[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może nawet namówi ich, aby odeskortowali go poza granice swego terytorium.Polecieliby z nim na wschód i wysadzili w jakiejÅ› innej osadzie, pozwalajÄ…c na kontynuowanie wÄ™drówki do morza.Czy bÄ™dÄ… go tak aresztoÂwać w każdym nastÄ™pnym osiedlu? Koszmarna perspektywa.A może uda mu siÄ™ znaleźć szlak, który omijaÅ‚by tereny rolnicze, prowadzÄ…c - kto wie? - może wÅ›ród ruin dawnych miast.Pod warunkiem, że nie bÄ™dÄ… zamieszkane przez jakichÅ› dzikusów.Ci farmerzy sÄ… przynajmniej na swój sposób cywilizowani.Wyobraża sobie, jak jacyÅ› ludożercy gotujÄ… go na rozgrzanym paleÂnisku, uÅ‚ożonym ze sterty kamieni, w miejscu, gdzie kiedyÅ› byÅ‚ - powiedzmy - taki Pittsburgh.Albo od razu zjadajÄ… go na suroÂwo.Czemu ci rolnicy sÄ… tacy podejrzliwi? Co może im zrobić jeÂden samotny wÄ™drowiec? Niechęć w stosunku do obcych, typoÂwa dla odizolowanej kultury - rozstrzyga.My też nie chcielibyÂÅ›my, by jakiÅ› farmer paÅ‚Ä™taÅ‚ siÄ™ samopas po miastowcu.Tyle że monady rzeczywiÅ›cie sÄ… systemami zamkniÄ™tymi.Wszyscy poÂnumerowani i przypisani do wyznaczonych miejsc.Ale ten luÂdek nie żyje przecież w aż tak sztywnych ramach.Nie powinni wiÄ™c bać siÄ™ obcych.Spróbuje ich o tym przekonać.Zapada w niespokojny sen.Po godzinie, najwyżej dwóch, budzi go peÅ‚na dysonansów muzyka, surowa i niepokojÄ…ca.Siada: na Å›cianie jego wiÄ™zieÂnia taÅ„czÄ… czerwone cienie.JakaÅ› projekcja obrazów? A może na zewnÄ…trz pali siÄ™ ogieÅ„? Rzuca siÄ™ do okna.ZgadÅ‚.PoÅ›rodku placu pÅ‚onie imponujÄ…cy stos zÅ‚ożony z suchych Å‚odyg, gaÅ‚Ä™zi i resztek najprzeróżniejszych warzyw.Nie liczÄ…c obrazów z ekraÂnu, Michael nigdy przedtem nie widziaÅ‚ ognia; teraz jego wiÂdok napawa go jednoczeÅ›nie przerażeniem i rozkoszÄ….Te migoÂczÄ…ce wybuchy czerwonoÅ›ci, strzelajÄ…ce do góry, by zaraz znikÂnąć - co siÄ™ z nimi dzieje? Nawet tutaj czuje pÅ‚ynÄ…ce stamtÄ…d gorÄ…co.StrumieÅ„ żaru, zmieniajÄ…ce siÄ™ figury, roztaÅ„czone pÅ‚oÂmienie - tyle w tym niewyobrażalnego piÄ™kna! Tyle grozy.Nie bojÄ… siÄ™ pozwolić, żeby ogieÅ„ pÅ‚onÄ…Å‚ tak swobodnie? Już rozuÂmie: ze wszystkich stron ognisko otacza goÅ‚a ziemia.OgieÅ„ nie może przedostać siÄ™ dalej.Piach siÄ™ nie pali.Z trudem odrywa oczy od hipnotyzujÄ…cego żaru ogniska.Na lewo od pÅ‚onÄ…cego stosu jeden przy drugim zasiada tuzin