[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- a na przedzie w pierwszą parę Jagusia z Boryną!Aż światła ustawione na okapie dygotały, dom się chwiał, zdało się, że ściany się rozpękną od tej ciżbyi mocy, jaka biła od taneczników!.Pochodzili z dobry pacierz, nim skończyli.Muzyka teraz zaczęła przegrywać pierwszy taniec, dla młodej, jak to we zwyczaju z dawien dawna było.Naród zbił się gęstwą pod ścianami i zaległ wszystkie kąty, a parobcy uczynili wielkie koło, w którymzaczęła tańcować! Krew w niej zagrała, aż się jej modre oczy lśniły i białe zęby połyskiwały wzarumienionej twarzy; tańcowała niezmęczenie, coraz zmieniając taneczników, bo choć raz wokoło zkażdym przetańcować musiała.Muzykanci grali ostro, aż im ręce mdlały, ale Jaguś jakby zaczęła dopiero, mocniej tylko poczerwieniałai wywijała tak zapamiętale, aż te jej wstęgi z furkotem za nią latały chlastając po twarzach, a rozdętetaneczną wichurą spódnice zapełniały izbę.A parobcy z uciechy pięściami walili w stoły i pokrzykiwali siarczyście.Dopiero na ostatek wybrała młodego - szykował się na to Boryna, bo skoczył kieby ryś do niej, ujął jąwpół i wichrem zakręcił w miejscu, a muzykantom rzucił:- Z mazurska, chłopcy, a krzepko!Krzyknęli w instrumenty z całej mocy, aż w izbie się zakotłowało.Boryna zaś ino mocniej Jagnę ujął, poły na rękę zarzucił, poprawił kapelusza, trzasnął obcasami i zmiejsca jak wicher się potoczył!Hej! Tańcował też, tańcował! A okręcał w miejscu, a zawracał, a hołubce bił, aż wióry leciały z podłogi,a pokrzykiwał, a Jagusią miotał i zawijał, że się w jeden kłąb zwarli i jak to pełne wrzeciono po izbie wili- że ino wicher szedł od nich i moc.Muzyka rznęła siarczyście, zapamiętale, z mazowiecka.Zbili się wszyscy we drzwiach, to po kątach, przycichli i ze zdumieniem poglądali, a on niezmordowaniehulał i coraz siarczyściej; już się niejedni wstrzymać nie mogli, bo same nogi niesły, więc ino do taktuprzytupywali, a co gorętszy dziewczynę brał i puszczał się w tany, na nic już nie bacząc !Jagusia, choć mocna była, ale rychło zmiękła i jęła mu przez ręce lecieć, wtedy dopiero przestał iodprowadził ją do komory.- Kiedyś taki chwat, bratem mi jesteś i przy pierwszych chrzcinach w kumotry mnie proś! - wołałmłynarz biorąc go w ramiona.Wnet się pobratali gorąco, bo muzyka zaraz zmilkła i zaczął się poczęstunek.Dominikowa, synowie, kowal, Jagustynka uwijali się razno z pełnymi butelkami i kieliszkami wgarściach, a do każdego z osobna przepijali.Józia i kumy roznosiły na przetakach chleb pokrajany iplacki.Wrzawa podnosiła się coraz większa, bo każden swoje głośno powiadał, a wszyscy chętnie się dokieliszków brali, bych wesela rzetelnie zażyć.Na ławach pod oknem przysiadł młynarz z Boryną, wójt, organista i co pierwsi gospodarze.Już tamniezgorsza butelka araku krążyła z rąk do rąk, a niejedną kolejką; jeszcze im i piwa donosili - gęstoprzepijali, bo się już brać poczynali w ramiona i sielnie kumać!I na izbie dosyć stało narodu, pozbijali się w kupy, jak komu i z kim było do upodoby, poredzali głośno izabawiali się niezgorzej kieliszkami.A w komorze, oświetlonej lampą pożyczoną od organistów, zebrały się gospodynie z organiściną imłynarzową na czele, po skrzyniach, to ławach przyrzuconych wełniakami godnie się rozsiadły, miódprzez zęby cedziły i słodki placek delikatnie palcami poskubywały, a z rzadka jeśli która rzuciła to słowojakie: słuchały uważnie, co młynarzowa rozpowiadała o dzieciach swoich.Nawet w sieniach była ciżba i jeszcze na drugą stronę się cisnęli, aż Ewka wyganiała, bo szykowalipilnie do wieczerzy, od której już po całym domu zapachy szły smakowite, że niejednemu w nozdrzachwierciło.Młodzież wysypała się przed dom w opłotki i na przyzby; noc była zimna, cicha a oroszona gwiazdami,to się przechadzali i bawili wesoło, aż się trzęsło od śmiechów, wrzasków i biegań, bo niejedni po sadziesię uganiali za sobą, że starsi krzykali im z okien:- Kwiatuszków szukacie? Byście, dziewczyny, czego innego nie pogubiły po nocy!Słuchał to ich kto?Zaś po pierwszej izbie Jagusia i Nastka Gołębianka chodziły, trzymały się wpół i cięgiem buchałyśmiechem , i coś sobie na ucho opowiadały - naglądał za nimi Szymek, starszy Dominikowej, z Nastkioczów nie spuszczał, a co trochę z wódką do niej podchodził, zęby szczerzył i zagadywał.Kowal wystrojony odświętnie, w czarnej kapocie i w portkach na cholewy wyłożonych, uwijał sięnajrazniej, wszędzie był, ze wszystkimi pił, zapraszał, częstował, rajcował i zwijał się, że coraz to winnej stronie widniał jego rudy łeb i piegowata twarz.Młodzi przetańcowali parę razy, ale krótko i bez wielkiej ochoty, bo się za wieczerzą oglądali.Starsi zaś poradzali, wójt, że był już napity, coraz głośniej mówił, wypuczał się, pięścią w stół walił inakazywał:- Wójt wama to mówi, to wierzcie.Urzędnik jestem, papier do mnie przyszedł z nakazem, by gromadęzwołać i z morgi grosz jaki na szkołę uchwalić.- Wy sobie, Pietrze, uchwalcie i po dziesiątku z morgi, a my i tego grosza nie damy!- Nie damy! - huknął któryś.- Cicho, trzeba, kiej urzędowa osoba powiada.- Szkoły nam takiej nie potrzeba! - powiedział Boryna- A nie potrzeba! - powtórzyli inni chórem.- Cie.w Woli szkoła jest, bez trzy zimy moje dzieci chodziły i co?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]