[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.miecza, wiązany wedle rycerskiej mody.Napatrzył siętrochę, jak robili mieczem panowie rycerze i przed*** zimowaniem uznał, że długi miecz wędrowcowi przydasię bardziej od korda.Byle kto z byle czym nieNaparł na furtę.Zaparła się z całej siły.Pojechała na podejdzie.Trzecim pasem był ten z hakiem dobutach.Na cholernych butach po jego żonie.Miała napinania kuszy.Normalnie trzymał go z nią w jednymochotę rzucić mu je w twarz.Nacisk zelżał.Skorzystała worku, ale teraz spodziewał się bitki i strzelania.z okazji, zerwała kaptur, przerzuciła nad bramą.Dlatego włożył kapalin, a płaszcz i kaptur zostawił w- Zabierz to sobie! Nic po niej nie chcę! Ani kiecki domu.Miał nadzieję, że chociaż z tym go chłopi nieani chłopa! zostawią.Patrzyli na niego jak na głupca, gdy radził,Szarpnęła płaszcz, żeby też mu odrzucić.W tym żeby nie szli w kożuszkach.momencie brama odjechała w tył, w stronę podwórza.Ot, cała różnica między nimi a wojskiem.Nie widzą,Upadła na śnieg.W czasie, kiedy ona zapierała się że zabijanie to rzemiosło, trza się do niego z głowąplecami o furtkę, Artur po prostu otworzył całe wrota.brać.Tuż przed górką zatrzymali się i zaczęli o czymśPodniosła się, uwolniła od płaszcza i zaczęła uciekać.gadać wymachując rękami.Poślizgnęła się na oblodzonej drodze i znów upadła.Gdy Leo wyszedł na szczyt, nie mógł uwierzyćPrzez ten mróz było ślisko jak diabli.Dogonił ją bez własnym oczom.problemu, zarzucił płaszczem, podniósł i trzymał zaramiona.Klęczeli oboje w śniegu, nie mogła się ***wyrwać, chociaż szarpała ze wszystkich sił.- Słuchaj mnie wreszcie! Muirre odeszła! Nie żyje! - - Doczekamy do zmroku, to jeszcze godzina.krzyknął jej prosto w twarz.Przygotuję konia, nie mamy zbyt wiele do zabrania.JakPewnie, Muirre gon 'na - pomyślała z goryczą.- A się ściemni, ruszamy.- Minęli otwartą szeroko bramę,ja mam wysłuchiwać tej piosenki.pomyślał, że powinien ją zamknąć i wypuścić psy,- Muirre nie żyje.Nie wróci do mnie.A ty.jesteś albowiem szerokie wrota wiodą w zatracenie, jaktrochę do niej podobna, ale nie jesteś nią.I nie będziesz.mawiał pomylony kapelan Królewskich Psów.INie musisz nikogo udawać, bo się nie da - sapnął schować tę siekierę, nie może zostawać tak na dworze.ciężko.Zgrzał się jak po dobrym biegu.- Zaraz się Uśmiechnął się do niej.zorientowałem, jak zeszłaś ze strychu - Patrzyłem na - To prawie jak jeden z moich snów.Nie chcę sięciebie.Wyglądasz prawie tak samo, ale i bardzo się obudzić.różnisz.Nikt jej nie zastąpi, ona już nigdy nie wróci.A - Nie śpisz - burknęła.ja nie chcę dłużej tu siedzieć.Chcę odejść.Z tobą, nie z - %7łebyś ty wiedziała, ile razy śniły mi się takienią, bo jej już nie mam.I tyle.Niczego nie musisz.zapewnienia.- Coś sobie przypomniał o krok odTylko, żebyś ze mną była, dobrze? Chociaż tyle, żebym drzwi.- Nie przyszło mi do głowy, żeby cię o cościę stąd zabrał, bo jak cię tu ktoś zobaczy, to zabiją.Nie zapytać.Jak masz na imię?chcę, żebyś umarła.Potem zrobisz, có zechcesz, ale nie - Muirre.daj się teraz zabić.- Psiakrew, nie kpij.