muzykantów.Dziwne, pewnie Å›redniowieczne instrumenty, z których dźwiÄ™k wydobywa siÄ™ za pomocÄ… dmuchania, uderzaÂnia, trÄ…cania lub przyciskania klawiszy; nierówne i niedokÅ‚adÂne tony oscylujÄ… wokół wÅ‚aÅ›ciwej skali, chybiajÄ…c o wÅ‚os.CzynÂnik ludzki.Michael, który wyjÄ…tkowo dobrze umie rozpoznać prawidÅ‚owÄ… tonacjÄ™, krzywi siÄ™ na te drobne, ale zauważalne odstÄ™pstwa od doskonaÅ‚oÅ›ci.Za to farmerom zdaje siÄ™ to nie przeszkadzać.SÅ‚uch nie zmanierowany mechanicznÄ… perfekcjÄ… nowoczesnej technomuzyki.Kilkuset rolników, być może caÅ‚a ludność wioski, siada w nierównych, kolistych rzÄ™dach wzdÅ‚uż obwodu placu; zajÄ…wszy miejsca, zaczynajÄ… kiwać siÄ™ w takt zaÂwodzÄ…cej piskliwie melodii, uderzajÄ…c piÄ™tami o ziemiÄ™ i rytÂmicznie klaszczÄ…c dÅ‚oÅ„mi o Å‚okcie.Blask ogniska sprawia, że wyglÄ…dajÄ… jak uczestnicy sabatu demonów; czerwona Å‚una drga niesamowicie na ich półnagich ciaÅ‚ach.Michael dostrzega miÄ™Âdzy nimi dzieci, ale wciąż jest ich mniej niż oczekiwaÅ‚.Tu dwoÂje, gdzie indziej troje; przy wielu dorosÅ‚ych parach tylko jedno albo i żadnego.To, co sobie uÅ›wiadamia, poraża go: oni tu konÂtrolujÄ… urodziny.Aż cierpnie mu skóra.Po chwili jego odruchoÂwa, peÅ‚na zgrozy reakcja budzi w nim Å›miech z samego siebie; niezależnie od tego w jakÄ… konfiguracjÄ™ uÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ jego geny, dziÄ™ki uwarunkowaniu pozostaje wciąż czÅ‚owiekiem z monady.Muzyka robi siÄ™ coraz bardziej dzika.PÅ‚omienie buchajÄ… wysoko w górÄ™.Rolnicy zaczynajÄ… taÅ„czyć.Michael spodziewa siÄ™, że ich taniec bÄ™dzie szalony i bezksztaÅ‚tny - jakieÅ› bezÅ‚adÂne wymachiwanie koÅ„czynami, ale nie: plÄ…s ma o dziwo skÅ‚adÂny i zwarty ukÅ‚ad, zÅ‚ożony z serii kontrolowanych, konwencjoÂnalnych ruchów.Mężczyźni w jednym, kobiety w drugim szereÂgu; w przód, w tyÅ‚ i zmiana partnerów; Å‚okcie w górÄ™, gÅ‚owa odrzucona do tyÅ‚u, kolana uginajÄ… siÄ™, teraz wyskok, obrót i znów w jednym rzÄ™dzie, splatajÄ…c rÄ™ce.Tempo stale roÅ›nie, ale rytm pozostaje wyraźny i spójny.Zrytualizowane ukÅ‚ady kroków o rosnÄ…cej dynamice.Michael uÅ›wiadamia sobie nagle, że to nie żadna zabawa, ale religijne Å›wiÄ™to.ObrzÄ™dy rolniczej osady.Co oni knujÄ…? Ma zostać ich barankiem ofiarnym? PewÂnie myÅ›lÄ… sobie, jak to opatrzność zesÅ‚aÅ‚a im czÅ‚owieka z monaÂdy.Spanikowany rozglÄ…da siÄ™ za kotÅ‚em, rożnem