[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę jednak się odważyć.Zaróżowiona z zakłopotania nacisnęła dzwonek.Drzwi otworzyła starsza pokojówka. Czy mogłabym& czy jest pani Oliver? zapytała.Pokojówka cofnęła się, by Rhoda mogła wejść i zaprowadziła ją do bardzo zaniedba-nego salonu. Kogo mam zapowiedzieć? spytała. Och& eee& panna Dawes& panna Rhoda Dawes.Służąca wyszła.Wróciła pojakichś stu latach, jak sądziła Rhoda, choć naprawdę upłynęła tylko minuta i czterdzie-ści pięć sekund.Poprowadziła Rhodę korytarzem, który skręcał, i tuż za rogiem były otwarte drzwi.Stremowana dziewczyna weszła do czegoś, co wydało się jej afrykańską dżunglą!Papugi i ptaki nieznane ornitologii roiły się wśród czegoś, co miało chyba być dzie-wiczym lasem.W tej orgii flory i fauny Rhoda dostrzegła poobijany stół kuchennyz maszyną do pisania, ogromne ilości zapisanych kartek papieru na podłodze i paniąOliver, z włosami w dzikim nieładzie, podnoszącą się z rozklekotanego krzesła. Jak miło cię widzieć, moja droga powiedziała pani Oliver, wyciągając rękęubrudzoną kalką, a drugą ręką próbując przygładzić włosy, co było niewykonalne.Potrąciła łokciem papierową torbę, która spadła ze stołu i po podłodze żwawo poto-czyły się jabłka. Mniejsza z tym, kochanie, nie zawracaj sobie głowy, ktoś je kiedyś pozbiera.Rhoda bez tchu podniosła się z pięcioma jabłkami w rękach. Och, dziękuję.Nie, nie wkładaj ich z powrotem do torby.Chyba zrobiła się w niejdziura.Połóż je na kominku.Dobrze.A teraz usiądz i pogadajmy.Rhoda przycupnęła na drugim zmaltretowanym krześle i utkwiła oczy w gospody-ni. Strasznie panią przepraszam.Przeszkodziłam w czymś? spytała przejęta. I tak, i nie odparła pani Oliver. Jak widzisz, pracuję.Ale ten mój okropnyFin zaplątał się beznadziejnie.Przeprowadził bardzo mądrą dedukcję na temat dania92z fasolki szparagowej i właśnie odkrył śmiertelną truciznę w farszu do gęsi podanej naświętego Marcina, kiedy nagle przypomniałam sobie, że w listopadzie nie ma już fasol-ki szparagowej!Przejęta wejrzeniem w świat tworzenia powieści detektywistycznej, Rhoda wyszep-tała: Mogła być konserwowa. Mogła, oczywiście zgodziła się autorka niepewnie. To jednak zepsuje chybapuentę.Zawsze zaplączę się w ogrodnictwie albo podobnych sprawach.A potem czytel-nicy piszą, że stale mam kwiaty nieodpowiednie do pory roku.Jakby to miało znacze-nie& W każdym razie w londyńskich kwiaciarniach są wszystkie jednocześnie. Jasne, że to nie ma znaczenia przyznała Rhoda lojalnie. Och, proszę pani, tomusi być cudowne pisać!Pani Oliver potarła czoło palcem ubrudzonym kalką i zapytała: Dlaczego? Och powiedziała Rhoda, odrobinę zaskoczona. Bo po prostu to musi byćwspaniałe tak usiąść i napisać całą książkę. To nie dzieje się dokładnie w ten sposób rzekła pani Oliver. Trzeba myśleć,naprawdę.A myślenie zawsze jest nudne.I musi się wszystko zaplanować.A potemgrzęznie się w różnych szczegółach i wydaje się, że się nigdy nie wyjdzie z tego bałaga-nu ale w końcu się udaje! Pisanie nie jest szczególnie zabawne.To ciężka praca, jakkażda inna. Nie wygląda na pracę zauważyła Rhoda. Nie dla ciebie, ponieważ nie musisz tego robić! Mnie to bardzo przypomina pra-cę.Niekiedy posuwam się naprzód tylko dzięki temu, że ciągle powtarzam sobie sumę,jaką dostanę za druk w odcinkach.To zwiększa zapał.Tak samo książeczka czekowa,kiedy widzę, o ile przekroczyłam konto. Nie wyobrażałam sobie, że pani naprawdę sama pisze na maszynie swoje książki.Myślałam, że ma pani sekretarkę. Miałam sekretarkę i próbowałam jej dyktować, ale była tak kompetentna, że tomnie deprymowało.Czułam, że wie znacznie więcej o języku i gramatyce, i kropkach,i