[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdyjednak może kupić nóż.Albo nosić kawałek liny do wykorzystania w charak-terze garoty.W świetle latarki dokładnie zbadał materac.Na jednym końcu był odbar-wiony, przypuszczalnie w miejscu, gdzie spoczywała głowa.Tak jak widział to Fest, problem tkwił w tym, że człowiek rozważny, do-datkowo przewrażliwiony z powodu napięcia i stresu, obudzi się przy najlżej-szym szmerze, skoczy z łóżka i będzie gotowy na wszystko.Wejście przez drzwi to czyste szaleństwo.Zakładając, że zdoła bezsze-lestnie pokonać schody, i tak zbyt wiele zależało od tego, czy obiekt będziespał, kiedy Fest przekręci klucz w zamku.Dlaczego nie zlikwidować go teraz?Za dziesięć, piętnaście minut ten człowiek po skończonej kolacji wejdziedo pokoju.Fest mógłby go zabić i pójść od razu do Szkoły Językowej SiłZbrojnych, by wyjaśnić, że zmuszony był improwizować.Przystosowanie iimprowizacja, słowa klucze rzemiosła.Dopóki jednak sytuacja tego nie wymaga, należy trzymać się planu ope-racji, choćby w przybliżeniu, choćby we fragmentach.Fest zawsze trzymałsię planu.I do tej pory żaden plan go nie zawiódł.Major Keng podkreślał, że akcja musi nastąpić jutro, dokładnie o drugiejw nocy.Godzinę pózniej miejsce zostanie uprzątnięte, ciało usunięte.Najwy-razniej tę część ustalono, więc Fest musi uwzględnić ją w swojej pracy.Bar-dzo mu się nie podobało, że scenariusz skoncentrowany jest wokół operacjisprzątania, a nie samego zamachu.Przypuśćmy jednak, że dzisiaj wieczorem obiekt szybko zje kolację -przypuśćmy, że już skończył, przypuśćmy, że wszedł po schodach, wyob-razmy go sobie stojącego w progu - wówczas bym go zabił.A jeśli zdecydujęsię poczekać piętnaście minut i właśnie tak się stanie? Co za różnica, czymoment wybrany został przez rozważne planowanie, czy wymuszony oko-licznościami?Znowu obszedł pokój, badając ściany i podłogę, świadom, że poświęcatemu więcej czasu niż trzeba, prowokując zmianę planu, rzucając wyzwanie471losowi, losowi obiektu.Ale ten człowiek się nie śpieszył, przypuszczalnieciesząc się każdą chwilą wycieczki - kto zachowałby się inaczej? - dlatego popięciu minutach Fest zamknął drzwi na klucz, po czym zszedł na dół, przyci-skając broń do prawej nogi, tak jak będzie to robił jutro w nocy, i wrócił naulicę.Schował broń i zamknął drzwi na klucz, nie oglądając się dokoła.Prze-szedł na drugą stronę ulicy i czekał w cieniu sklepu z materiałami.Po piętnastu minutach zobaczył, jak obiekt wraca drugą stroną i wchodzido budynku.Fest ponownie przeszedł przez ulicę i stanął w wąskiej przestrzeni międzybudynkami, by obserwować okno.Minęła niecała minuta od wejścia niskiegomężczyzny do hotelu, kiedy okno rozjarzyło się słabą poświatą od zapalonejlampy.To było właściwe okno.Miał właściwego człowieka.Załóżmy, że jutro wieczorem mężczyzna pójdzie na kolację i zginie na-tychmiast po powrocie zamiast o drugiej w nocy? Załóżmy, że ciało będzieleżało w pokoju przez kilka godzin, a nie sześćdziesiąt minut? Stężenie po-śmiertne może stwarzać