[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał rozkazy, by nie dopuścić, aby pan wpadł w nasze ręce.- Gówno prawda!- Możliwe.Ale to nieważne.Teraz, pańska broń.Pro­szę ją oddać!Chambers powiódł wzrokiem po twarzach ludzi stoją­cych poza granicą światła.Wzruszył ramionami i powoli sięgnął pod kurtkę.Usłyszał odgłos repetowania karabinu, a potem Karamazowa krzyczącego coś po rosyjsku.Wydobył więc pisto­let i trzymał go kurczowo w dłoni.Przez rozświetlony ob­szar zmierzał ku niemu sowiecki oficer.Lewą rękę miał wyciągniętą przed siebie, a w prawej trzymał dziwnie wy­glądający pistolet z długą, niezgrabną lufą.Major powie­dział:- Proszę nie silić się na żadne heroiczne, bezużyteczne gesty, panie prezydencie.Żywy przedstawia pan większą wartość dla narodu amerykańskiego, niż martwy.Nie wy­rządzimy panu krzywdy.Chambers zamknął oczy.Poczuł, jak pistolet jest delikat­nie wyjmowany z jego ręki.ROZDZIAŁ XXXVIIINa płaskowyżu wylądowały tylko dwa helikoptery sił so­wieckich, pozostałe nadal krążyły nad obowzowiskiem, oświetlając teren reflektorami.Skorzystał z tego Rourke i klęcząc w błocie dłonią powstrzymywał krwotok z ran postrzałowych brzucha Rubensteina.Dziewczyna zlekceważyła rozkaz sowieckiego dowódcy i zbliżyła się do najbliższego helikoptera, krzycząc po rosyj­sku coś, czego John nie mógł zrozumieć w całym tym za­mieszaniu.Słyszał odgłosy strzałów poniżej.Doszedł do wniosku, że to oddziały paramilitarne próbują wycofać się pod osłoną ciemności.Pomyślał, że zostaną z powietrza rozbici w proch.Koszula, której używał do tamowania krwotoku, całko­wicie nasiąknęła krwią.John sięgnął do kieszeni po chu­steczkę i przycisnął ją do koszuli, by wchłonęła trochę krwi.Spojrzał na twarz Paula.Była blada, pod oczami pojawiły się sine kręgi.Puls był słaby, oddychanie sprawiało mu coraz większe trudności.Rourke usłyszał zbliżające się ku niemu człapanie bu­tów w kałuży i spojrzał do góry.Była to Natalie z kałasznikowem w prawej ręce, jakiś sowiecki oficer i dwóch szere­gowców.Zatrzymali się przed nim w miejscu, gdzie klęczał w błocie, trzymając Rubensteina.- John.To jest kapitan Maczenkow.Powiedziałam mu, kim jestem, powiedziałam też, że obaj jesteście moimi więźniami.Ale nie martw się, wszystko załatwię z Karamazowem.Paul otrzyma najlepszą opiekę medyczną, jaką możemy mu zapewnić.Za kilka minut on, ty i ja polecimy do Galveston, gdzie mamy niewielką, lecz uruchomioną bazę.Wiem, że jest tam szpital polowy.Jestem pewna, że Paulowi nic nie będzie, jeśli zajmą się nim nasi lekarze.Nie martw się.- Co zatem? - rzekł Rourke patrząc na nią.- Będę zmuszona odebrać ci broń.Powiedziałam im, że co prawda jesteście aresztowani, ale ocaliliście mi życie i z powodu sytuacji tu, na dole, pozwolę ci na razie zatrzymać pistolet.Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić.Oni nie mówią po angielsku.Ten oficer jest lekarzem.Rourke rozejrzał się po obozie.Wzdrygnął się i z po­wrotem spojrzał na Natalie mówiąc:- Nie mogę ruszyć prawej ręki, dopóki nie dostaniemy lepszego bandaża dla Paula.Wyjaśnij to lekarzowi.Jeśli chcesz pistolety teraz, to musisz wziąć je sobie sama.- John, proszę, nie próbuj niczego.Pamiętaj, że znam cię.Obiecuję ci, że wszystko będzie w porządku.Jak tylko Paul wydobrzeje, będziecie mogli odjechać, z bronią i wszystkim innym.Załatwiłam nawet to, że zabiorą wasze motocykle.- Naprawdę w to wierzysz? - powiedział Rourke przyci­szonym głosem.