albo palem -czymkolwiek, na czym mogliby go ugotować.W miastowcu zaÂwsze krążyÅ‚y straszne opowieÅ›ci o życiu w osadach, ale Michael nigdy nie dawaÅ‚ im wiary, uważajÄ…c je za wyrosÅ‚e z ignorancji mity.Może jednak nie wszystko byÅ‚o do koÅ„ca zmyÅ›lone.Postanawia, że gdy po niego przyjdÄ…, rzuci siÄ™ na nich i bÄ™Âdzie walczyÅ‚.Lepiej być zastrzelonym od razu niż skoÅ„czyć na wiejskim kamieniu ofiarnym.Ale mija pół godziny i nikt przez ten czas nawet nie zerkÂnÄ…Å‚ w stronÄ™ jego celi.WieÅ›niacy taÅ„czÄ… nieprzerwanie.BÅ‚yszÂczÄ…cy od potu, wyglÄ…dajÄ… jak groteskowe i lÅ›niÄ…ce zjawy.NaÂgie, podrygujÄ…ce biusty; rozdÄ™te nozdrza, Å›wiecÄ…ce oczy.DorzuÂcajÄ… do ognia Å›wieżych gaÅ‚Ä™zi.Grajkowie przeÅ›cigajÄ… siÄ™ w coraz bardziej oszalaÅ‚ych rytmach.Zaraz, a to co? Na plac wkraczajÄ… uroczyÅ›cie postacie w maskach: trzy mÄ™skie i trzy kobiece.Prawdziwe twarze ukryte sÄ… za wymyÅ›lnymi kulistyÂmi ksztaÅ‚tami, koszmarnie zwierzÄ™cymi i jaskrawymi.Kobiety niosÄ… owalne kosze wypeÅ‚nione pÅ‚odami rolnymi; widać nasioÂna, ususzone kolby kukurydzy, przemielony pokarm.MężczyźÂni otaczajÄ… siódmÄ… osobÄ™, kobietÄ™; dwu z nich ciÄ…gnie jÄ… za raÂmiona, podczas gdy trzeci popycha z tyÅ‚u.Jest brzemienna, w zaawansowanej ciąży: szósty, może nawet siódmy miesiÄ…c.Nie nosi maski; ma surowÄ…, Å›ciÄ…gniÄ™tÄ… napiÄ™ciem twarz: usta mocno zaciÅ›niÄ™te, oczy szeroko otwarte z przerażenia.GwaÅ‚towÂnym ruchem rzucajÄ… jÄ… na kolana na wprost ogniska.KlÄ™czy ze zwieszonÄ… gÅ‚owÄ…, jej dÅ‚ugie wÅ‚osy prawie zamiatajÄ… ziemiÄ™, a nabrzmiaÅ‚e piersi koÅ‚yszÄ… siÄ™ w rytm nierównego, rwÄ…cego siÄ™ oddechu.Jeden z mężczyzn w masce - nie sposób nie myÅ›leć o nich jako o kapÅ‚anach - intonuje dźwiÄ™czne zaklÄ™cie.PierwÂsza zamaskowana kobieta wkÅ‚ada w obie rÄ™ce ciężarnej po kolÂbie kukurydzy.Druga sypie jej na kark roztarte jedzenie, któÂre przylepia siÄ™ do spoconej skóry, a trzecia ziarno we wÅ‚osy.Pozostali dwaj mężczyźni doÅ‚Ä…czajÄ… do pieÅ›ni.ÅšciskajÄ…c kurÂczowo kraty, Michael ma wrażenie, jakby cofnÄ…Å‚ siÄ™ w czasie o tysiÄ…ce lat, w sam Å›rodek jakiejÅ› neolitycznej uroczystoÅ›ci; to wprost niewiarygodne, że o jeden dzieÅ„ marszu stÄ…d wznosi siÄ™ tysiÄ…cpiÄ™trowy kolos Monady Miejskiej 116.Namaszczanie ciężarnej pÅ‚odami ziemi dobiegÅ‚o koÅ„ca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]