średnikach niż ja i to wywoływało u mnie coś w rodzaju kompleksu niższości.Więcwzięłam zupełnie niefachową sekretarkę, lecz to oczywiście również nie zdało egzami-nu. To musi być cudowne umieć wymyślać rzeczy powiedziała Rhoda. Nie mam z tym najmniejszych trudności odparła pani Oliver radośnie. Męczące jest dopiero zapisywanie tego, co się wymyśliło.Wciąż wydaje mi się, żeskończyłam, a kiedy policzę, okazuje się, że napisałam dopiero trzydzieści tysięcy słówzamiast sześćdziesięciu i muszę dodać następne morderstwo i znowu uprowadzić boha-93terkę.To straszne nudziarstwo.Rhoda nie odpowiedziała.Wpatrywała się w panią Oliver z głębokim szacunkiem,jaki żywi młodość dla sławnych osobistości, lekko zabarwionym rozczarowaniem. Podoba ci się ta tapeta? zapytała pani Oliver, machnąwszy niedbale ręką. Ogromnie lubię ptaki.A to ma być tropikalna roślinność.Dzięki temu nawet gdyjest mrozno, wydaje mi się, iż dzień jest gorący.Nie potrafię nic robić, jeżeli tempera-tura nie jest odpowiednio wysoka.Ale Sven Hjerson co dzień rano rozbija lód na wan-nie, aby się wykąpać. Uważam, że to wszystko jest zachwycające powiedziała Rhoda. I straszniemi miło, że pani znalazła dla mnie czas. Co pani powie na tosty i kawę? zaproponowała pani Oliver. Bardzo czarnąkawę i bardzo gorące tosty.Lubię je o każdej porze dnia.Otworzyła drzwi i poleciła służącej przynieść posiłek. Co sprowadziło cię do miasta, zakupy? spytała Rhodę. Tak, zrobiłam trochę zakupów. Panna Meredith także przyjechała? Tak, poszła z majorem Despardem do adwokata. Do adwokata?Brwi pani Oliver uniosły się pytająco. Widzi pani, major Despard przekonał ją, że powinna to zrobić.Był strasznie miły,naprawdę. Ja też byłam miła powiedziała pani Oliver ale niezbyt mi się powiodło,prawda? Wydaje mi się, że twoją przyjaciółkę rozgniewało moje przyjście. Och, nie& ona naprawdę nie& Rhoda kręciła się na krześle strasznie zakłopo-tana. To właśnie jeden z powodów mojej dzisiejszej wizyty.Chciałam pani wszyst-ko wyjaśnić.Pani zle ją odebrała.Anna wydała się niewdzięczna, ale tak wcale nie było,naprawdę.Mam na myśli pani przyjście.Chodzi o coś, co pani powiedziała. Co takiego powiedziałam? Skąd pani mogła wiedzieć? Miała pani po prostu pecha. A co powiedziałam? Przypuszczam, że pani nawet nie pamięta.Chodzi o słowa, których pani użyła:wypadek i trucizna. Mówiłam coś takiego? Wiedziałam, że pani nie będzie pamiętać.Widzi pani, Anna przeżyła kiedyś cośokropnego.Była w domu, w którym kobieta przez pomyłkę zażyła truciznę zdaje się,że farbę do kapeluszy.I umarła.Był to straszny szok dla Anny.Do tej pory nie możeo tym spokojnie myśleć ani mówić.Pani przypomniała jej o tym wydarzeniu i natych-miast cała zesztywniała.Widziałam, że pani to zauważyła.Przy niej nie mogłam nic94powiedzieć.Ale chciałam wyjaśnić, że to nie to, o czym pani myślała.Ona nie jest nie-wdzięczna.Pani Oliver popatrzyła na ożywioną twarz Rhody i powiedziała z namysłem: Rozumiem. Anna jest ogromnie wrażliwa ciągnęła dziewczyna i nie potrafi stawić czo-ła faktom.Jeśli coś ją martwi, woli o tym nie mówić, choć takie postępowanie nie jestdobre przynajmniej ja tak myślę.Kłopoty nie znikną tylko dlatego, że staramy sięo nich zapomnieć.Ja wolałabym wszystko z siebie wyrzucić, nawet gdyby miało to byćbolesne. Ty, moje dziecko, jesteś typem wojownika, a Anna nie.Rhoda zarumieniła się. Anna jest kochana. Nie przeczę.Powiedziałam tylko, że nie ma twojej odwagi.Pani Oliver westchnęła i niespodziewanie zmieniła temat. Wierzysz w wartość prawdy, moje dziecko? Oczywiście, że wierzę odparła Rhoda, patrząc na nią ze zdziwieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]