- Karamazow jest moim mężem, John.Naprawdę wie­rzę, że będziecie wolni.Zrobi to, o co go poproszę.- Pani Karamazow, hę? Macie dzieci?- Nie bądź śmieszny - warknęła.- Nikt o tym nie wie.Teraz - oprócz ciebie.Rourke uniósł połę skórzanej kurtki, odsłaniając jedną z 2 bliźniaczych “czterdziestek piątek”.- No, dalej.Bez odpowiedniej opieki Paul wykrwawi się na śmierć.Dalej, bierz je.Natalie pochyliła się, chwyciła jeden z pistoletów.Jej twarz znalazła się kilka cali od jego twarzy.Powiedziała szeptem:- Nie było innego sposobu, uwierz mi, proszę.Mężczyzna milczał.ROZDZIAŁ XXXIXRourke stał pod strumieniem gorącej wody i przeczesy­wał włosy.Był to pierwszy prawdziwy prysznic, jakiego za­żywał od początku wojny i John czuł się mile zaskoczony, że nie złapał wszy albo czegoś jeszcze gorszego.Umył wło­sy i ciało przynajmniej ze cztery razy i teraz stał pod prysz­nicem, pozwalając wodzie masować obolałe mięśnie i sta­wy.Był bardziej zmęczony, niż zdawał sobie z tego sprawę.Rubenstein znalazł się na chirurgii, i Natalie zapewniała, że lekarze zrobią wszystko, co w ich mocy.Rourke wątpił trochę w skuteczność rosyjskiej medycyny, szczególnie w tak nietypowych warunkach.Przed drzwiami łazienki stała zbrojna straż i po tym, jak skończy kąpiel i ubierze się, kolejnym krokiem będzie spotkanie z Karamazowem.A później ruszy cała ta karuzela, był tego pewien.Zamknął oczy i pozwolił wodzie spływać po twarzy.Włożył świeże ubranie - zostało wyprane dla niego - i buty, a potem poszedł korytarzem, maszerując pomiędzy czterema uzbrojonymi ludźmi w mundurach.Ich celem były drzwi na samym końcu.Cały kompleks znajdował się pod ziemią i Ro­urke przypuszczał, że był kiedyś użytkowany przez Armię amerykańską.Ponad nim znajdowała się baza lotnicza, gdzie wylądował sowiecki helikopter.Natalie przekazała jakieś rozkazy oddziałowi KGB, który powitał ich na ziemi, i Paul został błyskawicznie zabrany przez czekający w gotowości personel medyczny.John został zaprowadzony na dół.Był traktowany dobrze, podano mu nawet gorącą strawę, jednak wszystko pod czujnym okiem zbrojnej straży.Przypuszczał, że Natalie połączyła się z mężem - że są małżeństwem, podej­rzewał już wcześniej.Przypuszczał także, iż jeśli tylko jej obietnica była szczera, to właśnie teraz zaczynała pojmować, że nie będzie w stanie jej dotrzymać.Nie miał żadnego planu ucieczki, lecz i tak zdawał sobie sprawę, że nic tak naprawdę nie zrobi, póki nie poprawi się stan Rubensteina.Miał nadzieję, że uda mu się zyskać na czasie, ale zaczynał w to wątpić.Karamazow mógł przypu­szczać, że Rourke jest czynnym agentem CIA i postąpić stosownie do tego.John zastanawiał się właśnie, czy gdyby był na jego miejscu, postąpiłby tak samo.Straże zatrzymały się i jeden z eskortujących zastukał w pojedyncze szare drzwi.Po chwili drzwi otworzyły się.W progu stanął Karamazow.Amerykanin znał już tego męż­czyznę.Powiedział:- Majorze.Ostatni raz widzieliśmy się w Ameryce Ła­cińskiej.Ile to już lat?- John Rourke, drugie imię Thomas.Ma pan żonę.Rourke przerwał mu:- Wielu ludzi ma żony, majorze - jego oczy uśmiechały się, ale głos brzmiał sucho.Karamazow ciągnął dalej, zupełnie jakby nie dosłyszał tej ironicznej uwagi:- Tak.Żonę i dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, o ile dobrze pamiętam pańskie akta.Jak widzę, nadal działa pan w Centralnej Agencji Wywiadowczej.- Gdzie pan to widzi, majorze?- Porozmawiajmy wewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl