[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pchnęła drzwi i pędząc przez pusty o tej porze korytarz, dobiegła do windy.Zniecierpliwiona oczekiwaniem, ruszyła schodami na czwarte piętro.Spociła się w puchowejkurtce; łzy zalewały jej oczy.Ciszę oddziału chirurgicznego zakłóciłstukot obcasów.Jakaś pielęgniarka usiłowała ją zatrzymać w połowie drogi, ale Anna niezwróciła na to uwagi.Chwyciła za klamkę drzwi gabinetu lekarskiego i otworzyła je z rozmachem.W pokoju był tylko Witek.Pisał coś przy biurku. Gdzie& jest& Patryk? wykrztusiła, usiłując zapanować nad rwącym sięoddechem. O rany, jak ty wyglądasz? Patrzył na nią zaskoczony. Co się stało? Gdzie& Patryk? Na bloku.Robi ostry brzuch.To jeszcze trochę potrwa.Coś z dziećmi? No mów,bo zaczynam się denerwować.Usiedli na wersalce.Witek otoczył Annę ramieniem. Nie z dziećmi zaprzeczyła, wpatrzona w wydeptaną wykładzinę. Z Gośką.Jestw szpitalu.Chciała, chciała się& zabić.%7łyje, ale stan jest& ciężki mówiła z trudem, uciskającpalcami skronie. O w mordę! Złapał się za głowę. Co jej do łba strzeliło? Nie wiem.Musimy natychmiast ustalić, w jakim jest szpitalu i co z nią.Magda powiedziała mi,co się stało, ale jej zasrany mąż przerwał rozmowę i nie wiem, gdzie leży Gośka. Zaraz spróbujemy czegoś się dowiedzieć. Witek wstał pospiesznie.W Sztokholmie nie ma aż tak wielu szpitali.Zadzwonimy do wszystkich, tylko poszperam winternecie.A ty, jeśli możesz, zrób kawę. Jednego nie rozumiem Anna mówiła jakby do siebie. Dlaczego niepowiedziała mi o dziecku? Jakim dziecku? Przystanął przed biurkiem. Gośka jest w ciąży.Dziecko na szczęście żyje.Magda twierdzi, że to jakiś osiemnasty,dziewiętnasty tydzień.Ale ten lekarz chyba się pomylił.Przecież Maciek zginął w lipcu, więc togdzieś dwudziesty któryś tydzień, może nawet trzydziesty& ciągnęła z nisko pochyloną głową.Niewidziała, jak bardzo Witek zmienił się na twarzy.Podszedł do okna i chociaż był mróz, otworzył je na oścież.Dopiero podmuch zimnegopowietrza sprawił, że Anna spojrzała w jego stronę.Stał zwrócony do niej tyłem, z opartymi ofutrynę rękoma.Coś ją tknęło; powoli podniosła się z wersalki. Nie musiał się& pomylić usłyszała jego głuchy głos. Co?Witek odwrócił się; jedno spojrzenie na jego twarz wystarczyło Annieza odpowiedz. Nie musiał się pomylić.To może być& moje dziecko.Wtedy naprawdę ją poniosło.Zupełnie jakby to wszystko działo się poza jej kontrolą. Wykorzystałeś kobietę w takiej depresji?! Ty draniu! krzyknęła i trzasnęła go w twarz.Raz,drugi, trzeci.A potem, w jakimś szale, zaczęła walić w niego na oślep jak w worek bokserski.Za Małgośkę, za jej dziecko, za te przeklęte liściki i przesyłki, za oskarżenia Patryka i jejrozpadające się małżeństwo.Biła bez opamiętania, aż do bólu rąk.Witek stał niewzruszony jak głaz.Prawie nie drgnął, przyjmując na siebie ciosy, zasłużone czynie.Wreszcie zdyszana opuściła ręce i& rozpłakała się gwałtownie. Już? Lepiej ci? Ochłonęłaś trochę? pytał z purpurową od uderzeń twarzą, obejmując Annęramionami.A ona stała z głową wspartą o jego pierś, jak bezwładna kukła.Słyszała, jak dudniło muserce. Nie wykorzystałem jej.Nie doszło do niczego, czego by nie chciała.To się stało wtedy,kiedy wróciłem od Beaty.Trochę wypiliśmy.Ona pocieszała mnie, ja ją i tak& wyszło. Nie chcę tego słuchać. Anna wyswobodziła się z uścisku. Ani na ciebie patrzeć.Wróciła do domu pieszo przez zamarznięte ulice.Stopy w cienkich, skórzanych botkachzamieniały się w sople lodu.Szczypiący mróz pokrył szronem jej rzęsy.Zlizgała się, biegnąc po oblodzonych chodnikach.Przez całą drogę nie opuszczał jejlęk o Małgosię.Modliła się, jak umiała