- Stanął jak wryty i mocnoPrzestała się wyrywać.złapał ją za ramiona.Podniosła na niego oczy.Uśmiechnęła się tak znajomo, że aż zabolało.KWIECIEC 2003JESZCZE RAZ MORRIGAN- Ja naprawdę mam na imię Muirre.Nie jednemu szybkim i celnym pchnięciem w kark.Złapał oddech.psu Burek.Dlatego cały czas myślałam, że mówisz do Rozejrzał się.Ciepał próbował uciekać na czworakach,mnie.: zostawiał na śniegu czerwony ślad.Skowyczał jak piesZatkało go.Miał coś powiedzieć, ale brakło mu przy każdym kroku.Gdy zobaczył nadchodzącego zsłów, więc tylko ją objął.widłami, zawył nieludzko-i zwinął się w kłębek,Muirre nagle szarpnęła się.Wypadła mu z rąk jak zasłaniając głowę rękami.Zginął szybko.Może imiękki worek.I nagle Artur zrozumiał z całą bezboleśnie,pewnością, że to nigdy nie był sen - dość było Artur rozejrzał się dookoła tępym wzrokiem.Sapnął.popatrzeć na leżącą mu na stopach dziewczynę.Z Był tak zgrzany, że parował jak sagan na piecu.Znowupleców sterczał jej gruby bełt, a ten czarniawy kusznik zaczął padać śnieg - na zryte w walce zaspy, na ciała.iprzed otwartą bramą oglądał się na kilku chłopów ze na Muirre.wsi.Na chwilę świat zrobił się całkiem czerwony.***Leo mógł sobie pogratulować.Trafił w sam środek -między łopatki.Ani zipnęła.Może tej suce przydałoby Ziemia była już zbyt zmarznięta, by wykopać grób,się trochę bólu, ale czasem trzeba się śpieszyć.Chłopi więc po prostu ułożył ją ubraną najpiękniej jak potrafiłpewnie gadaliby o tym z tydzień i namawiali Artura do na łóżku.Potem podpalił dom, zabierając broń, psy ioddania dziewki przez drugi tydzień, a tu już po konia.Ludzmi ze wsi zajęły się kruki i wilki.Ichsprawie.rodziny nie mogły, bo jeszcze tej nocy podpalił wieś,Wściekły ryk rozdarł powietrze.Artur leciał jak starannie podpierając drzwi do chat.Skończył zedziki zwierz, w połowie drogi porwał z pniaka długą wszystkirn, potem aż do wiosny wszelki ślad po nimsiekierę.Leo odrzucił kuszę, zanim upadła w śnieg - zaginął.sięgnął po miecz, zanim wyciągnął go do połowy z Muirre gon 'na, Artur gon.pochwy, jego głowa rozpadła się niemal na kawałki od Mówiono, że został zbójem, że zła sława ściągnęłapoziomego uderzenia obuchem.do niego swołocz z całej okolicy.Mówiono, że jestGospodarze zareagowali sprawnie - rzucili się do szalony, bo bogini Morrigan dotknęła go swoją łaską.walki.Bardzo krótkiej.Jakub wpadł w zaspę, dlatego Mógł to tak nazwać.Mówiono, że jej dotyk daje muArtur nie trafił w głowę.Ale rozrąbał mu ramię w powodzenie w walce.Był taki niby-klecha, który sięohydny sposób i jego przedśmiertny wrzask smagnął przyplątał i wygłosił mnóstwo kazań na ten temat.pozostałych jak bat.Szło im dziwnie słabo.Może przez Grubas, nie wiedzieć czemu przepędzony z klasztorukożuchy, a może dlatego że ślizgali się po śniegu i nie Bożej Ręki, wołali go Tuck.Gadał bez przerwy, nawet,byli u siebie.Artur chodził po swojej ziemi przez lata - kiedy go bili, aż nauczył ludzi bzdur na każdą okazję.dniami, nocami, po błocie i lodzie - omijał dziury Umiał gadać i lubił, ten Tuck.Artur wreszcie mu1 nierówności, w które oni wpadali.Nie umieli uwierzył - nie on jeden zresztą.W końcu zebrała sięwalczyć w grupie, on umiał.W dodatku z domu przy nim banda gotowa na wszystko.Robili wszystko.Iwybiegł jak stał, w samym kaftanie, był rozgrzany, a nawet wiele więcej niż zwykle robią zbójeckieoni zmarznięci.Chciał zabijać.towarzystwa.Mika był następny, bo najbliższy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]