[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Indianki także przy takim świetle szyły wieczorem oraz zdobiły swoje głowy nakładając na włosy uwięzione w siateczkach świetliki.Odrażające krzyki i przejmujące dreszczem wycie wyrwały Nowickiego z przyjemnej zadumy.Smuga również natychmiast się przebudził, siadł i z wyrzutem w głosie zapytał:– Dlaczego pozwoliłeś mi spać tak długo? Miałem cię zmienić.– Zabawa w chowanego z krokodylszczakami zegnała mi sen z powiek, nie byłem śpiący – wyjaśnił Nowicki.– No, nigdy dotąd straszliwe głosy wyjców nie wydały mi się tak piękne jak dzisiaj! Przecież ten małpi budzik oznajmia świt!– Tak, tak, kapitanie.Nie była to dla nas najprzyjemniejsza noc – przyznał Smuga.Uradowani spoglądali na wschód, gdzie ciemne niebo nabierało krwawych odblasków.W nadbrzeżnym gąszczu rozległo się kwilenie ptaków, a do przeraźliwych głosów wyjców dołączyły krzyki papug i monotonny śpiew cykad.– Odwiąż łódź, kapitanie! Ruszamy! – polecił Smuga.– Umykajmy, czas nagli! – potwierdził Nowicki.Po chwili już mknęli środkiem rzeki jeszcze osnutej lekką mgiełką.Wkrótce też na stalowoseledynowym tle nieba pojawiły się nad wodą “kraczące” czaple i wrzaskliwe papugi.Nowicki i Smuga, po nocy spędzonej w odurzających oparach przybrzeżnych, teraz mogli odetchnąć pełną piersią.Na środku rzeki w powietrzu unosiła się nieokreślona, przyjemna woń podzwrotnikowego poranka.Mgiełka szybko opadała.Słońce coraz bardziej wychylało się zza lasu.Na tu i tam widocznych plażach wygrzewały się krokodyle i duże żółwie, czasem srebrzyły się stada czapli bądź flamingi ociężale podrywały się do lotu.W pobliżu brzegów buszowały kurki wodne i dzikie kaczki.Nowicki z zapałem wiosłował i sterował łodzią.Często zerkał za siebie wypatrując pościgu.Głód mocno mu doskwierał, toteż łakomie spoglądał na żółwie widoczne na piaskach plaż.Przywodziły mu one na myśl jajecznicę, którą lubił jeść na śniadanie.– Janie! – zagadnął w końcu.– Czy nie warto byłoby zatrzymać się na chwilę przy żółwiach i poszukać jaj?– Jakbyś czytał w moich myślach, kapitanie – odparł Smuga.– Za wcześnie jednak na postój.Jeśli Kampowie nas ścigają, to mogą już mocno deptać nam po piętach.Niełatwo byłoby stawić im czoła.Mają karabiny.Uczyłem ich posługiwać się nimi, byli pojętnymi uczniami!– Ha, drogo by zapłacili za nasze życie – powiedział Nowicki.– Mamy dwieście nabojów!– Gdyby choć jeden Kampa zginął z naszej ręki, już by nie przerwali pościgu przed dokonaniem zemsty.– Jestem tego pewny! – przytaknął Nowicki.– Poza tym, co tu wiele gadać, powiem szczerze: nie chciałbym, żeby doszło do walki.Przecież Kampowie nie zrobili nam krzywdy, a trudno mieć do nich pretensje, że są takimi, jakimi stworzyła ich natura.– Nawet polubiłeś niektórych z nich.– rzekł Smuga zerkając na zafrasowanego przyjaciela.– Święta prawda! Do stu zdechłych rekinów! Jesteśmy między młotem a kowadłem.Przed nami Tasulinczak, a za nami jego kumple! Może pościg jednak ruszył drogą, którą uciekał Tomek?– Bardziej prawdopodobne, że ścigają nas jednocześnie w kilku kierunkach – wtrącił Smuga.– Musimy się z tym liczyć – przyznał Nowicki.– Jak myślisz, Janie, czy jeszcze daleko do Ukajali?– Z tego co mówiła Agua, wypadałoby, że z kryjówki Kampów można dotrzeć do Ukajali w trzy dni.Jeden mamy za sobą, dzisiaj to już drugi, wobec tego jutro lub pojutrze powinniśmy się znaleźć nad Ukajali i przeprawić się na prawy brzeg.– A więc ostrzej do wioseł! – zawołał Nowicki.Płynęli bez wytchnienia nie zwracając uwagi na coraz dokuczliwszy głód.Nie przerwali też żeglugi nawet wtedy, gdy słońce stanęło w zenicie.Tylko bardziej zbliżyli się do brzegu, gdzie rozłożyste konary drzew nieco osłaniały przed palącymi promieniami słońca.Popołudniowy krótkotrwały deszcz także im nie przeszkodził.Nowicki jednak coraz częściej spoglądał zafrasowany w niebo.Wreszcie mocno już zaniepokojony odezwał się:– Janie, przystańmy na chwilę!Smuga odłożył wiosło.Nowicki uczynił to samo, uchwycił zwisającą lianę, po czym przymocował do niej łódkę, która wkrótce stanęła na uwięzi.– O co chodzi, kapitanie? – zagadnął Smuga, odwracając się do przyjaciela.– Dotąd słońce do południa było przed nami, po południu przygrzewało w plecy.Był to znak, że płyniemy na wschód.Dzisiaj jednak od pewnego czasu słońce przesunęło się na lewą burtę, co oznacza, że skręciliśmy na południe.Już nie płyniemy wprost do Ukajali.– Ja też zauważyłem, że nurt rzeki zmienia kierunek – odparł Smuga.– Trzeba przyjrzeć się mapie.Wydobył z worka mapę pozostawioną przez Tomka i rozłożył na kolanach.Przez jakiś czas wodził po niej wzrokiem, spoglądał na kompas, zastanawiał się, a w końcu rzekł:– Obszary, na których się znajdujemy, są na mapie jeszcze białą plamą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]