najżarliwiej, żeby opatrzność czuwała nad przyjaciółką ijej dzieckiem.Co za ironia losu, myślała.Przez tyle lat starali się z Maćkiem o dziecko i nic.A jedna pijana noc z Witkiem przyniosła to, o czym Gośka tak długo marzyła.Tylkodlaczego chciała się zabić? Dlaczego tyle piła, skoro wiedziała, że jest w ciąży?Dlaczego nic nie powiedziała, tylko uciekła? Mnożyły się te dlaczego coraz bardziej, ależadne nie zyskało odpowiedzi.Kiedyś może się dowie, teraz to nieważne.Najważniejsze, żeby Gośkaprzeżyła.Anna zaklinała dobre myśli, żeby przerodziły się w dobre zdarzenia.Minęła dziewiątawieczorem, kiedy przemarznięta od stóp do głowy weszła wreszcie do domu. Co z nią? Wiesz już coś? W przedpokoju powitała ją przejęta Majka. Nic.Zupełnie nic.Poradziłaś sobie z Adasiem? Tak.Już śpi.Myślałam, że Chris zaczeka ze mną na ciebie, ale nim zdążyłam przynieść kawę,już go nie było.Połóż się, zrobię ci herbaty z malinami. Nie chcę.Tak jak stała, w ubraniu, padła na łóżko.Wstrząsały nią dreszcze na przemian ze szlochem.Chciała siąść do komputera, żeby znalezć ten szpital, ale choć mózg wysyłał do ciała sygnał, żeby siępodniosło, ono nie reagowało.Nie wiedzieć kiedy zasnęła.Męczyły ją jakieś koszmary oraz gorącona przemian z zimnem.Miała wrażenie, że spała tylko chwilkę, kiedy usłyszała głośny płacz synka.Otworzyła ciężkie powieki, czując tępy ból głowy i łamanie w kościach.Adaś stałna chwiejnych nóżkach, trzymając się szczebelków łóżeczka. Ma-ma-ma-ma! wołał żałośnie.Zwlokła się z łóżka zdrętwiała, przepocona, w wymiętym ubraniu, usiłującpowrócić do rzeczywistości.Kręciło jej się w głowie, posklejane włosy przywarły do czoła ipoliczków.Dygocząc jak liść na wietrze, wzięła synka na ręce, zmuszając się do uśmiechu.Jakautomat przygotowała kaszkę, nakarmiła go, nawet coś mówiła,ale jej myśli były gdzie indziej.I w jednej chwili zdecydowała, że poleci za myślami.Do Małgosi.Nie zostawi jej samej.Choćby nawet Bożena miała ją wywalić z pracy,to pojedzie do Szwecji.A niech mnie wyleje, co mi tam, może nawet tak będzie lepiej.Nie tapraca, to inna, mam to gdzieś, i tak wszystko się sypie.Niech posypie się jeszcze bardziej.Jaki dziś dzień? usiłowała sobie przypomnieć.Sobota, odetchnęła, patrząc na kalendarz naścianie.Dwa pełne dni na załatwienie wszystkiego.Dwa kolejne dni obcości Patryka.Jego milczenia ioskarżycielskiego wzroku.Anna przyłożyła rękę do rozgrzanego czoła.Przebrała Adasia, nie mającsiły na nic więcej.Nawet na prysznic.Posadziła dziecko na podłodze, rzuciła mu zabawki, owinęłasię grubym kocem i zasiadła do komputera.Dochodziła ósma rano, kiedy oczekując na połączenie z kolejnymi lecznicamiw Sztokholmie, dowiedziała się tylko tyle, że w Karolinskiej taka pacjentka nie leży.Wybierała numer drugiego szpitala, kiedy wrócił Patryk.Teściowie dziś nieprzychodzili.Anna spięła się cała, bo kiedy w domu był jej mąż, znikał spokój. Cześć, kotku, dawno wstałaś?Usłyszała pytanie, lecz nie była pewna, czy dobrze słyszy.Zwilżyła usta.Z trudemprzełknęła ślinę i odwróciła się zaskoczona w stronę Patryka.Patrzyła, jak szedłdo niej, z rękoma wyciągniętymi do powitania.Objął ją, pocałował w czoło, a chwilępotem powiedział z niepokojem: Jesteś cała rozpalona. Zmarzłam& wczoraj wyjąkała oszołomiona tą jego niespodziewanąmetamorfozą.A może tylko tak jej się wydaje, bo ma gorączkę? Zna go czy nie zna? Kim on jest?Wczoraj wróg, dziś przyjaciel? Doktor Jekyll czy pan Hyde? Jej szkliste, pełne zaskoczeniaoczy przesunęły się po jego zmęczonej twarzy. Wracaj do łóżka. Podniósł ją z krzesła z taką czułością, jakiej od dawna nie doświadczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]