[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W PRL-u od lat do takich elementów - symboli należało mięso.Było obiektem pożądania, przedmiotem przestępstwa (słynne afery mięsne w latach 60-tych kończyły się wyrokami śmierci), stanowiło temat nadużyć propagandy, daremnie wmawiającej Polakom, że są nim przeżarci do nieprzyzwoitości.Gdy dogorywający komunizm w podwyżkach cen mięsa widział swe zagrożenie, centrale handlu zagranicznego ekspediowały polską szynkę na zachód i na wschód, dla krajowców pozostawiając jeno ogony, rogi i kopyta.Pomysł reglamentacji nasuwał się niejako automatycznie.O ile mnie jednak pamięć nie zawodzi, pierwsza kartka, wyemitowana u nas gdzieś koło 1978 roku, opiewała na cukier.Dopiero lata następne przyniosły burzliwy rozwój systemu kartkowego, który objął szeroki asortyment towarów: masło, mąkę, kaszę, wódkę a w porywach i lokalnie takie rzeczy jak buty, majtki czy mleko dla niemowląt.Przede wszystkim jednak przedmiotem uporczywej reglamentacji, która utrzymywała się najdłużej, było mięso.Kartki na mięso należały jeszcze nie tak dawno w Polsce do dóbr szczególnie pożądanych: kradziono je, fałszowano, weszły w obieg handlowy na czarnym rynku: Wydawałoby się, że nietrudno przejść stąd do wyimaginowanej już sytuacji, kiedy kartka taka - życiowo niezbędny papierek uprawniający do deputatu w padlinie - przeradza się w symbol zamożności, komfortu życiowego.Żeby ją zdobyć, opłaca się wejść w konflikt z prawem, do zbrodni włącznie; w pewnych instytucjach kartka będzie nawet traktowana jak glejt czy dowód tożsamości.I prawdę mówiąc, dziwi mnie nieco, że ten pomysł-samograj został wykorzystany nie przez Polaka, znającego reglamentację z autopsji, a przez Martina Harnicka z dobrze zaopatrzonych w mięso (i piwo) Czech.Ale z drugiej strony to nie przypadek, że powieść „Mięso” napisał Czech właśnie, Dekadę temu w Czechosłowacji poza żarciem i piwem mało było atrakcji; w szczególności surowo było zabronione otwieranie gęby w celu innym niż konsumpcyjny.Także myśleć nie należało za wiele, a już myśl krytyczną o sprawujących władzę tępiono z dużą bezwzględnością.Harnicek ograniczył zatem swego bohatera do czystej fizjologii, uczynił zeń indywiduum doskonale bezrefleksyjne, które nawet gdy mu oczy zajdą mgłą od przeżarcia mięsem trzeciej klasy, nie zdobywa się na gram pomyślunku o swojej kondycji ani o otaczającym go świecie.W takim świecie wzrastał, żyje według jego praw, innego świata nie zna i, prawdę mówiąc, znać nie chce.Światem tym jest miasto, zdewastowane co się zowie, lecz ze skąpych relacji bohatera niewiele się o nim dowiadujemy.Są tam jakieś budynki i zapewne ulice, by miały po czym przebiegać oddziały policji; jest przede wszystkim wielka hala targowa, gdzie posiadacze kartek mogą wymienić je na mięso.Oprócz mięsa nic do jedzenia w tym mieście nie ma.Hala dzieli się na trzy klasy podług świeżości towaru; po jednej stronie lad znajdują się klienci, po drugiej zaś rzeźnicy.Niby więc groteska, pisana trochę pod Kafkę, ze snującym się po hali targowej miejscowym Józefem K.- gdyby nie niepokojąca obfitość związków tej powiastki z życiem w realnym socjalizmie.Jego sedno i w Polsce, i w Czechach sprowadzało się do rygorystycznego przestrzegania absurdu.Kto obserwował zmagania się obywateli w polskiej kolejce po rąbankę, słyszał obelgi, jakimi się obsypują, znajdzie w „Mięsie” odniesienia niemalże bezpośrednie.Zbieżność z Czechami polega na narzuceniu społeczeństwu umowy: my, wasza władza, zapewniamy wam paszę, ale za to maul halten.Morda w kubeł.Czesi sarkali na naszą biedę, ale zazdrościli nam wolności.I Polaków, wyrywających sobie przy ladzie krwawe ochłapy, i Czechów, sączących spokojnie pilznera, Harnicek sprowadził do roli pozbawionych głębszej refleksji bydląt.Oto ideał człowieka, rzecze wskazując bohatera „Mięsa”.Żyje z dnia na dzień, a horyzont jego zainteresowań wyznaczają problemy związane z napchaniem kałduna.Kałdun to ja, brzmi jego dewiza.Oto granice ostatecznego zbydlęcenia.Skoro ludzie pozwolili uznać się za bydło, są też jak bydło traktowani.Podkreśla to język, którym myśli bohater.Żyje w świecie śmierci, nazywanej tu ubojem.Ubój nie wzbudza sprzeciwu, gdyż jest na porządku dziennym, grozi za każdy przejaw niesubordynacji.Uboju w majestacie prawa dokonują czerwonomundurowi policjanci.Morderstwo zwie się nielegalnym ubojem.Nielegalny ubój lub choćby jego próba karane są ubojem.Jeśli ktoś zmarł z przyczyn naturalnych, co zdarza się nader rzadko, mówi się o nim, że padł.O Bogu w tym mieście nikt nie słyszał.O zwykłej ludzkiej solidarności także nie -każda próba porozumienia się z drugim człowiekiem, zebrania się kilku osób, traktowana jest jako nielegalne zgromadzenie i karana ubojem jak leci.Tu widać, że tragedia Harnickowego bohatera polega na samotności.Nie dane mu doświadczyć wzajemności drugiego człowieka w odczuwaniu rzeczywistości, nie ma od kogo dowiedzieć się, że urządzenie świata nie jest jedynym możliwym, że można i należy go zmieniać.Do inwalidztwa umysłowego dochodzi uczuciowe: gdy już znajdzie się między uciekinierami z miasta, nie wykorzysta szansy, by się przy ich pomocy wyzwolić.W człowieku widzi on bowiem tylko mięso - i trzymając się tej filozofii zostaje wygnany z powrotem do miasta, gdzie podczas rozpaczliwej próby zdobycia pożywienia przytrafi mu się ubój.Tak oto skończy w hali targowej na ladach pierwszej klasy: z mięsa powstał i w mięso się obróci.Sama hala targowa pomyślana została przez autora jako mikromodel komunistycznego społeczeństwa.Oprócz rzeźników i klientów z kartkami harcują tam policjanci, dokonując uboju za najdrobniejsze przewinienie.Wystarczy brak kartki (wielu głodomorów chce bodaj popatrzeć na mięso, powdychać jego zgniły aromat) czy nieopanowanie odruchów fizjologicznych, co przy permanentnie rozstrojonych żołądkach musi być nagminne.Rolę kapusiów wypatrujących najmniejszych oznak niesubordynacji pełnią męty zwane także lumpami, nagradzane za swą aktywność obgotowanym mięsem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]