Tu naprawdę nie ma nic do czytania.- W takim starym domu - powiedział - można liczyć na wspaniałe znaleziska.- Niczego tu nie znajdziesz, uwierz mi.W tej rodzime nikt niczego nie czyta.Kiedy pokój przerobiono na bibliotekę, książki zostały doń zakupione na wagę.- Ach tak.- Quentin nie krył rozczarowania.Kiedyś miał w ręce pierwsze wydanie Chaty Wuja Toma - książkę, która stała się przyczyną wojny i zmieniła oblicze świata, być może był to nawet jeden z tych egzemplarzy, które rzeczywiście miały swój udział w tamtych dramatycznych wydarzeniach.Lecz jeśli miejscowa biblioteka wcale nie była stara.jednakże czasami nawet na garażowych aukcjach można się było natknąć na niespotykane klejnoty.Zrozumiał jednak, że Madeleine pragnęła już otworzyć swój skarb, bardziej niż to chciała okazać.Pozwolił jej zaprowadzić się do hollu, a następnie do saloniku, znajdującego się w północno-wschodnim rogu domu.Pomieszczenie było oświetlone jedynie światłem wpadającym z zewnątrz, co w zimowe popołudnie oznaczało, iż panował tam mrok, zwłaszcza że ciężkie, brokatowe zasłony były spięte u góry i rozchylały się na boki ku dołowi, przesłaniając niemal połowę każdego okna.W salonie znajdowała się cała rodzinka, aczkolwiek wyglądało na to, że wszyscy prócz wuja Paula i Babci, starają się trzymać tak blisko ścian pokoju, na ile tylko pozwalało umeblowanie pomieszczenia.Babcia stała pewnie, mimo że sprawiała wrażenie skurczonej i zgrzybiałej.Obie dłonie trzymała na misternie rzeźbionej, mahoniowej skrzynce, spoczywającej na małym stoliczku pośrodku pokoju.Wuj Paul krążył wokół niej spoglądając to na skrzynkę, to na Madeleine i Quentina.- Och, moja droga, pośpiesz się - odezwał się wuj Paul.-Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć co tam jest.- Nie wątpię, że umierasz z ciekawości - odparła Madeleine oschle.- Ale powstrzymaj swoje zapędy.Wuj Paul mimo to wciąż wyciągał rękę w stronę skrzynki, aczkolwiek ani razu jej nie dotknął.Babcia nie odrywała oczu od Quentina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl