[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty jesteś dobra.Nigdy nie chcesz nikogo zranić, nawet kiedy czujesz się naprawdę nieszczęśliwa.– Ja też cię kocham – odrzekła dziewczyna, chociaż nie zrozumiała wszystkiego, co mówiła jej przyjaciółka.A Rita nigdy, przez całe swoje życie, nie powiedziała żadnej kobiecie, że ją kocha.Omal nie umarła, kiedy Deirdre wyrzucono ze św.Róży.Ale przecież wiedziała, że tak będzie.Ona sama widziała Deirdre z młodym mężczyzną w klasztornym ogrodzie.Zauważyła, jak Deirdre wykrada się po kolacji, kiedy nikt nie patrzył.Powinny wtedy brać kąpiel, układać włosy, to była jedyna rzecz u „św.Różyczki”, która Ricie wydawała się naprawdę zabawna.Dziewczęta musiały ładnie się czesać i lekko malować usta, bo, jak mówiła siostra Daniela, na tym polega „etykieta”.Deirdre nigdy nie brała udziału w tym niemal rytualnym czesaniu, ponieważ jej włosy zawsze leżały w idealnych lokach.Potrzebna jej była tylko wstążka.W tamtych czasach Deirdre nieustannie znikała.Pierwsza brała kąpiel, a potem wymykała się na dół i wracała tuż przed zgaszeniem światła.Zawsze spóźniona na wieczorny pacierz, zawsze w pośpiechu, zawsze z zarumienioną twarzą.W ramach przeprosin obdarzała siostrę Daniele tym prześlicznym niewinnym uśmiechem.A kiedy się modliła, robiła to z uczuciem.Rita myślała, żetylko ona dostrzega, iż Deirdre wymyka się na zewnątrz.Nie mogła ścierpieć, kiedy Deirdre nie było w pobliżu.Tylko dzięki niej czuła się znośnie w tym internacie.A więc pewnej nocy zeszła na dół, aby poszukać przyjaciółki.Może Deirdre buja się na huśtawkach.Zima dobiegła końca i zmierzchało dopiero po kolacji.A Rita wiedziała, co dla Deirdre znaczył zmierzch.Nie znalazła jej jednak na placu zabaw.Podeszła do otwartej bramy ogrodu zakonnic.W ciemności jaka tam panowała, dostrzegała jarzącą się bielą wielkanocne lilie.Zakonnice zetną je w Wielką Niedzielę.Nie, Deirdre nigdy nie złamałaby zasad wchodząc tam.A jednak Rita usłyszała głos przyjaciółki.I stopniowo jej oczom ukazała się sylwetka Deirdre siedzącej w cieniu na kamiennej ławce.Orzeszniki były tak samo wielkie jak na podwórku, a ich gałęzie zwisały równie nisko prawie dotykając ziemi.Z początku Rita dostrzegała jedynie białą bluzkę, ale potem dojrzała twarz koleżanki, nawet fiołkową wstążkę w jej włosach.Zobaczyła też siedzącego przy niej wysokiego mężczyznę.Było tak cicho.Szafa grająca w murzyńskim barze właśnie w tej chwili zamilkła.Żaden dźwięk nie dobiegał z klasztoru.I nawet światła w refektarzu zakonnic zdawały się bardzo odległe, bo tak wiele drzew rosło wokół budynku.Mężczyzna powiedział do Deirdre:– Moja ukochana – wyszeptał cicho, ale Rita Mae dosłyszała to.– Tak, ty mówisz.Słyszę cię.– Odparła Deirdre.– Moja ukochana – powtórzył cicho mężczyzna.Potem Deirdre płakała.Wyszeptała coś jeszcze, być może było to imię, tego Rita już nigdy się nie dowie.Zabrzmiało tak, jakby powiedziała: Mój Lasher.Pocałowali się.Deirdre odchyliła głowę w tył, blade palce nieznajomego odcinały się wyraźnie od jej czarnych włosów.I mężczyzna odezwał się ponownie:– Chcę tylko dać ci szczęście, moja ukochana.– Dobry Boże – wyszeptała Deirdre.A potem nagle zerwała się z ławki i Rita zobaczyła, jak biegnie ścieżką wśród grządek lilii.Mężczyzny nigdzie nie było widać.Zerwał się wiatr i przemknął przez orzeszniki, a ich najwyższe gałęzie uderzyły w ganki klasztoru.Nagle cały ogród zaczął się poruszać.A Rita była tam sama.Odwróciła się zawstydzona.Nie powinna była słuchać.I ona także uciekła, biegiem pokonując cztery kondygnacje drewnianych schodów, które wiodły z piwnicy na strych.Minęła godzina, zanim wróciła Deirdre.Rita czuła się okropnie że tak ją szpiegowała.Ale później, tej samej nocy leżąc w łóżku Rita powtarzała te słowa: Moja ukochana.Chcę tylko dać ci szczęście, moja ukochana! Och, pomyśleć tylko, że jakiś mężczyzna mógł powiedzieć coś takiego do Deirdre.Rita znała tylko chłopców, którzy przy nadarzającej się okazji chcieli ją „pomacać”.Głupich niezgrabiaszy, takich jak Terry od św.Krzyża, który powiedział: „Wiesz, Rita, zdaje mi się, że cię bardzo lubię”.Jasne! Bo pozwoliłam ci się „pomacać”, głupi bawole.– Ty lafiryndo! – powiedział jej ojciec.– Do internatu, oto gdzie pójdziesz.Nieważne, ile mnie to będzie kosztowało.Moja ukochana.Przywiodło jej to na myśl piękną muzykę i eleganckich panów ze starych filmów, które oglądało się w telewizji.Głosy z innej epoki, miękkie i wyraźne, słowa niby pocałunki.A przy tym ukochany Deirdre był taki przystojny.Wysoki i dobrze, ba! przepięknie ubrany.Dostrzegła biały kołnierz i takież mankiety u jego rękawów.Właściwie nie widziała jego twarzy, dostrzegła jednak, że miał ciemne włosy, duże oczy.Z kimś tak wspaniałym Rita też spotykałaby się w ogrodzie.Zrobiłaby z nim wszystko.Och, naprawdę nie mogła się połapać w uczuciach, jakie w niej to obudziło.Płakała, ale był to płacz cichy i pełen słodyczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]