problemy ekipie sprzątającej, choć Fest w to wątpił.Zyskiwał pewność sfinalizowania operacji dzięki tej zamianie, istniała bo-wiem różnica pomiędzy wchodzeniem do absolutnie ciemnego pokoju, wktórym może stać się wszystko, a czekaniem w absolutnie ciemnym pokojuna człowieka, który sądzi, że nikogo w nim nie ma.Jutro o tej porze Fest tu wróci.Jeśli mężczyzna wyjdzie, Fest powita gopo powrocie.Trung Than siedział na łóżku, dopijając ciepłą coca-colę.Nie mając ze-garka, wiedział tylko, że minęła trzecia po południu.Do zmierzchu, który gouwolni, zostały dwie pełne godziny.Usiłował siedzieć prosto na łóżku i zwracać uwagę tylko na swój oddech,wyłącznie na oddech.Zachowywanie bezruchu, kiedy pragnę działać, i pozwalanie, by mojezniecierpliwienie zostało zmiażdżone, wywołuje dreszcze niemal zakazane zpowodu towarzyszących im drobnych mdłości.Jak kradziona brandy.Jakwtedy, gdy Hao ukradł butelkę z chaty starca.Starzec ukrył ją w popiele,ponieważ jego żona umarła, a on nigdy dla siebie nie gotował.Zostało prawiepół butelki; wypiliśmy ją, nawet nie czyszcząc z sadzy, z czarnymi dłońmi itwarzami kroczyliśmy po obłoku, śpiewając cudowne piosenki.Mistrz się472śmiał.Zawsze nazywał mnie Mnichem.Był przekonany, że zostanę w świą-tyni.W tamtych dniach wiedziałby, jak siedzieć nieruchomo.Nauczył sięprzeżywać sporą część każdego dnia w ciszy okalającej świat.Teraz światżył w jego umyśle, kolonizował jego samotność niczym wirus, myśli siętłoczyły, niszczyły medytację i każda przebijała go na wskroś.Próbował medytować, klęcząc na podłodze, ale to tylko spowolniło upływczasu.Wciąż było jasno, wciąż dobrze przed piątą, kiedy usłyszał kroki naschodach i pukanie do drzwi.Przekręcił klucz, otworzył drzwi i zobaczyłamerykańskiego sierżanta o ostrej, kociej twarzy.- 007! Pamiętasz mnie?Mówiąc, wszedł do pokoju.Trung cofnął się, ale nie zamknął drzwi, do-póki Amerykanin gestem nie kazał mu tego zrobić.- Jak leci, bracie? Wciąż wesoło?Trung przypomniał sobie, że to mister Jimmy.- O, tak - mówił mister Jimmy - to jak skok w stos zdechłych pająków.Ja to kocham.Zakłopotanie kazało Trungowi uśmiechnąć się.- Gdzie jest Hao? - Amerykanin spojrzał na zegarek.- Skurwiela tu niema, czy to jest wiadomość na dzisiaj? - Mister Jimmy zrobił cztery kroki dookna, położył dłonie na parapecie i wystawił głowę, by spojrzeć w wąskąprzestrzeń, za którą widać było kawałek ulicy.Odwrócił się do Trunga.- Ha,nie cierpię wywoływać negatywnych napięć.Na razie tego nie powiem, za topowiem co innego: że ten mały skurwiel tu nie przyjdzie.Co oznacza, że albowpadliśmy w gówno częściowo, albo całkiem.Masz jeszcze jedną colę?- Nie, dziękuję.Mister Jimmy ponownie przeszedł przez pokój i usiadł przy drzwiach zplecami opartymi o ścianę, jedną nogą wyprostowaną i drugą zgiętą w kola-nie.Najwyrazniej zamierzał zostać.- Palisz?- Lubię papierosa.Sięgnął do kieszeni koszuli i zapalił, po czym rzucił Trungowi zapalnicz-kę i paczkę.- Marlboro.- Taa.Próbuję pomyśleć, więc się zamknij
[ Pobierz całość w formacie PDF ]